PUBLICYSTYKA
Wybaczymy?
Kraków, wtorek. Kolorowa, rwąca rzeka rozśpiewanych, roztańczonych, rozradowanych młodych ludzi przetacza się przez prastare ulice na Błonia. Francuzi, Amerykanie, Filipińczycy, Brazylijczycy, Hindusi... Cały świat. Wszystkie kontynenty. Śmieją się, bawią, powiewają flagami, pozdrawiają przechodniów. Nic ich nie dzieli, wszystko łączy. Są jednością, mimo różnych języków i różnych kultur. Są otwarci. Naturalni. Szczerzy. Autentyczni. Ich cudowna pozytywna energia jest w stanie przenosić góry. Po co przyjechali?
By wspominać ich ukochanego Jana Pawła II, modlić się z Franciszkiem. Ale przede wszystkim umacniać wiarę. To ona ich łączy, to z niej czepią wartości: miłość, dobroć, szczodrość, szacunek dla każdego, bez względu na poglądy, kolor skóry, wyznanie. Kochają bowiem Człowieka, który dwa tysiące lat temu oddał za nich życie na krzyżu. Jest dla nich niedościgłym wzorem i pragną Go naśladować.
Są też... odważni. Przemierzyli tysiące kilometrów by przybyć na kontynent, który jest w niebezpieczeństwie. Im też może ono zagrażać. Bo to kontynent wstrząsany codziennie przerażającymi wiadomościami o kolejnych ofiarach fanatycznych niewolników nienawiści. Niszczycielskiego uczucia niemającego poszanowania dla nikogo i niczego. Uczucia, którym są opętani obłąkańcy gotowi zabijać wszystkich „niewiernych”. W imię swej religii. Jakże różnej od tej, którą wyznają pielgrzymi przybyli do Polski.
Gdy zbierali się na krakowskich Błoniach, dotarła do nich porażająca wiadomość. W niewielkim Saint-Etienne-du-Rouvray nieopodal Rouen, tego Rouen z cudowną gotycką katedrą unieśmiertelnioną pędzlem genialnego Claude'a Moneta, dwóch wyznawców Allacha z zimną krwią poderżnęło gardło staremu proboszczowi tamtejszego kościoła. On kroczył ścieżką Miłosierdzia. Oddał nawet grunt pod meczet, by wyznawcy ich religii mieli się gdzie modlić do swego boga. Może bili pokłony właśnie w tym meczecie, zanim nie wpadli z obłędem w oczach do Domu Jezusa Chrystusa, w którym właśnie trwała Msza święta, i nie zamordowali bezbronnego staruszka. Pewnie krzyczeli "Allah Akbar!", bo przecież krzyk dodaje tchórzom odwagi.
Te dwa wydarzenia, inauguracja Światowych Dni Młodzieży i mord w Saint-Etienne-du-Rouvray, mają rangę mrocznego symbolu. Oto w Krakowie setki tysięcy wspaniałych młodych ludzi wyznaje Miłość i Pokój. W tym samym czasie pod Rouen posępne żniwo zbiera nienawiść i wojna. Po raz pierwszy na naszej ziemi padł ich ofiarą sługa Chrystusa.
Ten biedny sędziwy kapłan patrzy teraz na Błonia z niebiańskiej perspektywy. Na pewno już wybaczył swym oprawcom. Na pewno bardzo pragnie, byśmy i my to uczynili…
Tomasz Natkaniec