PUBLICYSTYKA
Dzieci łatwo usztywnić na planie
Już w najbliższy wtorek, 1 kwietnia w Kieleckim Centrum Kultury odbędzie się premiera filmu „Gabriel”. – Casting na głównych bohaterów trwał kilka miesięcy i bardzo ciężko było podjąć ostateczne decyzje – wspomina reżyser Mikołaj Haremski.
"Gabriel" to pierwszy od dłuższego czasu polski film familijny. Czy myśli Pan, że film dla dzieci i młodzieży może mieć dzisiaj w polskim kinie swój renesans?
- Byłoby świetnie gdyby tego rodzaju filmów powstawało u nas więcej. Jest tak w wieluinnych krajach – wystarczy przejechać się na festiwal „ALE KINO” w Poznaniu, żeby się o tym przekonać. Oczywiście nie ma co marzyć o konkurowaniu z wielkimi, amerykańskimi produkcjami, ale przecież film dla dzieci i młodzieży ma w Polsce swoją starą, odrębną tradycję – filmy Jędryki, Nasfetera, Waśkowskiego i innych. Czy nastąpi renesans takiego kina? To zależy od wielu czynników. Z pewnością są twórcy, którzy chcą robić takie kino, ale potrzebna jest także sprzyjająca temu atmosfera.
Proszę opowiedzieć o współpracy na planie z młodymi aktorami. Jak wyglądały castingi, Wasza współpraca przy ostatecznym formułowaniu postaci.
- Dość często pracowałem na planie z dziećmi. Zrobiłem kilka spektakli Teatru Telewizji dla młodego widza i mnóstwo (pewnie ze dwieście) odcinków seryjnych programów telewizyjnych „Klub Pana Rysia”, „Wehikuł czasu” itd. Nie umiem powiedzieć, ile dzieci przewinęło się przez plany tych produkcji, ale z pewnością nie mniej niż setka. Mogę więc powiedzieć, że jakieś doświadczenie w tej pracy mam. Nie udało mi się jednak sformułować jakiejś określonej metody pracy z dziećmi. Myślę, że takiej metody nie ma. Są pewne sposoby postępowania w celu osiągnięcia określonego efektu, ale nie ma żadnej gwarancji, że będą one skuteczne w każdym wypadku. Nie stawiam przed dziećmi jakichś skomplikowanych zadań aktorskich. Staram się wykorzystywać ich naturalne zachowania. Jest oczywiste, że trzeba bardzo uważać, bo bardzo łatwo dzieci zniechęcić i „usztywnić”. Jakąś metodą jest robienie dużej ilości dubli, ale na to zwykle na planie nie ma czasu. Podstawą jest casting. Jeśli się tutaj pomylimy, to potem już trudno jest to odkręcić. W przypadku „Gabriela” casting trwał kilka miesięcy i bardzo ciężko było podjąć ostateczne decyzje, bo wiedzieliśmy, że jeśli nie będziemy mieli dwojga głównych bohaterów, to nie będziemy mieli filmu.
Udało się Panu zaprosić do współpracy znakomitych polskich aktorów, proszę powiedzieć co ich ujęło w tym projekcie, że dali się namówić.
- Jak się robi film, to naturalnym odruchem reżysera jest otoczyć się przyjaciółmi, ludźmi których się zna albo z którymi już się pracowało. Tak było w przypadku Tomka Sapryka i Sławka Orzechowskiego. Pojawiły się też inne osoby, które dotychczas lubiłem i podziwiałem „na odległość” – Krzysztof Globisz, Paweł Królikowski, Cezary Kosiński. Ze Zbyszkiem Zamachowskim pracowałem jeszcze w zamierzchłych czasach szkoły filmowej. Dlaczego jednak zgodzili się zagrać w tym filmie – to już jest pytanie do nich.
Czy młodzi aktorzy mieli jakieś własne sugestie na planie filmowym? Co wniosły do filmu ich pomysły?
Młodzi aktorzy oczywiście mieli swoje pomysły – jak to zwykle bywa - dobre i złe. Dotyczyły one na przykład dialogów – sposobu sformułowania jakiegoś zdania. Zdarzało się, że Tomek czy Gabryś powiedział, coś co brzmiało bardziej autentycznie w ustach dziecka niż w scenariuszu – wtedy zostawialiśmy ich wersję.
Jaki będzie Pana kolejny projekt? Czy powróci Pan jeszcze do kina familijnego?
Mam kilka pomysłów ale za wcześnie o tym mówić. To zresztą byłoby zupełnie inne kino. A do gatunku familijnego powróciłbym zawsze z olbrzymią ochotą, gdyby pojawił się fajny scenariusz.
Źródło: materiały dystrybutora