REGION
Koronawirus w DPS. Pacjenci pozostawieni sami sobie?
W dobie pandemii kryzys przeżywają nie tylko szpitale i przychodnie, ale też Domy Pomocy Społecznej, w których bardzo często dochodzi do zakażeń zarówno pacjentów jak i personelu. Opieka w takich warunkach jest mocno utrudniona i - jak informują nasi czytelnicy - nie zawsze dostateczna.
– Mój dziadek ma złamaną panewkę w biodrze, ma również pozytywny wynik testu w kierunku koronawirusa, którego według personelu przechodzi bezobjawowo. Dopiero po zakończeniu izolacji przyjdzie do niego ortopeda, żeby stwierdzić co dalej z jego leczeniem. Ma 83 lata, nie może się ruszyć nawet żeby sięgnąć ręką i włączyć sobie radio. Ciężko mu doprosić się o cokolwiek panie pielęgniarki, mało kto się nim interesuje - relacjonuje nasza czytelniczka, której krewny przebywa w DPS im. Jana Pawła II w Kielcach.
- Gdy krzyczy z bólu, personel krzyczy na niego. To jest skazywanie człowieka na śmierć i to w okrutnych męczarniach. Zapytałam dyrekcję, co by było gdyby nagle dziadek dostał zawału. Też by go nie ratowali, bo ma covid? – dodaje.
Jak sytuacja wygląda zdaniem pracowników tego miejsca? – Muszę zdementować te informacje. Nie ma takiej możliwości, żeby ktoś z naszych pensjonariuszy nie otrzymywał należytej opieki i to niezależnie od tego, czy jest zakażony czy nie. Muszę podkreślić, że jesteśmy w pełni wyposażeni w środki ochrony osobistej, tak aby w bezpieczny sposób udzielać pomocy naszym pacjentom. Mamy odpowiednie kombinezony, jednorazowe naczynia do żywienia czy myjki, które od razu po użyciu są wyrzucane – tłumaczy Karol Porzuczek, kierownik DPSu im. Jana Pawła II w Kielcach.
– Odnosząc się do konkretnego przypadku pana ze złamaniem panewki, należy postawić pytanie: dlaczego pacjent nie pozostał w szpitalu, tylko wrócił do nas z poważnym złamaniem? W DPS nie mamy ortopedów, chirurgów czy innych lekarzy, jednak pomimo tego nie zostawiamy pacjentów samych sobie. Przy tych zakażonych kornawirusem opieka jest na pewno utrudniona, pensjonariusze nie mogą się przemieszczać po budynku, nie mówiąc o tym, żeby przewieźć ich do szpitala – dodaje Porzuczek.