SPORT
Makowski: musimy burzyć mury, a nie je budować
Rozmowa z Wojciechem Makowskim - niewidomym pływakiem, który na początku grudnia sięgnął po złoty, srebrny i brązowy medal mistrzostw świata osób niepełnosprawnych w Meksyku.
- Jesteśmy chwilę po świętach. Braki kaloryczne zostały nadrobione?
- Pływanie ma wiele różnych obwarowań, ale ma jeden duży plus. Od czasu do czasu można nieco więcej podjeść, bo wszystko później zostanie spalone w wodzie. Na stole świątecznym numerem jeden są zawsze pierogi mojej mamy.
- Początek grudnia miałeś znakomity. Do Meksyku jechałeś pełen obaw przez kontuzję. Z mistrzostw przywiozłeś trzy krążki, każdy innego koloru.
- Nie spodziewałem się niczego po tym wyjeździe. Nie dużo brakowało, żeby mnie tam nie było. Latem zmagałem się z urazem barku. Przygotowania polegały na tym, aby bardziej się nie skrzywdzić, ale utrzymać "jako taką" formę do mistrzostw. Wszyło powyżej oczekiwań. Nigdy bym na to nie postawił, ale życie przynosi rewelacyjne rozwiązania.
- We wrześniu 2016 roku z Igrzysk Paraolimpijskich w Rio de Janeiro przywiozłeś srebro w stylu grzbietowy. Teraz w koronnej dyscyplinie sięgnąłeś po złoto i dołożyłeś dwa krążki w stylu dowolnym.
- Przede wszystkim jestem grzbiecistą. Udało się wywalczyć dwa medale kraulem, ale nie na każdych zawodach jest to możliwe. To zależy od przygotowania rywali. W roku poolimpijskim niektórzy troszeczkę odpuszczają - inni, jak ja przyciskają. Wyszło fajnie, ale w kolejnych miesiącach dalej najwięcej uwagi będę poświęcał grzbietowi, w którym czuje się najmocniej.
- Na co dzień mieszkasz w Warszawie, gdzie studia łączysz z wymagającymi treningami. Powroty do Kielc to chwila oddechu.
- Próbuje skończyć studia. Mam nadzieję, że w 2018 roku uda się je zamknąć. Jestem kielczaninem i tak już zawsze zostanie. Nigdy nie pozwolę na to, żeby ktoś nazwał mnie warszawiakiem.
- Pływania uczyłeś się w Kielcach, ale krok do międzynarodowej kariery zrobiłeś w stolicy.
- Zgadza się, razem z moim bratem chodziliśmy na zajęcia do nieistniejącego już klubu "Arka". Później miałem przerwę, a do treningów wróciłem przez przypadek. Do najlepszych rzeczy w moim życiu dochodzi właśnie w taki sposób. Nie brałem pod uwagę tego, że będę pływał wyczynowo. Na studiach z zarządzania na Uniwersytecie Warszawskim musiałem odrobić "wuef", wybrałem pływanie. Okazało się, że z nim jest jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina. W ramach podsumowania roku pojechaliśmy na Akademickie Mistrzostwa Polski osób niepełnosprawnych, gdzie jak na amatora poszło mi nieźle. Dzięki temu i innym koligacją usłyszał o mnie, dzisiejszy klubowy trener Madej i tak się zaczęło. Ogromny przypadek, ale oby takie pozytywne odkrycia w naszym życiu miały miejsce.
- Jak wygląda kwestia treningu pływackiego u osoby niewidomej.
- Trening wygląda tak samo jak u osób pełnosprawnych. Wskakujemy do wody i zasuwamy od ściany do ściany. Zwykle dwa razy dziennie po dwie godziny. Do tego dochodzi siłownia i pozostałe ćwiczenie na lądzie.
- Na treningach przełamujesz bariery fizyczne, a w życiu walczysz ze stereotypami, które dotyczą niepełnosprawności w sporcie, może inaczej - w całym społeczeństwie.
- Często na osoby niepełnosprawne patrzy się jak na niepełnowartościowych sportowców. To wynika ze stereotypów dotyczących ogólnie wszystkich takich ludzi. Jeśli ktoś niepełnosprawnego uważa za osobę chorą, z mniejszymi możliwościami to on nigdy nie postawi znaku równości z osiągnięciami ich a pełnosprawnych. Na co dzień najlepszą odpowiedzią na to jest robie swojego, bez oglądania się na to, co mówią inni. W ten sposób udowadniam, że jestem zwykłym chłopakiem, który nie widzi, ale stara się pokazać, że przez to nie jest ograniczony.
- Niepełnosprawny, aby być sportowcem musi być zdrowy.
- Dokładnie. Trening paraolimpijski to już nie rehabilitacja. To można robić kiedy dochodzi się do sprawności, ale w momencie kiedy wchodzi wyczyn i wyjazdy na imprezy mistrzowskie trzeba być zdrowym, mimo tego, że jest się niepełnosprawnym. To nie są wcale pojęcia, które się wykluczają. One bardzo mocno idą w parze.
- Uczysz też dystansu do niepełnosprawności. Po mistrzostwach w Meksyku na swojej stronie na Facebooku napisałeś: "Przetarłbym oczy ze zdziwienia, ale co to da?".
- Tak się mówi. Rozmawiając z kimś przecież nie powiem, że idę słuchać telewizji, tylko ją oglądać. Inaczej głupio to brzmi. Żadna osoba niepełnosprawna się nie obrazi jeśli rozmawia się z nią na luzie. Każdy potrzebuje normalnego traktowania. Nikt nie lubi jak ktoś podchodzi zachowawczo, litościwie - to buduje mury, a my chcemy je kruszyć i ostatecznie znieść. Chcemy, aby pełnosprawni i niepełnosprawni czuli się dobrze w rozmowach. Żarty, nawet z siebie są normalne. U nas często w gronie niewidomych też często dajemy sobie popalić, więc jest wesoło.
- Nowy rok, nowe marzenie. Dla ciebie te dwa lata będą rozpoczęciem przygotowań do misji Tokio 2020.
- Mnie marzy się to, aby jeszcze raz wziąć udział w Igrzyskach. To jest niesamowita, magiczna impreza. Samo uczestnictwo w niej pozostawia ślad w człowieku na całe życie. Jest za daleko, aby się tym motywować. Teraz na pierwszym miejscu będą sierpniowe mistrzostwa Europy w Dublinie.
- Twoja postawa jest inspiracją dla wielu. W jaki sposób dałbyś takiego, przysłowiowego, pozytywnego kopniaka naszym czytelnikom i słuchaczom na nowy rok.
- Jest za mało czasu, aby go tracić. Zanim się obejrzymy będzie już rok 2019. Wszystkim chciałbym życzyć, aby czerpali inspiracje z tego, co robią i nigdy nie przestali działać. Dopóki człowiek walczy, nie przegrał.
Dziękuję za rozmowę.
Współpraca Aleksandra Niemczyk.