PUBLICYSTYKA
"Edukacja seksualna" deprawuje dzieci
Setki tysięcy rodziców żyjących na Starym Kontynencie sprzeciwia się edukacji seksualnej, zaproponowanej przez Międzynarodową Organizację Zdrowia (WHO).
W Polsce oficjalnie ona nie obowiązuje, ale jest wprowadzana w krajach Unii Europejskiej, która chce, by została wprowadzona we wszystkich krajach UE.
Metody deprawacji
„Standardy edukacji seksualnej” WHO zawierają propozycje dla poszczególnych grup wiekowych. Na przykład dzieciom do czterech lat zalecane jest przekazywanie informacji na temat radości i przyjemności z dotykania własnego ciała, masturbacji, a także wyrażania własnych potrzeb, życzeń i granic w kontekście „zabawy w lekarza”. Dzieciom do lat sześciu zaleca się przekazywanie informacji o związkach osób tej samej płci, dzieciom dla lat dziewięciu – wiadomości dotyczących różnych metod antykoncepcji, a do lat dwunastu – nauczenie skutecznego stosowania… prezerwatyw i środków antykoncepcyjnych!
Szokujące są zabawki imitujące męskie i żeńskie narządy płciowe, za pomocą których przedstawiany jest akt płciowy. Dzieci bawią się nimi w przedszkolach Europy zachodniej. Inny element deprawacji to pojawiające się już w polskich księgarniach, adresowane do młodego odbiorcy, wielce kontrowersyjne książki z zakresu edukacji seksualnej, wydawane przez organizacje feministyczne. Nie będziemy cytować ich tytułów, by nie gorszyć naszych czytelników.
Trzeba być czujnym
Wspomniana „edukacja seksualna” jeszcze nie obowiązuje w polskich szkołach, ale już pojawiają się „edukatorzy” z różnych organizacji, które na ten cel pozyskują środki unijne. - Nie mają oni nic wspólnego z pedagogami. Proponują szkołom „edukację seksualną” ukrytą pod chwytliwymi sloganami (na przykład profilaktyki wirusa HIV) lub pod pretekstem zafundowania placówce tablicy multimedialnej w zamian za przeprowadzenie wspomnianych zajęć. Na takie spotkania dorośli nie są zapraszani. Młodych ludzi uczy się na nich na przykład zakładania prezerwatywy. Tak właśnie, tylnymi drzwiami wprowadzane te treści do szkół. Dlatego musimy być czujni – mówi Marcin Brodziński, ojciec trójki dzieci.
Rodzice, wychowawcy i księża przestrzegają, że podobna „edukacja” redukuje człowieka do poziomu biologicznego. – Nie ma tam nic na temat rodziny, wartości, uczuć, więzi, które ludzie tworzą między sobą. Masturbacja powoduje, że człowiek koncentruje się na sobie. Taka „edukacja seksualna” przekazuje tylko technikę seksualną, mającą przyczynić się do osiągania jak największej przyjemności z seksu. Jeśli sfery seksualnej się nie opanowuje, a jeszcze sztucznie rozbudza, może to spowodować, że nie rozwiną się inne aspekty osobowości człowieka – ostrzega ks. dr Adam Wilczyński, moderator Domowego Kościoła diecezji kieleckiej
– Sfera seksualna ma wpływ na całego człowieka. Jeśli jest rozbudzana przedwcześnie i nie we właściwy sposób, mogą być kłopoty z nauką, logicznym myśleniem, koncentracją. W sferze emocjonalnej może pojawić się poczucie wstydu, lęki, brak akceptacji siebie, depresja, a także problemy z własną tożsamością płciową – przestrzega żona pana Marcina, Jolanta Brodzińska.
Stop seksualizacji!
W diecezji kieleckiej rozpoczęła się akcja „Stop seksualizacji naszych dzieci”. - Nie mogliśmy tego tak zostawić. Podjęliśmy szeroką kampanię informującą rodziców, dyrektorów szkół, wychowawców, katechetów i księży o zagrożeniach płynących z tych propozycji. Będziemy także prowadzić konferencje w parafiach. Celem jest przekazanie informacji jak najszerszej grupie ludzi, aby wiedzieli kiedy zareagować, jeśli podobna „edukacja” będzie miała miejsce w ich szkole. Rodzice najczęściej nie mają świadomości, że takie treści mogą być podsuwane ich dzieciom – podkreśla Jolanta Brodzińska.
– Oczywiście nie uważam, że edukacja seksualna jest zła. Trzeba ją prowadzić, ale powinni to robić rodzice, bo oni najlepiej znają swoje dzieci. Do naszego obowiązku należy mówienie im o ich zmianach zachodzących w ciele, płciowości, rozwoju fizycznym i emocjonalnym. Rodzice mają wyczucie i znają swe dzieci. Nie zastąpi ich żaden edukator w szkole – zaznacza Marcin Brodziński.
Małżonkowie z Domowego Kościoła diecezji kieleckiej uświadamiają również co rodzice mogą zrobić w granicach prawa, aby nie dopuścić do proponowanej „edukacji seksualnej”. Na przykład Konstytucja RP mówi w 48 artykule, że „rodzice mają prawo do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia, wyznania oraz jego przekonania”.
– Musimy egzekwować to prawo. Rodzice muszą być zainteresowani tym, czego uczy ich dzieci szkoła oraz różne instytucje. Nie jesteśmy sami, możemy się zrzeszać, aby wspólnie pisać petycje do władz państwowych i samorządowych. Jeśli ktoś wie, że gdzieś prowadzi się tego typu „edukację”, a nie ma odwagi lub nie wie jakie działania podjąć, to na stronie: www.stop-seksualizacji.pl może zgłosić taką placówkę i dostanie wsparcie – zapewniają Jolanta i Marcin Brodzińscy.
Katarzyna Bernat
STOP SEKSUALIZACJI NASZYCH DZIECI - POBIERZ
Standardy edukacji seksualnej w Europie Podstawowe zalecenia - POBIERZ