PUBLICYSTYKA
Życie z dializą
W Polsce takich osób jest ponad 13 tysięcy. W samym regionie świętokrzyskim – 650. Ich życie jest uzależnione od maszyny.
Trzy razy w tygodniu przez pięć godzin są przykuwani do aparatury usuwającej z organizmu produkty przemiany materii i wodę, których nie mogą pozbyć się nerki. Jednak to, co pozwala im żyć, zarazem ich osłabia.
Organizm człowieka składa się z dwóch nerek, ale jak wiadomo, możliwe jest również w pełni normalne życie z jedną, a także wówczas, gdy obydwie są częściowo niesprawne. W takiej sytuacji koniecznie należy przestrzegać starannie dobranej diety oraz dbać o nerki, aby możliwie długo funkcjonowały na zadowalającym poziomie. Niekiedy jednak nie są one w stanie spełniać swoich funkcji życiowych – dzieje się tak w przypadku choroby lub ich fizycznego urazu.
Dializa to zabieg medyczny, wykonywany w warunkach ambulatoryjnych, polegający na eliminowaniu z organizmu toksycznych produktów przemiany materii oraz nadmiaru wody w procesie filtrowania krwi. Te procesy u zdrowego człowieka zachodzą w nerkach. Dializa „wyręcza” je z tego zadania.
Dla części pacjentów dializa to okres przejściowy, bo mają szansę na wyleczenie nerek, albo na ich przeszczep. U niektórych jednak nadziei nie ma, bo ogólny stan zdrowia nie pozwala na taką ingerencję w organizm. Wtedy chory musi być dializowany aż do śmierci.
A to wywraca życie do góry nogami. W dniu dializy wszystko przebiega według tego samego schematu. Po pacjenta przyjeżdża bus, który zabiera go do stacji dializ. Pojazd zbiera jednak po drodze także innych pacjentów, więc bywa, że podróż po Kielcach trwa naprawdę długo. W kieleckiej stacji dializowanie przebiega na trzy zmiany, ostatnia zaczyna się późnym popołudniem i kończy przed północą. Początek zabiegu jest zawsze taki sam. Najpierw ważenie, podanie heparyny rozrzedzającej krew, wprowadzenie igieł do żyły. Na ekranie komputera wyświetlają się pierwsze dane: ciśnienie tętnicze, żylne, parametry elektrolitów, ultrafiltracja wody, czas. Aparatura zaczyna pompować krew.
- To nie boli – mówi Anna, dializowana od sześciu lat. – Jednak niezwykle męcząca jest sama forma. Prawie pięć godzin spędzam w pozycji półleżącej, nie mogąc wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Ktoś może się zaśmiać, że przecież odpoczywam leżąc, ale to naprawdę nie jest relaksujące. Dializa działa też osłabiająco na mój organizm. Gdy wracam do domu, jestem wykończona i brakuje mi sił. Tak jest nawet wtedy, gdy swoją dializę przesypiam. Po zabiegu spada mi ciśnienie, niekiedy łapią mnie skurcze – dodaje.
To nie jedyne skutki uboczne. Innym jest konieczność zwracania wyjątkowej uwagi na to co się je, ale przede wszystkim pije. Ograniczenia utrudniają życie zwłaszcza w okresie letnim, gdy na dworze jest gorąco i wzmaga się pragnienie. – Między jedną a drugą dializą mogę wypić maksymalnie pół litra płynów dziennie. Czasem śmieję się, że większość wykorzystuję na popicie leków – wyjaśnia Marcin, dializowany od trzech lat. – Pilnuję się bardzo, a i tak często przekraczam dozwoloną dawkę, na co zwracają mi uwagę lekarze. W wakacje rzeczywiście jest najgorzej: kiedyś, nie mogąc już wytrzymać, wymyśliłem sposób, jak oszukać organizm. Brałem do ust kostkę lodu i to nieco pomagało.
W tej chorobie – jak w każdej innej – dużo zależy od samych pacjentów i ich determinacji. Jerzy Sobierajski, prezes kieleckiej filii Stowarzyszenia Osób Dializowanych, to najlepszy przykład osoby, która się nie poddaje i wciąż jest aktywna. – Lekarz był w szoku, gdy powiedziałem mu, że po powrocie z zabiegu do domu zabrałem łyżwy i poszedłem na lodowisko – śmieje się. Ale i on przyznaje, że często po dializie nie jest lekko.
Dzisiaj stara się dużo robić dla innych cierpiących. Na przykład nieustannie wspiera chorych kielczan w uzyskaniu turnusów wypoczynkowych w ośrodkach, które dysponują własnymi stacjami dializ. A w siedzibie stowarzyszenia, którego jest prezesem, i które niebawem powstanie w budynku szpitala na Czarnowie, wkrótce będzie można uzyskać bezpłatne porady prawne i dietetyczne.
Jerzy Sobierajski pragnie także zachęcać samorządy do inwestowania w badania profilaktyczne dla mieszkańców. – Na choroby nerek cierpi w Polsce około 4,5 miliona osób, drugie tyle nie wie o tym, że choruje. Ja o swojej chorobie też dowiedziałem się przypadkiem... . Dlatego każdy przynajmniej raz w roku powinien wykonać badania krwi i moczu. Im szybsza diagnoza, tym większa szansa na skuteczne leczenie – podkreśla.
Tomasz Porębski