SPORT
Dakar błędów nie wybacza
Twarz ukryta w zakurzonych rękawicach. Z oczu płyną łzy szczęścia, bo zrealizował dziecięce marzenie – ukończył Rajd Dakar. – Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem – mówi Maciej Giemza z Piekoszowa, który w swoim debiucie w Dakarze zajął rewelacyjne 24. miejsce.
– Emocje już opadły, ale trudno opisać to, co działo się na mecie w Cordobie. Po dwóch tygodniach nieustannego skupienia nastąpiło emocjonalne rozklejenie. Wszystko ze mnie spłynęło, co w obliczu spełnionego zadania było fantastyczne – mówi Giemza.
Motocyklista od wielu lat uważany jest za jeden z największych talentów w tym sporcie. Wychowanek Kieleckiego Towarzystwa Motorowego Novi Korona ma na swoim koncie kilkanaście medali mistrzostw Polski w rajdach enduro. W minionym roku dołożył do kolekcji kolejne dwa „złota”. Do tego triumfował w mistrzostwach świata cross country w kategorii juniorów oraz w klasyfikacji Dakar Challenge, dzięki czemu otrzymał szansę startu w słynnym rajdzie w barwach Orlen Teamu.
Profesor Czachor
W tym roku przypadła czterdziesta edycja Dakaru. W opinii wielu specjalistów trasa jubileuszowej odsłony była najtrudniejsza, odkąd rywalizacja została przeniesiona do Ameryki Południowej. Marc Coma, kiedyś wybitny zawodnik, dziś dyrektor rajdu, przygotował dla swoich kolegów dziewięć tysięcy kilometrów po bezdrożach Peru, Boliwii i Argentyny z licznymi nawigacyjnymi niespodziankami.
– Dla mnie każdy kilometr Dakaru stanowił nowość, ale niewiele rzeczy mnie zaskoczyło. Razem z Jackiem Czachorem przeprowadzaliśmy dobre analizy tras – tłumaczy Giemza.
Czachor brał udział w trzynastu Dakarach. Należał do ścisłej czołówki motocyklistów. Teraz dzieli się doświadczeniem z młodszym kolegą, który nazywa go „rajdowym profesorem”.
– Jego rady są bezcenne. Jacek ma dużo cierpliwości, dobrze się dogadujemy i z jego pomocą mogę się odpowiednio rozwijać. Zawsze po skończonym etapie wspólnie przygotowywaliśmy tak zwane roadbooki, czyli plany tras. Jego wiedza jest ogromna i korzystam z niej, kiedy tylko mogę – opowiada młody motocyklista.
Schudł sześć kilogramów
Dzień na Dakarze przebiega według określonego planu. Rozpoczyna go pobudka około czwartej rano. Później energetyczne śniadanie, „dojazdówka”, odcinek specjalny, kończony późnym popołudniem, a nawet wieczorem.
– Koncentracja i regeneracja to słowa kluczowe na Dakarze. Po etapie musieliśmy najpierw nadrobić braki energetyczne (Maciek podczas rajdu schudł 6 kg – przyp. DW). Motocykl oddawaliśmy mechanikom, sami przygotowywaliśmy strój na drugi dzień, siadaliśmy do analizy, potem masaż regeneracyjny i na sen zostawało 4-5 godzin. Na etapach największym obciążeniem psychicznym jest nawigacja. Cały czas trzeba być na niej skupionym. Jeden błąd może kosztować bardzo dużo. Kiedy jedną rzecz zrobi się nie tak, wszystko przestaje współgrać, a wtedy stres nasila się – objaśnia motocyklista Orlen Teamu.
O tym, jak ciężka była tegoroczna rywalizacja, najlepiej świadczą statystyki. Na starcie imprezy stanęło blisko 140 motocyklistów. Na metę dojechało tylko 85. Kontuzja wykluczyła z rywalizacji między innymi obrońcę tytułu, Brytyjczyka Sama Sunderlanda.
– Etapy były ciężkie, ale taki jest Dakar. Bardzo wymagające pod względem fizycznym były szczególnie te w górach. Na odcinkach specjalnych wspinaliśmy się nawet na wysokość pięciu tysięcy metrów. Tam w rozrzedzonym powietrzu każdy ruch jest męczący, a wszystkie trzeba wykonywać bardzo precyzyjnie, aby uniknąć upadku, bo często oznacza on uszkodzenie maszyny lub uraz – opowiada Maciek.
Podczas rajdu nie brakuje kibiców, którzy – jeśli tylko zawodnicy przejeżdżają w pobliżu ich miasteczek – tłumnie wychodzą dopingować. – Podczas przejazdu przez jakąś miejscowość popełniłem błąd, ponieważ nie zdążyłem wyhamować ze 150 kilometrów do ograniczenia do 30. Są one po to, aby kibicom nie stała się krzywda. Złapałem pięciominutową karę i mam już nauczkę na przyszłość.
Uczestnicy rajdu nie mieli za wiele czasu na zwiedzanie. Maciek jeszcze przed startem odwiedził z kolegami fawele w Limie, stolicy Peru. Chwycili za pędzle, kubły z farbą i odświeżyli drewniany domek jeden z rodzin.
– To również wielkie przeżycie. W Polsce ludzie nie mieszkają w takich warunkach. Z dzieciakami podzieliliśmy się słodkościami, wymalowaliśmy dom, a wdzięczność miejscowych była ogromna. To też zapada w pamięci – mówił Giemza.
22-latek powoli myśli o kolejnym Dakarze. – Na razie jest czas na regenerację, ale już układamy plan na kolejny sezon. Poprawić 24. miejsce będzie ciężko, a przygotowania będą jeszcze trudniejsze od tych ubiegłorocznych. Treningi i kolejne rajdy posłużą temu, aby jak najlepiej wypaść w kolejnej edycji. Najważniejsze, aby unikać kontuzji – przekonuje Giemza.
A nam pozostaje trzymać kciuki za nasz świętokrzyski towar eksportowy. I to jaki szybki!
Zdjęcia: Orlen Team
https://emkielce.pl/sport/dakar-bledow-nie-wybacza#sigProGalleriafac3455108