REGION
Rolnicy protestują, sejmik apeluje. Powodem napływające zboże z Ukrainy
Napływające z Ukrainy zboże jest powodem wielu problemów dla polskich, w tym świętokrzyskich rolników. Sytuacja wywołała liczne protesty, m.in. w Staszowie. – Jeśli władze nie zareagują na nasze postulaty, to żadne zboże nie wyjedzie nigdzie. Jesteśmy zdesperowani – usłyszeliśmy od jednego z nich.
Przypomnijmy, że od 1 czerwca zboże ukraińskie może być wwożone do Unii Europejskiej bez żadnych ograniczeń taryfowych i pozataryfowych, w ramach tzw. korytarzy solidarnościowych.
– Jeśli takie warunkipozostaną, to nie będziemy w stanie utrzymać naszej produkcji. Jeśli napływ będzie wyglądał tak jak obecnie, obawiamy się, że padniemy. Chcemy pomóc, podaliśmy rękę, ale nie takim kosztem. Wychodzi na to, że to korporacje europejskie mają w tym interes – mówi Radiu eM Kielce pan Grzegorz, rolnik z powiatu sandomierskiego.
Obecnie cena pszenicy to około 1100 złotych. Po żniwach było to ponad 1500 złotych i - jak mówią rolnicy - była to cena umożliwiająca przetrwanie. Podobnie jest z innymi rodzajami zbóż.
– Nie ma mowy o konkurencji z Ukraińcami. My jesteśmy w Unii Europejskiej, a za naszą wschodnią granicą jest „wolna amerykanka” jeśli chodzi o przepisy dotyczące nawożenia i środków ochrony. Mamy dużo większe koszty produkcji. Czekamy na decyzje rządu. Jeśli władze nie zareagują na nasze postulaty, to żadne zboże nie wyjedzie nigdziei – dodaje nasz rozmówca.
Trudną sytuacją zainteresowali się radni Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego, którzy zaapelowali o pomoc dla rolników.
– Problem nadal jest. Zboże z Ukrainy zasypało nasz kraj. Rolnicy nie mogą sprzedać swoich płodów i nie mają pieniędzy na nowy sezon, ponieważ skupujących jest niewielu. Istnieje także wielkie zagrożenie dla konsumentów. To tak zwane techniczne zboże dostaje się do młynów i przetwórni spożywczych. Jak wiemy, Ukraina jest krajem spoza Unii, tamtejsi rolnicy mogą więc stosować niedozwolone pestycydy. Chcemy, żeby nasz głos wybrzmiał, bo nasi rolnicy też borykają się z tym problemem – tłumaczył radny Artur Konarski.