PUBLICYSTYKA
Nie jestem Piotrem Szczerskim
Rozmowa z Michałem Kotańskim, nowym dyrektorem Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.
– Jak się pan czuje w Kielcach?
– Jakoś nie mam czasu się poczuć. Do teatru przychodzę wcześnie rano, wychodzę późnym wieczorem. Planuję pospacerować po Kielcach, poznać miasto, ale nie wiem, kiedy to będzie możliwe.
– Stanowisko dyrektora teatru to wyzwanie?
– Owszem. Jest dużo obowiązków, ale spodziewałem się tego. Trzeba pamiętać, że scena długo nie miała dyrektora, więc nawarstwiło się wiele spraw. Niektóre z nich są niezałatwione od kilku lat. Jest co robić.
– Zajął pan fotel dyrektora teatru, który jest w dobrej kondycji artystycznej.
– Tak, zresztą już wielokrotnie o tym mówiłem. Ostatnie lata kieleckiej sceny to dobry okres. Powstało wiele spektakli nagradzanych w całej Polsce. Zgadzam się, że w tej chwili teatr jest w dobrej kondycji artystycznej.
– Coś należy poprawić? Wprowadzić jakieś zmiany?
– Powtórzę to, co już kiedyś podkreślałem: nie jestem Piotrem Szczerskim. Po pierwsze: nie wszystkie moje działania będą pokrywać się z tym, co robił poprzedni dyrektor. Po drugie: uważam, że warto zapraszać tu młodych twórców. Odwiedzam wiele miejsc, rozmawiam o kolejnych sezonach. Cieszę się, że wiele cenionych przeze mnie osób zgodziło się tutaj pracować. To na pewno przyniesie widoczną zmianę. Pozostaje także kwestia, która w innych polskich teatrach jest oczywista. Mówię o odświeżeniu szaty graficznej, sposobu komunikacji z widzami oraz poruszaniu się w nowych mediach. Na przemyślenie tych spraw daję sobie czas do końca sezonu, by od kolejnego spokojnie wprowadzać zmiany.
– Ale charakterystyczne elementy idei teatru Szczerskiego będą realizowane?
– Tak, trudno tu wymyślać proch. Teatr imienia Stefana Żeromskiego jest jedynym teatrem dramatycznym w województwie, więc siłą rzeczy powinien być różnorodny. Takim go uczynił Piotr Szczerski.
– Są w nim jeszcze jakieś artystyczne tereny do zdobycia?
– Jest mi bliski pogląd, że program artystyczny to tak naprawdę ludzie. Wiele zależy od tego, co zaproponują reżyserzy, którzy tu przyjdą, i jakie rejony będą odkrywać.
– Jakie są najbliższe plany teatru?
– W tym sezonie będzie u nas pracował Remik Brzyk. Oprócz tego podpisałem porozumienie z Państwową Wyższą Szkołą Teatralną w Krakowie i możliwe, że jeszcze w tym sezonie odbędzie się premiera jednego z reżyserów, który ją kończył. W przyszłym sezonie przyjadą do nas Mikołaj Grabowski, Grzegorz Wiśniewski, powróci także Wiktor Rubin. W kolejnych pojawi się w Kielcach Maja Kleczewska. Prowadzę też rozmowy z innymi twórcami.
– Na czym polega umowa z krakowską PWST?
– Teatr powinien dawać młodym artystom szansę rozwoju. Szkoła poleci nam swoich wychowanków, których zaprosimy do współpracy. Nad tymi projektami będzie najczęściej sprawował opiekę ktoś z wydziału reżyserii krakowskiej szkoły.
– Kielecka scena z pewnością nie ma się czego wstydzić, ale czy może stanowić wzór dla innych scen?
– Nie chciałbym stawać do takiej licytacji. Uważam ją za coś, co niszczy polski teatr. To takie kapitalistyczne podejście do niego…
– Marzy mi się festiwal teatralny w „Żeromskim”, taki z prawdziwego zdarzenia…
– Myślę o tym i prowadzę wiele rozmów na ten temat. Mam nadzieję, że uda się coś takiego zorganizować. W każdym razie chciałbym sprowadzać do Kielc wartościowe spektakle. Już na czerwiec zaprosiłem Maję Kleczewską z jej „Dybukiem”. Wydaje mi się, że ta inscenizacja okaże się właściwym tytułem we właściwym miejscu; ona dobrze wybrzmi w Kielcach.
– Spójrzmy na kondycję polskiego teatru. Jaka ona jest, pana zdaniem?
– Z jednej strony bardzo dobra, bo jeździmy po świecie, nasi twórcy są zapraszani na różne wydarzenia. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chwaliło się polskim teatrem jako towarem eksportowym. Z drugiej strony mam poczucie wyczerpania i nie tylko ja o tym mówię. Wpadliśmy w sidła szaleńczej pogoni za sukcesem, co nie każdy zauważa. Myślę, że to odpowiedni czas, by przyjrzeć się strukturze teatru, czyli relacjom pomiędzy jego organizatorami, a dyrektorami.
– Nie będzie panu brakować Warszawy?
– Nie, planuję przeprowadzkę do Kielc. Na pewno jest to nowe wyzwanie, które chcę w pełni wykorzystać. Wszystko wyjdzie w działaniu.
– Dziękuję za rozmowę.
Dariusz Skrzyniarz