PUBLICYSTYKA
Oswoić z cierpieniem w hospicjum
Hospicjum – to słowo i miejsce, które u niejednej osoby powoduje gęsią skórkę. Niestety, w dalszym ciągu, wielu kojarzy je z umieraniem. Jarosław Zatorski, dyrektor oddziału Fundacji św. Brata Alberta prowadzącej Hospicjum w Busku – Zdroju chce to zmienić. – Pokazuję młodym ludziom, że tu nadal toczy się życie, że pobyt w tym miejscu nie musi oznaczać końca – powiedział.
W buskim ośrodku prowadzonym przez Fundację Gospodarczą św. Brata Alberta działają dwa oddziały: główny oddział hospicyjny oraz zakład opiekuńczo – leczniczy. W obu przebywa łącznie 97 pacjentów.
- W pierwszym z nich są osoby, u których leczenie przyczynowe już nie skutkuje. Potrzebne jest natomiast leczenie objawowe oraz pomoc w uśmierzaniu bólu i cierpienia. Są to głównie osoby chore na nowotwór w zaawansowanym stadium, którymi rodzina nie jest w stanie sama się zajmować. Z kolei do zakładu opiekuńczo – leczniczego trafiają osoby z chorobami przewlekłymi, po udarach, czy złamaniach, które potrzebują codziennej rehabilitacji i pomocy w codziennych czynnościach – wyjaśnia Jarosław Zatorski.
Ważny każdy grosz…
Hospicjum zapewnia nie tylko opiekę lekarza i pielęgniarek, ale także pomoc psychologa, a na życzenie pacjenta – również księdza. Pobyt w tym miejscu jest dla pacjentów darmowy. Niestety, środki przekazywane przez Narodowy Fundusz Zdrowia nie pokrywają wszystkich kosztów związanych z opieką nad chorymi. Dlatego bardzo ważne jest wsparcie darczyńców.
- Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy nas wspierają. My sami też staramy się dawać coś od siebie. Na warsztatach zajęciowych, w których biorą udział osoby, których zdrowie na to pozwala, powstają wyjątkowe rzeczy, które później rozprowadzamy na kiermaszach. Ostatnio, wspólnie z wolontariuszami, nasi pacjenci wykonali piękne ozdoby wielkanocne – powiedział dyrektor.
…ale to nie pieniądze są najważniejsze
Oprócz wsparcia finansowego, bardzo ważna jest także inna działalność wolontariuszy: ich pomoc w codziennych czynnościach, rozmowa z pacjentami, czy po prostu obecność.
- To działa tak naprawdę w dwie strony. Z jednej: dzięki obecności wolontariuszy, chorzy czują, że nie są samotni. To niezwykle cenne zwłaszcza dla tych, którzy nie mogą liczyć na pomoc rodziny. Z drugiej strony natomiast, to bardzo ważna lekcja dla samych wolontariuszy. Zapraszam do nas całe szkoły i widzę niejednokrotnie z jakim lękiem ci młodzi ludzie przekraczają próg naszego hospicjum. Wielu z nich kojarzy to miejsce jedynie ze śmiercią i cierpieniem. Ja chcę obalić ten mit, chcę im pokazać, że hospicjum, to miejsce, gdzie nadal jest nadzieja – powiedział Jarosław Zatorski.
Lekcja pokory i radości pomimo cierpienia
Jak się okazuje, wizyty wolontariuszy to strzał w dziesiątkę. Przekonały się o tym między innymi wolontariuszki z Zespołu Szkół Rolniczych w Cudzynowicach, które systematycznie odwiedzają hospicjum.
- Przyznam szczerze, że przekraczałam próg tej placówki z ogromnym strachem. Bałam się widoku chorych ludzi i ich cierpienia. Wszystko zmieniło się, gdy poznałam ich bliżej – opowiada Aleksandra, która uczy się w zawodzie fryzjer. – Teraz przyjeżdżam do tego miejsca z ogromną radością, czeszę pacjentki, obcinam im włosy, a przy tym wszystkim staram się zawsze je wysłuchać. To niezwykłe jak wiele mają nam do przekazania, jak fantastyczne historie możemy poznać. Tak naprawdę, to my im powinniśmy dziękować. Przede wszystkim za wspaniałą lekcję pokory do życia – powiedziała wolontariuszka.
Również Karolinie nie było łatwo wejść do hospicjum.
- Po pierwszym dniu chciałam zrezygnować. Ale kiedy wróciłam do domu, uświadomiłam sobie, że ja też nie chciałabym być sama zwłaszcza w chorobie. Dałam sobie i temu miejscu szansę. Dziś nie żałuję. Ci ludzie naprawdę to doceniają. Są wdzięczni za każdy najmniejszy gest. Uśmiechają się już na sam nasz widok. Ufają nam. A ja? Ja dziękuję, że pokazują mi, jak czerpać z życia radość, nawet w obliczu cierpienia.. - powiedziała wolontariuszka.