MIASTO
Oficjalnie poseł, a NIEOFICJALNIE…
Pełnomocnik kieleckiego okręgu Prawa i Sprawiedliwości, z wykształcenia fizyk, miłośnik województwa świętokrzyskiego z uprawnieniami przewodnika turystycznego, polityk, mąż i tata. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z posłem Krzysztofem Lipcem.
Każdy kojarzy Pana z polityką, a czego ludzie o Panu nie wiedzą?
Myślę, że wielu rzeczy. Nie sposób wiedzieć wszystko o jakiejkolwiek osobie. Każdy ma w sobie skryte, tajemne pokłady. Ja też w sobie je nosze, być może dźwigam, a być może mnie to uskrzydla. Trudno powiedzieć, czego dokładnie ludzie nie wiedzą. Być może tego, że mam naprawdę grubą skórę.
Czy grubą skórę w polityce długo się wyrabia?
Raczej tak. Nie wszyscy wytrzymują tego typu stres, szykany. Ja jestem na to odporny, bo dobrze znam swoją wartość i wiem, co potrafię zrobić. Wydaje mi się, że jestem skutecznym politykiem. Angażuje się tylko w dobre rzeczy i to daje mi satysfakcje.
Gdyby nie polityka to nadal uczyłby Pan fizyki?
Polityka towarzyszyła mi od dawien dawna. Nikt w to nie uwierzy, ale będąc dzieckiem już mocno interesowałem się polityką. Zaszczepił to we mnie mój ojciec, który starał się wpoić mi wszystkie prawidła, które funkcjonują w życiu codziennym. Studia skończyłem ledwo co, w związku z moją działalnością opozycyjną i demokratyczną oraz udziale w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, za co byłem internowany. Później zacząłem uczyć i nawet praca zawodowa, fizyka, była związana z polityką.
Stawia Pan na młodych?
Tak. Niejednokrotnie na listy desygnowałem młodych ludzi i oni robili przyzwoite wyniki. Wiadomo jednak, że promowanie młodych ludzi jest znacznie trudniejsze niż tych, którzy są „starymi wygami” w polityce. Zdaje sobie jednak z tego sprawę, że zastępowalność musi mieć swój naturalny bieg.
Jakich wyrzeczeń wymaga bycie w polityce?
Cierpi na tym rodzina. Mam poczucie pewnych zaniedbań wobec moich dzieci, ale dzisiaj jestem dumny z tego, że one sobie świetnie poradziły w życiu bez korzystania z mojej protekcji.
Czy poseł Krzysztof Lipiec zakłada czasem dres?
Jak tylko jest taka możliwość to zdejmuje garnitur i staram się ubrać na sportowo. Niekoniecznie w dres. Zdarzało się nie raz, że do wyborców również poszedłem na tak zwanym pełnym luzie.
Pana ukochane miejsce w województwie świętokrzyskim?
To piękna ziemia z wieloma niesamowitymi miejscami. Mamy tu przecież dziesięć pomników historii. Bardzo bliskie memu sercu są Starachowice oraz Iwaniska i Wiślica, których jestem honorowym obywatelem. Trudno wskazać mi jedno ukochane miejsce. Wszystkie są na swój sposób bardzo wyjątkowe.
Film czy teatr?
Na pewno teatr i to Teatr imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach, który obecnie przechodzi gruntowny remont. To będzie najnowocześniejszy teatr w Europie, a może nawet na świecie. Ta nowoczesność, która zaistnieje w kieleckim krajobrazie jesienią tego roku w połączeniu z tym, co dzieje się na deskach teatru jest rzeczą niesamowicie ważną. Zawsze uważałem, że lepiej oglądać człowieka, który występuje na żywo niż zasiąść w kinie przed ekranem. W teatrze każda sztuka, nawet o tym samym tytule, jest zawsze trochę inna.
Co zawsze ma Pan przy sobie?
Okulary, odwieczne pióro i kluczyki do auta. Często towarzyszy mi też scyzoryk, jak na ten region przystało. Zawsze otwarta głowa i ręce gotowe do pracy.
Dewiza życiowa?
Żyć tak, aby nie naprzykrzać się innym. Dawać z siebie wszystko. I starać się eksponować dobro, które we mnie i w każdym innym człowieku jest. Trzeba dbać o to, żeby umieć godnie żyć, umieć się zachować, mieć szacunek do innych, nawet wtedy, kiedy inni go wobec siebie nie okazują.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Aleksandra Niemczyk. Spisała Weronika Kępa.