SPORT
Wygrać, nie widząc mety
Polscy paralekkoatleci nie mieli sobie równych na zakończonych w niedzielę mistrzostwach Europy w Berlinie. „Biało-czerwoni” wygrali klasyfikację medalową, a dwa z sześćdziesięciu jeden wywalczonych przez naszą kadrę krążków zdobył kielecki biegacz, Aleksander Kossakowski.
Olek startuje w kategorii T11, w której rywalizują osoby niewidome oraz niedowidzące. Zawodnik broniący na co dzień barw Startu Radom, razem ze swoim przewodnikiem Krzysztofem Wasilewskim wywalczył złoto na swoim koronnym dystansie 1500 metrów oraz srebro na 5000 metrów. - Mistrzostwa spięliśmy klamrą, bo otworzyliśmy worek medalowy, a w niedzielę startowaliśmy jako jedni z ostatnich. To wielka duma być częścią takiej kadry - mówi Kossakowski.
Bieganie uczy pokory
Olek cierpi na zwyrodnienie barwnikowe siatkówki. Schorzenie zostało u niego zdiagnozowane w wieku sześciu lat. - Mój brat również się z tym zmaga. Choroba postępowała. Systematycznie traciłem widzenie barw, zmniejszało się pole widzenia, wszystko prowadziło do całkowitej ślepoty. Nie ma o czym mówić, tak jest i trzeba żyć. Inaczej nie będzie. Oczywiście, są ograniczenia, ale to pozwala, paradoksalnie, otworzyć oczy na świat i ludzi - opowiada Kossakowski, który zaczął biegać… za karę. - Jakby to ująć… byłem aroganckim młodzieńcem. Tata w ramach nauczki wysłał mnie na obóz z moim byłym trenerem Krzysztofem Jóźwikiem. Dali mi tam mocno popalić. Szybko spokorniałem. Polubiłem zmęczenie, wkręciłem się w lekkoatletykę i darzę ją teraz wyjątkowym uczuciem, trudnymi do opisania słowami - mówi Kossakowski.
Olek miał już na swoim koncie medal mistrzostw Europy. Przed dwoma laty był trzeci podczas zawodów we włoskim Grosseto. Bieg nie potoczył się po jego myśli, bo jeden z rywali tuż po starcie ściągnął mu buta, więc około 1300 metrów przebiegł gołą stopą. - Ten medal wycierpiałem, bo skończył się śladami krwi na tartanie i antybiotykami na ranę. Teraz na szczęście wszystko ułożyło się po naszej myśli, nawet tempo na pierwszym kilometrze nie było wolne, przez co mogliśmy pobiec szybciej na ostatnim okrążeniu. Bo my z Krzysiem jesteśmy szybcy - wyjaśnia świeżo upieczony mistrz Europy.
Oczy Olka
Medalista na początku roku znalazł się w trudnym położeniu, bo w marcu rozstał się ze swoim dotychczasowym przewodnikiem, Sylwestrem Lepiarzem, z którym wywalczył między innymi brąz mistrzostw świata w Londynie. Znalezienie odpowiedniej osoby, mogącej podjąć się takiej roli, jest bardzo trudne. Szybcy lekkoatleci skupiają się na swoich startach, a ci, którzy najlepsze lata na tartanie mają za sobą, często rywalizują w biegach ulicznych i zarabiają w nich pieniądze. W znalezieniu nowego przewodnika pomogła dziewczyna Olka, Ewelina, która mieszka w Białymstoku. Trafiło na zawodnika miejscowego Podlasia, Krzysztofa Wasilewskiego.
- Stwierdziłem, że to może być niesamowita przygoda, dlatego w to wszedłem. Widziałem wcześniej starty niepełnosprawnych i one mnie fascynowały. Ich walka z przeciwnościami losu jest dla mnie źródłem inspiracji w codziennym życiu - mówi Wasilewski.
Na czym polega jego rola? - Jesteśmy połączeni szarfą, trzymamy ją w ręku. Podczas biegu jestem oczami Olka. Komendą „hop” informuję go, kiedy jest prosta, wiraż, w którym momencie musimy ruszyć. Reguluję tempo. Bieganie z kimś jest trudniejsze, bo ciąży na tobie wielka odpowiedzialność. Podczas zawodów dużo się dzieje, samo wyprzedzanie jest bardziej złożone, bo zamiast metr w bok, trzeba wbiegać na trzeci czy czwarty tor. Na treningach dążymy do tego, aby współpracować jak jeden organizm - tłumaczy Wasilewski.
Olka i jego przewodnika dzieli ponad czterysta kilometrów, około pięciu godzin jazdy samochodem, jak wyglądają zatem ich treningi? - Trenujemy głównie na obozach. Te są dosyć często, bo w okresie przygotowawczym i przedstartowym spędzamy na nich dwa tygodnie, kolejne siedem dni w domu. Wtedy trenuję z tatą, który jedzie obok na rowerze. Często zaglądam do mojej dziewczyny, więc możemy biegać razem z Krzyśkiem - tłumaczy Kossakowski.
Cel – medal w Tokio
Dla sportowców niemal wszystkich dyscyplin najważniejszą imprezą są igrzyska olimpijskie. Olek Kossakowski ma za sobą start na paraolimpiadzie w Rio de Janeiro. Tam w biegu półfinałowym razem ze swoim przewodnikiem dali się ponieść emocjom i najpierw biegli w szalonym tempie, ale mimo że na finiszu zwolnili, dalej mieli szansę na awans. Niestety, metę szybciej od Olka przekroczył jego przewodnik, co jest niedozwolone. Teraz przed Kossakowskim dwa lata wytężonej pracy, aby w Tokio spełnić olimpijskie sny o medalu.
- To wydarzenie sporo nas nauczyło. Na razie chcemy dobrze zaprezentować się na mistrzostwach świata w Dubaju. Jesteśmy bardziej doświadczeni. Uczymy się wygrywać. Na igrzyskach stawka jest większa, ale mamy marzenia i zrobimy wszystko, aby je zrealizować. Z Krzysiem pracujemy krótko, więc przy odpowiednim treningu możemy być tylko lepsi - kończy Kossakowski.