SPORT
Piętnaście sekund chwały. Pięć lat wstydu
Zadar. 27 stycznia 2009 roku. Końcówka meczu Polska - Norwegia na Mistrzostwach Świata w piłce ręcznej. Na tablicy wyników remis, który nie urządza żadnej z drużyn. Trener Norwegów bierze czas. Bogdan Wenta nachyla się do swoich zawodników: “Jak wprowadzą siódmego zawodnika mają 15 sekund. Przerywać i mamy pustą bramkę. Tylko spokojnie! Mamy dużo czasu.”
Jeden z ikonicznych momentów, który stworzył legendę Wenty - trenera, pokazał też, że obecny prezydent Kielc swój czas zawsze wykorzystuje do końca. Niestety postanowił udowodnić to po raz kolejny - tym razem mocno negatywnie - by na ostatnich metrach kadencji ostatecznie zburzyć swój pomnik.
Doszukiwać się logiki w czwartkowych decyzjach Bogdana Wenty jest bardzo trudno, a po wykonaniu wielu telefonów do ludzi będących blisko klubu czy Urzędu Miasta ten dziwaczny chaos wcale się nie rozjaśnia. Spróbujmy jednak ułożyć to w spójny obraz.
Bogdan Wenta zwołuje Nadzwyczajne Zgromadzenie Akcjonariuszy, podczas którego robi rewolucję w Radzie Nadzorczej Korony Kielce. Urażony degradacją, z Rady odchodzi Piotr Dulnik, jeden z głównych ratowników klubu. Prezydent Kielc w to miejsce powołuje ludzi anonimowych, ale swoich. Wiadomo, że ruch ten jest uderzeniem w zupełnie innym kierunku.
Celem jest prezes Łukasz Jabłoński.
Widać, że kilka lat w polityce nie nauczyło Bogdana Wenty układać misternych intryg, bo jeśli takową miała być czwartkowa akcja, to zamiast arcydzieła wyszedł bohomaz rodem z przedszkolnej tablicy korkowej. Jeśli chodziłoby o odwołanie Łukasza Jabłońskiego, można było to zrobić bez narażania się na stratę Piotra Dulnika i pieniędzy z Suzuki. Wystarczyło odwołać pana Kilarskiego i dobrać nowych członków, aby mieć przewagę głosów.
Więc to chyba nie to.
Gdyby sprawa była polityczna, z Rady poleciałby też Sławomir Gierada. Sprawa równie ciekawa, bo jeśli nowa Rada będzie chciała zwołać walne aby powołać innego prezesa, uprzednio odwołując Jabłońskiego, pozostawiony w niej Gierada może swobodnie je blokować.
Znów więc pudło - albo po prostu wyjątkowa nieudolność kieleckiego Gangu Olsena.
Może więc trzecia opcja?
Moim zdaniem najbardziej prawdziwa. Otóż Bogdan Wenta poczuł się urażony bezpośrednim stylem bycia i twardym stawianiem warunków przez Łukasza Jabłońskiego. Prezes Korony nie bił pokłonów przed prezydenckim majestatem, a co ważniejsze potrafił się skutecznie postawić i bić o swoje, co szczypało poobijane już mocno ego Wenty. Stąd totalnie nielogiczna i chaotyczna prywatna zemsta na Jabłońskim. Kosztem klubu i mieszkańców.
Biorąc pod uwagę styl rządów Bogdana Wenty - równie nieprzemyślane i nielogiczne decyzje podejmowane we wszelkich miejskich sprawach od 5 lat - uważam to za wielce prawdopodobne.
W kuluarach mówi się też, że Bogdan Wenta obraził się na Łukasza Jabłońskiego, bo ten poinformował, a nie zapytał jak oczekiwał prezydent, o swoim starcie w wyborach. Nie mogąc inaczej ukarać niepokornego prezesa, Wenta postanowił usunąć go z klubu i mimo bardzo negatywnej reakcji środowiska oraz płynącej z całej Polski krytyki takiego ruchu, twardo trzyma się tego planu.
Angielski dramatopisarz tworzący na początku XVIII wieku, William Congreve, pisał: Niebo nie zna wściekłości takiej, jak miłość w nienawiść zmieniona, ni piekło nie zna furii takiej jak kobieta wzgardzona.
Chyba czas najwyższy do tego cytatu dopisać urażoną dumę Bogdana Wenty. Tak oto z wielkiego trenera wypełzła małostkowość i obskurantyzm.
Wczorajsza akcja Bogdana Wenty, to smutny papierek lakmusowy jego rządów. Co gorsza we wtorek zapowiada się dyskusja nad pieniędzmi dla Industrii, którą już wcześniej z tych samych powodów - urażonej dumy - Wenta sabotował. Grabarz sportu ma więc jeszcze co niszczyć.
Na szczęście wszystkie te decyzje będzie mógł odkręcić już wkrótce nowy prezydent, a Bogdan Wenta wraz ze swoim zamieszaniem odejdzie w słuszne zapomnienie.