REGION
Jakie są najbardziej nietypowe interwencje świętokrzyskich strażaków? Sprawdziliśmy!
Strażacy gaszą pożary – to wie każdy. Okazuje się jednak, że nie brakuje nietypowych, czasem zupełnie zaskakujących interwencji naszych funkcjonariuszy. Jedne wywołują uśmiech, inne – dreszcz przerażenia. Sprawdziliśmy, z czym przyszło się zmierzyć strażakom w naszym regionie.
Część niecodziennych zgłoszeń dotyczy zwierząt. Pierwsze z nich można w skrócie opisać słowami: „Dziki jest dziki, dzik jest zły…”.
- Do tego zdarzenia doszło w Ostrowcu Świętokrzyskim, w lipcu tego roku. Dzik, nie wiedzieć czemu, wtargnął na teren hali produkcyjno-magazynowej jednej z firm. Strażacy obezwładnili go przy użyciu liny, zwierzak trafił pod opiekę weterynarza – opowiada brygadier Marcin Nyga z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach.
Były i interwencje dotyczące dzikiego ptactwa – a konkretnie bażantów. Ptaki postanowiły zrobić sobie przystanek na jednej z ulic i ani myślały ruszać w dalszą podróż.
- Wszystkie samochody stanęły, kierowcy nie chcieli zrobić krzywdy bażantom. Strażacy w najprostszy możliwy sposób przepłoszyli ptaki i udrożnili drogę.
Spora część interwencji dotyczy także dzieci.
- Pamiętam zgłoszenie dotyczące trzynastoletniego chłopca, który zdecydował się wsiąść na huśtawkę przeznaczoną dla małych dzieci. Nastolatek utknął w siedzisku i konieczna była interwencja straży. Nic na szczęście mu się nie stało – wyjaśnia brygadier Nyga.
Był i inny przypadek utknięcia. Nastoletni chłopiec włożył stopę w otwór żeliwnego kaloryfera i nie mógł jej wyjąć. Przy pomocy oliwki, choć nie bez bólu, strażacy uwolnili jego kończynę. Podobnie było w przypadku chłopca, który wsadził palce między szczeble barierki. Na szczęście funkcjonariusze pomogli mu wyjąć dłoń, obyło się bez strat w palcach. Strachu rodzicom napędziła także dziewczynka, która założyła sobie na szyję nakładkę do toalety – tutaj również strażacy szybko pomogli i skończyło się na nerwach.
Do znacznie bardziej niebezpiecznego zdarzenia doszło w Wodzisławiu. Wewnątrz przewodu kominowego, o wysokości 24 metrów znajdowała się 14-letnia dziewczynka.
- Komin był murowany, a na jego ściance znajdowała się metalowa drabinka. Najpewniej po niej dziewczynka weszła na górę i spadła do środka. Na nieszczęście przewód kominowy był czynny, parę godzin wcześniej palacz rozpalił w piecu. Strażacy oczyścili komin, by nie przedostawały się nim toksyny. Wydobyto dziewczynkę, wszystko skończyło się dobrze – opowiada brygadier.
Kolejne niecodzienne zgłoszenie pochodziło do Skarżyska-Kamiennej. Wynikało z niego, że na balkonie na pierwszym piętrze znajduje się kobieta. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że została na nim zamknięta przez 2,5-letnią córkę.
- Strażak dotarł do uchylonego okna i wszedł do środka. Również wszystko skończyło się dobrze. Do groźniejszej sytuacji doszło w miejscowości Kokot. Do nieużywanej studni, zabezpieczonej drewnianymi deskami wpadł trzyletni chłopiec. Głębokość studni wynosiła osiem metrów. Wszystko zauważyła babcia i natychmiast wskoczyła za chłopcem. Podtrzymywała go do czasu przyjazdu strażaków, ponieważ poziom wody był wysoki – mówi Marcin Nyga.
Nieszczęśliwe wypadki zdarzają się nie tylko dzieciom – o pechu może mówić również kobieta, która jechała rowerem w słynącej z dowcipu miejscowości Wąchock. Rowerzystka wjechała w zaporę drogową i upadła tak niefortunnie, że ugrzęzła jej noga w ramie roweru. Uwolnili ją strażacy, za pomocą profesjonalnego sprzętu hydraulicznego.
Co roku, świętokrzyscy strażacy notują około 15 tysięcy najróżniejszych zdarzeń.