SPORT
Najważniejszy dzień roku
- Jesteśmy przyzwyczajeni, że gorzką pigułkę świąt bez rodziny trzeba przełknąć - mówi Sławomir Szmal, bramkarz PGE VIVE. Rozmawiamy z nim o piłce ręcznej, świątecznych tradycjach i o tym, co jest dla niego najważniejsze.
Ale zanim oddamy głos Sławkowi, parę słów na tematy bieżące: kielczanie pierwszego dnia świąt wielkanocnych zmierzą się na wyjeździe w rewanżowym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z Rhein-Neckar Loewen. Spotkanie w Mannhaim będzie tylko formalnością. W pierwszym spotkaniu, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, mistrzowie Niemiec przysłali do Hali Legionów trzecioligowe rezerwy. Nasi zawodnicy młodszym, niedoświadczonym kolegom dali lekcję handballu i zwyciężyli 41:17. Odrobienie takiej straty przez pierwszy skład „Lwów”, przy obecnej dyspozycji PGE VIVE, jest niemożliwe.
Lwy się przejechały
- W tym roku nie przegraliśmy jeszcze meczu. To jest budujące. W sporcie do każdej drużyny i sytuacji trzeba podchodzić z respektem, a w piłce ręcznej miały miejsce różne rzeczy, ale tylu bramek jeszcze nikt nie odrobił. Teraz mamy jeden cel, musimy wyjść na parkiet i walczyć o zwycięstwo - przekonuje Szmal.
Decyzja Rhein-Neckar, które zdecydowało się rozegrać dwa spotkania jednego dnia, przez wielu okrzyknięta została jednym z największych absurdów w historii klubowego handballu. Co najlepsze, pierwszy skład „Lwów” w ubiegłą sobotę również przegrał 22:27 w prestiżowym starciu Bundesligi z THW Kiel.
- Naszą pracą jest granie z każdym przeciwnikiem. Pytanie czy Rhein-Neckar opłacało się takie podejście? Mogli grać w innych terminach i dalej mieć swoje szanse. Ale to nie nasza sprawa - ucina „Kasa”.
Święta na odległość
Odejdźmy jednak na chwilę od dnia codziennego i skupmy się na tym niezwykłym czasie, jakim są dla Sławomira Szmala święta wielkanocne. Sportowcy różnych dyscyplin są przyzwyczajeni, że często spędzają je na boisku czy parkiecie. Rzadko kiedy jednak rywalizacja wypada w wyjątkową niedzielę w roku.
- Przez ostatnie lata częściej graliśmy w Wielką Sobotę i te dwa świąteczne dni spędzaliśmy z rodziną. Teraz, niestety, nie będzie nam to dane. Z Mannhaim wrócimy zapewne w poniedziałek, w okolicach wieczora. Dla mnie to nie pierwszyzna. Gdy grałem w Bundeslidze, takie terminy nie były rzadkością, to po prostu życie sportowca - mówi Szmal.
Jak będą wyglądały święta tysiąc dwieście kilometrów od domu? - Na pewno dziwnie. W takich chwilach myśli się o rodzinie, o tym, co oni w tym momencie robią. Jak siadają do świątecznego stołu, jak rozmawiają, jakie pokarmy spożywają.
W rodzinie Sławomira Szmala obyczaje świąteczne nie odbiegają od tych znanych w Świętokrzyskiem. - Ale żurku na śniadanie nie ma. Święta są podobne jak wszędzie, zwyczaje też. I cały dzień coś się podjada. W tym roku żona z synkiem jadą do rodziców, więc pewnie co nieco zabiorą mi do domu. Ale przecież nie jedzenie jest najistotniejsze. Dla mnie Wielka Niedziela to najważniejszy dzień w roku. Przygotowuję się do niego przez cały Wielki Post. Duchowy wymiar jest dla mnie bardzo ważny – zdradza Szmal.
Ostatnie miesiące?
A co po świętach? Wszystko wskazuje na to, że najbliższe dwa miesiące będą ostatnimi dla Sławomira Szmala w roli zawodnika PGE VIVE. Po ich zakończeniu kończy mu się kontrakt. - Jeszcze nie wiem, co będzie. Zobaczymy - mówi.
Trwające rozgrywki są dla „Kasy” wymagające. Niestety, kontuzje nie omijają drugiego bramkarza, Filipa Ivicia, przez co Szmal w najważniejszych spotkaniach musi grać w pełnym wymiarze. Ale z zadań wywiązuje się bardzo dobrze.
- Jestem osobą trochę eksploatowaną przez czas i kontuzje. Czuję to, mam problemy z kolanami. Ale do końca sezonu wytrzymam i dam z siebie wszystko - zapewnia.
„Kasa” od jakiegoś czasu szkoli bramkarzy w reprezentacji i jak sam mówi, bardzo dobrze się w tym odnajduje. Od kilku miesięcy dzieli się cennym doświadczeniem z Miłoszem Wałachem, który odciąża go w spotkaniach Superligi. Szesnastolatek już zaliczył wymarzony debiut w Lidze Mistrzów. W ostatnim starciu z „Lwami” wybronił karnego.
- Przed tym chłopakiem są duże perspektywy. Musi włożyć w swój rozwój wiele pracy, ale już pokazał, że potrafi bronić. Widać jak z każdym meczem rośnie i to jest budujące. - To, co cenię w nim najbardziej, to ambicja i wysiłek, który wkłada w treningi. On ma świadomość tego, gdzie się znajduje i wie, co dzięki pracy może osiągnąć - chwali młodszego kolegę Szmal.
PGE VIVE po średnim początku sezonu prezentuje coraz lepszą formę, dzięki której zapowiada się pasjonujący bój o Final Four z gwiazdorskim PSG.
- Sport jest taki, że trzeba walczyć zawsze. Niejednokrotnie przekonaliśmy się, że brak koncentracji, nawet przez chwilę, może się strasznie zemścić. A nasza kariera jest zbyt krótka, aby tracić okazje - mówi Sławomir Szmal.