MIASTO
Winda w wieżowcu przy ul. Piekoszowskiej zagraża bezpieczeństwu. Mieszkańcy: Jesteśmy uwięzieni we własnych domach
Mieszkańcy wieżowca znajdującego się przy ulicy Piekoszowskiej 57 od dziesięciu lat walczą o naprawę notorycznie psującej się windy. Lokatorami budynku są w większości osoby starsze, chore oraz niepełnosprawne, które czują się uwięzione we własnych domach.
- Mieszkam tutaj od sześciu lat, blok stoi dziesięć i z tego co wiem od sąsiadów, to winda psuła się od początku. Naprawiały ją już trzy firmy, ale to nic nie dało - mówi Agata Trzpil, lokatorka.
Sprawę na bieżąco monitoruje kielecki radny Maciej Bursztein, który jest w stałym kontakcie z mieszkańcami i w ich imieniu nie raz już interweniował w Miejskim Zarządzie Budynków.
- Winda regularnie się zacina, dlatego ludzie boją się z niej korzystać - mówi Bursztein. - Pieniądze na jej wymianę zostały zabezpieczone, więc to nie kwestia finansowa. Z tego, co wiem, to została nawet podpisana umowa z wykonawcą. Termin realizacji, jaki go obowiązywał minął w zeszłym miesiącu. Opóźnienie miało podobno związek ze złą częścią, która przyszła z Niemiec, o czym mieszkańcy dowiedzieli się już po wyznaczonym terminie. Mam wrażenie, że Miejski Zarząd Budynków w ogóle nie przejmuje się tą sprawą, to nie jest dla nich priorytet - dodaje.
W wieżowcu zostało wywieszone ogłoszenie o przystąpieniu do modernizacji dźwigu, która miała rozpocząć się we wtorek, 12 listopada. Od planowanej daty minął prawie tydzień, a w bloku nadal nie rozpoczęły się żadne prace.
- Po wyznaczonym terminie pojawiła się informacja, że panowie, którzy mieli naprawiać windę, jadąc ze Strykowa do Kielc, ulegli wypadkowi i wszyscy są w szpitalu - mówi Grzegorz Kasperek-Uniewski, mieszkaniec. - Winda miała być naprawiona we wrześniu, później przeniesiono to na październik, jest listopad, a ona jak się psuła, tak się psuje i nikt z tym nic nie robi. Najpierw złe części, potem wykonawca zrezygnował i tak od dziesięciu lat jest coś wymyślane. Lokatorami są w większości osoby starsze, chore i niepełnosprawne. Bywa tak, że czasem siedzą zacięci w windzie po dwie godziny. Dźwig psuje się nawet trzy razy dziennie. Przez te lata był on naprawiany setki razy, za te pieniądze można było już kupić przynajmniej trzy nowe - zauważa pan Grzegorz.
- Mieszkam na przedostatnim piętrze. Moja dwunastoletnia córka choruje na porażenie mózgowe - opowiada Agata Trzpil. - Jestem w bardzo trudnej sytuacji, ale nie ja jedyna. Moja sąsiadka, kombatantka, ma 90 lat i można powiedzieć, że bez windy jest uwięziona we własnym domu. Staramy się sobie wzajemnie pomagać, ale każdy ma kłopoty. Mieliśmy się przygotować na około dwutygodniowy remont, ale na razie nic się nie zaczęło. Właściwie nie wiemy, na czym stoimy. Od tygodnia siedzimy w domu, bo winda miała być wyłączona 12 listopada. Cały tydzień, niestety, nikt tutaj się nie zjawił, więc czekamy cierpliwie. Winda jest bardzo niebezpieczna i tak głośna, że w nocy nie da się spać, gdy ktoś z niej korzysta - tłumaczy pani Agata.
Według mieszkańców problem stanowi również komunikacja z Miejskim Zarządem Budynków. - Jakiekolwiek kartki z ogłoszeniami pojawiają się dopiero po moich wielokrotnych prośbach. Bez interwencji nikt by nic nie wiedział - informuje Bursztein.
Stanowisko MZB w tej sprawie przedstawimy wkrótce.