MIASTO
"Klient splunął mi w twarz". Wstrząsające historie kieleckich kasjerek
Wyzwiska, poniżanie, oszustwa, a czasami nawet groźby. Z tym spotyka się wiele kasjerek pracujących w kieleckich sklepach i marketach. Okazuje się, że bezczelny klient nie należy wcale do rzadkości, a w starciu z nim pracownik czuje jedynie... bezsilność. "Znienawidziłam pracę z klientem", zgodnie przyznaje wiele pracownic.
Zapytaliśmy kilka byłych i obecnie pracujących w Kielcach kasjerek o doświadczenia związane z bezpośrednim kontaktem z klientem.
Jak tłumaczy pani Aneta, już samo określenie stanowiska "kasjer-sprzedawca" jest mylące.
– Ludziom wydaje się, że obowiązkiem kasjera jest jedynie obsługa kasy fiskalnej. W rzeczywistości poza kasowaniem produktów, mamy mnóstwo innych obowiązków. Wykładamy towar, często dźwigając duże ciężary, sprzątamy - również po klientach, wynosimy śmieci, w niektórych sklepach wypiekamy pieczywo i rozkładamy ceny. Oczywiście mamy też stały kontakt z klientem, dla którego nieraz pełnimy funkcję worków treningowych. Oczekuje się od nas przy tym bycia zawsze miłym i uśmiechniętym – mówi pani Aneta, która pracowała m.in. w Biedronce i Lidlu.
– Kielecki klient ma złą opinię. Niestety, w wielu przypadkach zasłużoną. Nie chcę generalizować, bo większość zachowuje się normalnie, ale wcale nie brakuje tych, którzy bardzo dosłownie traktują stwierdzenie "klient nasz pan". Praktycznie każdego dnia trafia się ktoś, kto czuje, że na pracowniku może wyładować swoją frustrację. Pewnego razu pan chciał kupić czteropak piwa w promocji. Ta promocja już nie obowiązywała, pan został o tym poinformowany. Po nabiciu paragonu zaczął krzyczeć na mnie, że jestem złodziejką, która próbuje go naciągnąć, splunął mi w twarz i zostawił zakupy - opowiada pani Aneta.
– Nie mogłam się pozbierać. Nigdy nie czułam się tak upokorzona. W podobnych sytuacjach pracodawca oczekuje od nas profesjonalizmu, boimy się więc wchodzić w konflikt z chamskim klientem. Zdarza się, że spotykamy się też z groźbami. Takie osoby myślą, że kasjer to niższa forma życia, bez wykształcenia, bez ambicji, krótko mówiąc: głupsza. Czują się lepiej, mogąc zademonstrować nam swoją rzekomą wyższość – dodaje.
Swoimi doświadczeniami podzieliła się także pani Irena, która na kasie przepracowała wiele lat. Zajmowała to stanowisko zarówno w wielkopowierzchniowych marketach, jak i w mniejszych, osiedlowych sklepach. Kilka lat temu została nawet zgłoszona do plebiscytu na "Najsympatyczniejszego sprzedawcę", który organizowało "Echo Dnia". Obecnie pracuje w restauracji McDonald's.
– Sytuacja, którą przytoczę, miała miejsce, gdy pracowałam w jednym z większych marketów. Obsługiwałam klientów, kiedy nagle przy mojej kasie mężczyzna dostał ataku padaczki. Upadł na podłogę, blady i trzęsący się. Ponieważ kasy są zabudowane, nie miałam możliwości wyjścia i udzielenia mu pomocy. Na szczęście pomógł ochroniarz, który ułożył go w bezpiecznej pozycji. Kierownik w tym czasie wzywał pogotowie. W największe osłupienie wprawiło mnie jednak zachowanie innych klientów. Zaczęli oni... przeszukiwać kieszenie kurtki mężczyzny, aby szybciej zapłacić za jego zakupy, bo kolejka zaczęła się dłużyć. Starsza pani, zupełnie niefrasobliwie, stając nad mężczyzną leżącym na ziemi, przyniosła jogurt i poprosiła o szybkie sprawdzenie ceny - opowiada pani Irena.
– Innym razem klient kazał mi wezwać kierownika tuż po tym, gdy zapłacił za zakupy, a ja wydałam mu paragon. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobiłam nie tak. Może niewłaściwie wydałam resztę? Coś źle nabiłam? Pomyliłam kod? Okazało się, że pan chciał złożyć na mnie skargę, bo jego zdaniem... jestem za brzydka na bycie kasjerką - opowiada pani Irena.
Pani Marzena, która od pewnego czasu nie pracuje już w zawodzie sprzedawcy, zdradza w rozmowie z nami, że klienci potrafią być również bardzo pomysłowi - byle zapłacić mniej, niż powinni.
– Możemy tu mówić na przykład o zamienianiu opakowań, przeklejaniu cen lub kodów z tańszych produktów na te droższe, "fałszywych" reklamacjach czy wręcz o kradzieżach. Widziałam wiele kuriozalnych sytuacji. Pewnego razu klientka oznajmiła, że pozywa sklep do sądu. Kilka dni wcześniej kupiła u nas płyn do spryskiwaczy i twierdziła, że została wprowadzona w błąd przez sklep. Ponoć dostała wysypki, bo była przekonana, że kupuje płyn do kąpieli - mówi pani Marzena.
– Klienci często też podkradają. A co? Właściwie to, co się da. Otworzą na przykład opakowanie z kapsułkami do prania i zabiorą kilka z nich, wyjmą baterie z urządzeń elektrycznych, "poczęstują się" jednym cukierkiem... - dodaje pani Marzena.
Każda z naszych rozmówczyń podkreślała w rozmowie, że zawód kasjera-sprzedawcy jest trudny nie tyle z powodu wielu obowiązków, ale głównie z powodu... złych klientów.
– Zły klient nie jest regułą, ale też nie jest wyjątkiem od reguły. Osobiście myślę, że możemy tu mówić o pewnym zjawisku, które często nawraca. Widziałam już wiele łez przelanych przez pracowników sklepów przez to, że klient (a wystarczy jeden, aby zrujnować cały dzień) krzyczy na nich, poniża, awanturuje się i dokłada pracy - tłumaczy pani Irena.