Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

SPORT

[WYWIAD] Dujszebajew: Doceńmy to, co mamy

piątek, 28 kwietnia 2017 10:27 / Autor: Radio eM
[WYWIAD] Dujszebajew: Doceńmy to, co mamy
[WYWIAD] Dujszebajew: Doceńmy to, co mamy
Radio eM
Radio eM

Vive Tauron Kielce wielkimi krokami zbliża się do najważniejszych spotkań sezonu. Mistrzowie Polski po odpadnięciu z Ligi Mistrzów skupiają się na obronie dubletu na krajowym podwórku. O ostatnich cięższych tygodniach dla kieleckiego klubu oraz o planach na najbliższą przyszłość porozmawialiśmy z Tałantem Dujszebajewem, trenerem „Żółto-biało-niebieskich”.  

- Damian Wysocki i Piotr Natkaniec: Zacznijmy od reprezentacji. Na początku maja kadra rozegra dwa bardzo ważne mecze z Białorusią. Po jesiennych porażkach z Serbią i Rumunią w nadchodzących spotkaniach trzeba wygrać, aby zachować szansę wyjazdu na mistrzostwa Europy w Chorwacji.

- Musimy podejść do tych spotkań z nożem na gardle. Patrzymy najpierw na pierwszy mecz w Mińsku. Nie chce mówić i zastanawiać się, co będzie dalej. Chcemy wygrać najbliższe spotkanie i to jest najważniejsze.

- Do kadry wracają Karol Bielecki i Krzysztof Lijewski.

Jestem im wdzięczny za to. Wystarczyło, że zapytałem ich o to, a oni zgodzili się. Grać z orzełkiem na piersi to duma. To są ludzie, którzy wiedzą, co to jest odpowiedzialność. Mają ogromne doświadczenie i myślę, że najlepiej wiedzą, że te najbliższe spotkania są bardzo ważne dla przyszłości naszej reprezentacji. Kiedy obejmowałem kadrę powiedziałem, że dla nas priorytetem są Igrzyska Olimpijskie w Tokio, ale żeby tam się dostać musimy być w siódemce na mistrzostwach świata 2019. Do tego momentu trzeba ograć młodszych zawodników, ale to najlepiej wychodzi w stykowych meczach na mistrzostwach dlatego bardzo chcemy pojechać do Chorwacji. Dodatkowo bez awansu na EURO ciężej dostać się na Mundial, dlatego Krzysiek i Karol wiedzą, że potrzebujemy ich doświadczenia i umiejętności, dlatego się zgodzili.

- Oni zostali powołani po to, aby wykonać zadanie jakim jest awans na EURO, później jeśli awansujemy szansę po raz kolejny dostaną młodsi?

- Powiedziałem im, że dla mnie najważniejsze są te dwa mecze. Jeśli zrobimy to, co chcemy to poprosimy ich również, aby zagrali w czerwcu z Rumunią i Serbią. Jeśli awansujemy na turnieju musimy dać szanse młodym. Będę powtarzał, że te mecze na turniejach mistrzowskich są dla nas bardzo ważne, żeby nabierać doświadczenie, a później walczyć, najpierw o awans na Igrzyska, później w Japonii, a ostatecznie na mistrzostwach świata w 2023, które odbędą się w Polsce. Musimy myśleć przyszłościowo.

- Zostawimy kadrę i przejdźmy do Vive. Minęło już trochę czasu od spotkań z Montpellier. Nie irytuje Pana, że po meczach spadła na Was fala krytyki?

- Najpierw chciałbym powiedzieć, że zawsze za porażkę odpowiedzialny jest trener. Popełniliśmy swoje błędy i bardzo boli nas to, że nie awansowaliśmy do najlepszej ósemki. Irytuje mnie jednak ta sytuacja, kiedy ludzie nie szanują tego, co mają. Z doświadczenia powiem - takie słowa to nie moje alibi czy uciekanie od odpowiedzialności. Zawsze powtarzam, że bardzo trudno utrzymać się na szczycie. Dużo łatwiej jest iść do góry. W tamtym roku osiągnęliśmy olbrzymi sukces, ale w tym sezonie zdarzył nam się mentalny wypadek. To nie pozwoliło nam awansować dalej. Chciałbym, aby ludzie zdali sobie sprawę ile kosztuje pojedyncze zwycięstwo w takich rozgrywkach. Nie może być też tak, że o sukcesie bardzo szybko zapominamy. Jesteśmy jednym klubem, które we wszystkich dyscyplinach w Polsce wygrał Ligę Mistrzów. Wcześniej mogliśmy się tylko pochwalić Bońkiem, Dudkiem czy Młynarczykiem w nożnej czy Lijewskim w ręcznej. Dlatego mówię - najważniejsze, aby ta porażka dała nam siłę do tego, aby w kolejnym roku było lepiej.

- Tak po ludzku. Nie jest Panu przykro?

- Jest. Krytyka musi być zawsze. Wielu powie po porażce: „czemu nie wziął czasu”, ale czemu po wygranej  nie powie: „dobrze, że zrobił taką zmianę”. Każdy oczywiście ma prawo do swojego zdanie, ale za swoje decyzje odpowiadam ja. Przykładowo, robię zmiany po 15 minutach i tego nie zmieniam, wykonuje inne rzeczy i też się tego trzymam. Takie mam podejście. Porażki bolą, ale muszą nas uczyć. Jak mówi mój znajomy: „po sukcesie zawsze przyjdzie porażka”. Ważne, że mamy fantastycznych fanów, dla mnie najlepszych na świecie. To, co oni robili w hali kiedy przegrywaliśmy, kiedy klaskali, mocno śpiewali było kapitalne. Chciałbym, żeby wszyscy grali zawsze do jednej bramki, a nasza wypełniała się nie tylko wtedy kiedy gramy w Lidze Mistrzów.

- Vive w starciach z Montpellier było jednak faworytem, a apetyty po ubiegłorocznej wygranej były mocno rozbudzone.

- Ważne, żeby zrozumieć też, że nie mamy największego budżetu świata, Montpellier ma półtorej razy większy, ale i tak na papierze byliśmy faworytem. Musimy podziękować prezesowi i zarządowi, że ściągnęli tutaj takich zawodników i mamy mocną drużynę Chociaż wielu naszych graczy mogłoby grać w innych miejscach za większe pieniądze. Musimy to uszanować. W tym sezonie nie osiągnęliśmy sukcesu, ale jeśli ktoś teraz powie mi, że w przyszłym roku znowu wygramy Ligę Mistrzów, a w kolejnym nie awansujemy do Final Four to jestem w stanie teraz podpisać nową umowę.

- Jedna rzecz, którą by Pan zmienił po przegranych meczach w Lidze Mistrzów to?

- Wróciłbym do Celje i zmotywowałbym jeszcze mocniej zawodników, żebyśmy wygrali za wszelką cenę ten mecz. Bo od niego wszystko się zaczęło. Gdybyśmy tam zdobili dwa punkty to jestem pewny że wygralibyśmy naszą grupę.

- Właśnie. Scenariusze dwóch-trzech spotkań były podobne do tego w Celje. Niby pełna kontrola, ale nagle coś się psuło.

- Bardzo chcieliśmy wygrać te wszystkie mecze i byliśmy do nich naprawdę dobrze przygotowani. Później zrobił się jakiś automatyczny odruch. W Celje, Kristianstad, czy dwumeczu z Montpellier. Fizycznie, taktycznie zespół był przygotowany, ale zawiodła strefa mentalna. Dlatego teraz wiemy, że w następnych sezonach musimy bardzo mocno pilnować tego punktu, aby nie zabrakło tej koncentracji i głodu zwycięstw.

- Pewnie dużo trudniej zmotywować zawodników, którzy osiągnęli sukces niż tych, którzy do niego dążą? 

- Jest to bardzo trudne. Weźmy na przykład Mikkela Hansena, który po Igrzyskach Olimpijskich grał słabiej i nie mógł się odnaleźć. Spadły na niego złe komentarze, że nie gra na swoim poziomie. Ale to on był najlepszy w Brazylii. Po tym sukcesie też opadł mentalnie. Dopiero teraz zaczyna ożywać. To wszystko jest głowa. Do sukcesów idziemy całe życie, ale kiedy je zdobędziemy to nie jest łatwo utrzymać się na szczycie. Taka jest historia. Bliższy przykład z Polski z ostatnich dni. Zagłębie Lubin w tamtym roku zajęło trzecie miejsc w ekstraklasie, a w tym nie ma ich w ósemce. Nie da się cały czas wygrywać, bo zawsze przychodzi ten cięższy moment. Jesteśmy tylko ludźmi, na wynik składają się różne czynniki, a o sukcesie na tym poziomie może zaważyć nawet te pół procenta, na który składają się różne sytuacje np. rodzinne.

- Na pewno jakimś sposobem na rozwiązywanie tego problemu jest tzw. „świeża krew”. W przyszłym sezonie do Kielc trafi kilku młodych zawodników, którzy są dopiero na początku swoich karier.

- Pełna zgoda. Do tego jeszcze dojdzie jeszcze Dean Bombac, który z różnych względów w tym sezonie nie pokazał na co go stać. Jako ojciec swoim synom zawsze mówię, żeby nie zmieniali klubu w roku olimpijskim, bo kiedy grasz w reprezentacji to nie masz czasu, żeby być na przygotowaniach z zespołem. Bombac przyjechał do nas z Brazylii z kontuzją i nie grał na początku. Kiedy zaczął dochodzić to po jakimś czasie uszkodził żebra, przez co nie pojechał na mistrzostwa świata. Kiedy znowu wrócił do treningów w lutym rozchorowała się jego rodzina i jego też nie ominęły antybiotyki.

- Zmienił się też system rozgrywek. W finale zostanie rozegrany mecz i rewanż, a nie jak w poprzednich latach rywalizacja będzie toczyła się do trzech zwycięstw. Może decydować dyspozycja dnia.

- Chciałbym, aby u nas w lidze było 16 zespołów i żebyśmy grali regularny sezon. Liga to nie jest puchar gdzie trzeba grać eliminacje. My przez cały rok pracujemy i walczymy, żeby być pierwszymi. Wiadomo, ten amerykański system komuś może się podobać, ale ja nie mogę zrozumieć dlaczego będąc pierwszym przez cały sezon, dalej trzeba to udowadniać. Kiedy Miguel Indurain wygrywał pięć razy z rzędu Tour de France to za każdym razem wszystko robili wszystko, aby on przegrał, ale i tak się nie dawał. Może podobnie jest u nas.

- Dziękujemy za rozmowę. 

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO