SPORT
[WIDEO] Kielecki dziennikarz zrobił swoje, ale akcja jeszcze trwa
Przemierzanie kilometrów ma we krwi. Jeśli nie za ukochanym Milanem, to na swoich nogach. Biegiem. Marcin Długosz, dziennikarz sportowy pochodzący z kieleckiej Bukówki, znów zmierzył się z ogromnym dystansem, pomógł przy tym w rozpropagowaniu zbiórki charytatywnej.
Mocne nogi, ogromne płuca, ale jeszcze większe serce – tak w kilku słowach można scharakteryzować dziennikarza „Super Expressu”. Przed rokiem przytoczyliśmy jego historię, kiedy pokonał 130 kilometrów dla pięcioletniego Miłosza. Po tym wydarzeniu udało się zebrać ponad 70 tysięcy złotych, a chłopczyk mógł przejść konieczną operację słuchu. Później Marcin rozpoczął przygotowania do kolejnego wyzwania: pokonania 180 kilometrów z Warszawy do Kielc. Znowu połączył to z pomocą. Tym razem dla 22-letniego Krzysztofa Rakowskiego, wymagającego pilnej operacji kręgosłupa.
10 GROSZY ZA KILOMETR
Młody mężczyzna, pochodzący z mazowieckiego Mszczonowa, zmaga się ze skoliozą. Kilka lat temu został źle zoperowany. Z każdym miesiącem, normalne funkcjonowanie jest coraz trudniejsze.
– Efekty tej złej operacji atakują organy wewnętrzne i zagrażają jego życiu. To wszystko, co ma w ciele – mówiąc brutalnie – w każdej chwili może się zawalić. Krzysiek nie może czekać, musi przejść operację jak najszybciej. Do końca czerwca musi uzbierać sto tysięcy złotych – wyjaśnia Marcin Długosz.
Kielczanin, kiedy dowiedział się o zbiórce, nie czekał. Za pośrednictwem mediów społecznościowych ogłosił akcję #ZadyszkaDlaKrzyśka. Każdy kilometr swojego biegu wycenił na 10 groszy. Wszystkie osoby, które zadeklarowały jego wsparcie, poprosił o wpłacenie 18 złotych na konto fundacji zbierającej pieniądze na operację Krzyśka. Sam przystąpił do realizacji sportowego celu.
– Mam olbrzymią motywację. Kiedy pokonam barierę sprzed roku, wkroczę w nieznane obszary. 180 kilometrów miałem w głowie od dawna, jednak ten dystans jest dla mnie zagadką – mówił nam dwa dni przed biegiem Marcin.
WARUNKI NIE POMOGŁY
W poprzedni piątek, 26-latek wyruszył o czwartej rano z warszawskiego Mokotowa. Asystowało mu dwóch kolegów na rowerach, którzy stanowili jego zaplecze techniczne. Na trasie dołączyła do nich jego siostra – Marta, rodzice oraz znajomi. Jakby to nie zabrzmiało, ale pierwsze 100 kilometrów przebiegło niezwykle gładko.
– Pierwsze dziesięć godzin biegu nie stworzyło większych problemów. Później pojawiło się znużenie i zniechęcenie. Na około 125 kilometrze bardzo pomógł mi Miłosz, bohater ubiegłorocznej akcji. W Szydłowcu wręczył mi laurkę, co dało mi siłę. Później pojawiła się ulewa. Przebieranie ubrań nic nie dało, bo po minucie byłem już mokry – opowiada dziennikarz współpracujący też z „Kanałem Sportowym”.
26-latek czekał na przekroczenie granicy województw. Toczył również walkę z coraz bardziej wymagającym ukształtowaniem terenu. W końcu wygrał zdrowy rozsądek. Zrezygnował na 145 kilometrze.
– Na końcu to była agonia. Powalczyłem jeszcze dziesięć kilometrów, ale później wszystko było ponad moje siły. Pierwszy raz musiałem uznać wyższość jakiegoś dystansu, który wcześniej sobie założyłem. Nie dobiegłem do celu, ale nie mogłem ryzykować zdrowia. Musiałem patrzeć też na osoby, które mi towarzyszyły. Jeśli jednak w ten sposób aspekt charytatywny zostanie doprowadzony do końca, to mogę tak przegrywać zawsze – tłumaczy Długosz.
WSPARCIE Z WŁOCH
Akcja odbiła się szerokim echem w mediach społecznościowych. „Marcin całe Podkarpacie jest z Tobą”, „Śledzimy Cię w pracy. Jesteś wielki” – wpisów w tym stylu było bardzo dużo. Marcin jest zagorzałym fanem AC Milan, jest jednym z redaktorów prowadzących polską stronę klubu. Biegł w koszulce „Rossonerich”. Jego poczynania zauważono również we Włoszech.
– Rozdźwięk akcji przerósł najśmielsze oczekiwania. Oczywiście, to też dodało mi siły, ale po 15 godzinie przestały do mnie docierać jakiekolwiek sygnały. Nawet jeśli prezydent Stanów Zjednoczonych i królowa Wielkiej Brytanii przyszliby mnie osobiście wpierać, to już byłem za bardzo zmęczony, aby cokolwiek z tego odczuwać – przyznaje Marcin.
Elżbiety II i Joe Bidena nie było na mecie na kieleckiej Bukówce. Mimo niepowodzenia, pojawiło się na niej kilkadziesiąt osób, w tym mama Krzyśka.
– Moja sportowa cząstka przeżywa gorycz, ale to będzie dodatkowy powód, aby pracować jeszcze więcej i postarać się, żeby w kolejnych miesiącach osiągnąć jeszcze lepszy wynik. To schodzi na dalszy plan. Najważniejsze, że stworzyliśmy jedną wielką ekipę. Bieganie to nie jest sport indywidualny – uzupełniał dziennikarz. Do zamknięcia zbiórki na rzecz Krzyśka na „SiePomaga” brakuje ok. 30 tysięcy złotych. Marcin niebawem znowu coś przygotuje. Te brakujące 35 kilometrów na pewno zrekompensowałby mu powrót Milanu do Ligi Mistrzów… Kluczowe starcie z Atalantą juz w niedzielę.