Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Adopcyjni

czwartek, 02 kwietnia 2015 11:20 / Autor: Maciej
Adopcyjni
Adopcyjni
Maciej
Maciej

Agnieszka mówi, że nie znalazłaby siły, żeby zaadoptować cudze dziecko. Krzysztof – że to ciekawe, dlaczego natura nie chce obdarzyć jakiejś pary potomstwem. Bo może tak właśnie ma być? I tak powinno zostać? Czasem dyskutujemy.

Z Kasią i Mirkiem nie miałabym odwagi na ten temat rozmawiać. Nie miałam jej ani za pierwszym razem, gdy odwiedziłam ich w przytulnym małym domku za miastem, ani parę dni temu, gdy spotkaliśmy się przypadkowo. Właściwie to ja ich spotkałam, bo oni minęli mnie, jakbyśmy się nie znali.  Przystanęłam, zdziwiona tą obojętnością. A oni po prostu nie zauważyli. Patrzyli w głąb dużego wózka, odrywali oczy tylko po to, by nadążyć za poruszającym się z prędkością odrzutowca, dziś już chyba dziesięcioletnim Adamem.

Zatrzymać ich, przypomnieć, że to ja rozmawiałam z nimi dwa lata temu o ich dzieciach? O oczekiwaniach, wędrówkach od lekarza do lekarza, od laboratorium do szpitala?

Pamiętam, że wymarzyli sobie dużą rodzinę. Byli zdrowi, kochali się, ale dziecka nie mieli. Mijały lata, wypełnione chwilami przygnębienia, nostalgii, szukania winnego. Ucieczki od każdej ciężarnej i każdej pchającej wózek matki. Depresja czaiła się do skoku. Z letargu pierwszy obudził się pan Mirek

– Miałem poczucie,  że trzeba być otwartym na każdą sytuację. Nie ma dzieci, których nie można pokochać – wspomina.

Potem poszło gładko. Już wiedzieli, czego chcą. Dziecka, któremu potrzebny jest dom. Nie  sztucznego zapłodnienia, wzajemnego oskarżania siebie i lekarzy, ale dziecka, któremu oni pomogą i które pomoże im.

Na syna czekali kilka lat. Pani Kasia pamięta dzień, w którym zadzwonił telefon. Głos w słuchawce poprosił, żeby przyjechać do pogotowia opiekuńczego. Na łóżeczku leżał mały Adaś ze skrzywioną główką, miał dwa miesiące. Oboje nie wiedzą, czy ktokolwiek kiedykolwiek przeżył to, co oni wtedy: wielkie uczucie spełnienia, nieopisaną radość. Od tego momentu świat zawęził się tylko do nich, do tej kochającej się trójki ludzi. To był najcudowniejszy czas. – Wszystko było dla nas, tylko my byliśmy na świecie i tak przez kilka lat – wspominają.

I wtedy to do mnie dotarło! Przecież ten.. wózek! Przecież oni mają teraz... dwoje dzieci!

– Panie Marku! – krzyczę.

Odwrócili głowy. Serdeczni. Roześmiani. Jak zawsze. Zachwytom nad maleńką Igą nie było końca. Nie zadawałam pytań. Zorientowali się. Sami opowiedzieli.

– Zastanawia się pani, skąd wzięła się Igusia? – zagaja pan Marek. – Z miłości. Tak jak Adaś.  Pytała pani kiedyś, czy istnieje różnica między dzieckiem, które się adoptuje, a własnym? Nie wiem, czy miłość do naszego syna i córki jest większa czy mniejsza niż ojca i matki, którzy mogli się cieszyć z narodzin dziecka. Wiem natomiast, że nikt swoich dzieci nie kocha bardziej niż my naszych. Niech pani nam powie: nieadopcyjni rodzice kochają bardziej?

Marzena Sobala

Tag: adopcja
Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO