SPORT
Czas spełnić marzenia
- Marzy mi się finał Vive – Veszprem. Obie drużyny mają najlepszych kibiców na świecie – mówił po losowaniu półfinałowym par prezes klubu, Bertus Servaas. Jego marzenie się spełniło, ale teraz czas sięgnąć po kolejne – zwycięstwo w Champions League. Finał Vive Tauron Kielce – MVM Veszprem rozpocznie się dzisiaj o godzinie 18.00.
Kielecka drużyna zagrała wczoraj wielki mecz. Wydawało się, że zatrzymanie największych gwiazd PSG wspieranych przez petrodolary płynące z kieszeni arabskich szejków, to zadanie niewykonalne. Jednak rzeczywistość po raz kolejny pokazała, że pieniądze w sporcie to tylko część układanki. Drugą, znacznie ważniejszą, jest waleczność i wiara w zwycięstwo.
Jeden z najlepszych bramkarzy świata Thierry Omeyer, choć spisywał się nieźle, to był często bezradny gdy swoje akcje konstruowali szczypiorniści z Kielc. A mieli cały wachlarz możliwości. Jeśli przebić nie mogli się Lijewski z Jureckim, to piłka wędrowała do skrzydłowych lub na koło, i na odwrót, i tak przez cały mecz. Gdy na początku drugiej połowy kielczanom przydarzył się dłuższy przestój, pokazali to, czego zabrakło Paryżanom – charakter. Zupełnie bezbarwna, pozbawiona polotu była największa gwiazda PSG, Nikola Karabatić. Reprezentant Francji, uznawany za najlepszego piłkarza ręcznego świata nie potrafił przebić się przez defensywny blok Vive. Nawet Mateusz Kus, który był często krytykowany za swoją grę wyglądał wczoraj bardzo solidnie. Gdy pod koniec meczu dostał czerwoną kartkę z gradacji kar, kibice zaczęli skandować jego nazwisko. W końcówce cały zespół pokazał wyrachowanie, którego zabrakło w poprzednich półfinałach. Wykorzystali każdą możliwą okazję na rzucenie bramki czy przechwyt. Wszyscy, co do jednego, walczyli jak lwy.
Teraz jednak czas wyciągnąć rękę jeszcze dalej. Sięgnąć po największe marzenie, o którym w kieleckim klubie mówi się od dawna. Nie ma wątpliwości, że klub sterowany przez Bertusa Servaasa jest na taki sukces gotowy. Zresztą on sam nie spocznie do momentu, gdy do Kielc nie trafi puchar za zdobycie Champions League. Po to zatrudnił wielkiego stratega, jedną z najwybitniejszych postaci w historii handballu, Tałanta Dujszebajewa. Kirgiz doskonale zdaje sobie sprawę, że na razie wykonał tylko połowę założonego planu. Jego podopieczni długo nie cieszyli się ze zwycięstwa. - Zapominamy o półfinale, skupiamy się na finale – mówił tuż po mczu w strefie mixzone do dziennikarzy Michał Jurecki.
O trofeum kieleccy zawodnicy będą musieli stoczyć bój z Veszprem. A oni zapłacili jeszcze większe frycowe niż my i też czują głód sukcesu. Dla Węgrów jest to trzeci z rzędu występ w Final Four w Kolonii. Dwa lata temu zajęli czwarte miejsce, rok temu polegli w finale z FC Barceloną. W swoim kraju są hegemonem takim jak Vive w Polsce. Mistrzostwo swojego kraju zdobywają nieprzerwanie od 2008 roku. Mózgami drużyny są Momir Ilić i Laszlo Nagy. Wspierają ich tacy zawodnicy jak prawoskrzydłowy Gasper Marguc. To on wczoraj na chwilę przed końcową syreną doprowadził do remisu w półfinale z THW Kiel.
Ten pojedynek był zgoła inny niż mecz Vive z PSG. Podopieczni Javiera Sabate w pierwszej połowie męczyli się z Niemcami. Hiszpan musiał urządzić w szatni „suszarkę” swoim graczom, bo ci w ciągu 8 minut drugiej części ze stanu 12:15 wyszli na 17:15. 10 minut dogrywki to był teatr jednej drużyny. Kilończycy byli bezradni, a Madziarzy wygrali zasłużenie.
Obie ekipy spotykały się 6 razy. Statystyki są po stronie Veszprem, bo zespół z Kielc tylko raz okazał się od nich lepszy. Pozostałe 5 meczów przegrał. To jednak już tylko historia. Jedno jest pewne – finał zapowiada się niezwykle. Po 12 latach dominacji zespołów z Niemiec i Hiszpanii, trofeum trafi do drużyny z Polski bądź Węgier.
Z Kolonii Piotr Natkaniec.