REGION
Coraz mniej boimy się epidemii? „Odpychamy od siebie złe informacje żeby nie zwariować”
Liczba zakażeń koronawirusem zdecydowanie wzrasta w ostatnich dniach i co chwilę padają nowe rekordy zakażeń COVID-19. Czy to sprawia, że epidemia stała się naszym największym lękiem? Okazuje się, że niekoniecznie, a wypieranie nadmiernej liczby negatywnych komunikatów jest naturalną, chroniącą nasze zdrowie psychiczne reakcją.
W sobotę liczba zakażonych koronawirusem w naszym województwie wyniosła 396. Tak wysokiego przyrostu zachorowań dotąd nie odnotowaliśmy. Sporo pracy mają także świętokrzyscy policjanci.
- W ciągu ostatniej doby interweniowaliśmy 90 razy w związku z nieprzestrzeganiem obostrzeń sanitarnych. Oprócz tego ciągle kontrolujemy osoby przebywające na kwarantannie – na ten moment jest ich 7304 – wylicza Damian Janus z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.
Z jednej strony oswoiliśmy się z rzeczywistością, w której żyjemy. Z drugiej – liczba zachorowań przybrała na sile i niemal każdy z nas zna kogoś kto zaraził się COVID-19, lub sam był chory.
- Dociera do nas wiele, nierzadko sprzecznych ze sobą komunikatów. Mamy problem z zaufaniem rządzącym i tak zwanym ekspertom. Ostatnie badania wskazują, że 18 procent z nas jest „koronasceptykami” i w ogóle nie wierzy w epidemię, pomimo niepokojących sygnałów, które do nas trafiają – mówi dr Magdalena Piłat-Borcuch, socjolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Jak zaznacza, problemem są także sprzeczne zachowania polityków.
- Widzimy posłów, którzy nie noszą maseczek, mimo że sami nakładają na nas nakazy. Starsza część społeczeństwa przeważnie boi się i stosuje do rygorów, jednak młodzi często mają poczucie, że ich to nie dotyczy, zwłaszcza odbierając takie sygnały od rządzących – podkreśla.
Społeczeństwo stara się racjonalizować komunikaty, które otrzymuje i tłumaczyć, że te niebezpieczne rzeczy przydarzają się innym, nie nam.
- Gdybyśmy mieli ciągle żywić się tymi negatywnymi informacjami, odbiłoby się to na naszym zdrowiu psychicznym. Musimy jakoś sobie radzić i nie możemy funkcjonować tylko w oparciu o złe komunikaty. Jest to pewien sposób na odreagowanie – podsumowuje dr Magdalena Piłat-Borcuch, socjolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Podobnego zdania jest psycholog Magdalena Delipacy. Jak wyjaśnia, o tym, że nauczyliśmy się funkcjonować w czasach zagrożenia COVID-19 świadczy fakt mniejszej liczby akcji pomocowych obecnie, niż było to wiosną – gdy wybuchła epidemia.
- Zdążyliśmy się już oswoić z rzeczywistością, która przecież już trochę trwa. W marcu nagle znaleźliśmy się w nowej sytuacji – jednak po jakimś czasie obostrzenia zostały zniesione, poradziliśmy sobie jako całe społeczeństwo. Teraz powróciliśmy do poprzednich zasad, mamy już pewne doświadczenia związane choćby z zachowaniem środków ostrożności – zaznacza.
Duże znaczenie ma też fakt, że obecny sezon jesienno-zimowy zawsze obfitował w dużą liczbę zachorowań – także na grypę, czy przeziębień.
- Pewną role odgrywa pogoda – dzień jest krótszy, słońca jest mniej, więc nasze samopoczucie się pogarsza. Teraz znowu musimy się mobilizować, ale pamiętamy także o tym, że wiele scenariuszy z marca nie zostało zrealizowanych. Nie było tak źle jak się obawialiśmy i jesteśmy w stanie to przetrwać – taki wniosek płynie z wcześniejszych doświadczeń – mówi Magdalena Delipacy.