PUBLICYSTYKA
dr Ryszard Śmietanka Kruszelnicki: Strajk o krzyże we Włoszczowie w 1984 roku był odważny
Rozmowa z doktorem Ryszardem Śmietanką - Kruszelnickim, historykiem z Delegatury IPN w Kielcach.
Zbliża się kolejna rocznica strajku o krzyże w Zespole Szkół Zawodowych we Włoszczowie. Jak on się zaczął?
Uczniowie sporządzili petycję do dyrekcji szkoły z prośbą o zawieszenie w szkole krzyży. Podpisało się pod nią 95 procent młodzieży ze szkoły. Wytypowano delegację, która ją zaniosła. To było całe przedsięwzięcie. Krzyże zakupiono, poświęcono w kościele i zawieszono w 17 salach lekcyjnych. Zrobiono to uroczyście. Młodzież musiała przełamywać opór dyrekcji szkoły, ale też nauczycieli. W Polsce był to czas tuż po śmierci księdza Jerzego Popiełuszki i zawieszeniu stanu wojennego. Była to więc odważna postawa młodzieży. Krzyże zostały zawieszone, ale po kilku dniach, zostały zdjęte. Nastąpiło więc oburzenie uczniów i ich rodziców. Kiedy 3 grudnia 1984 roku przyszli do szkoły, nastąpił bunt. Zebrało się kilka grup młodzieży. Do szkoły przyjechały władze: wojewoda, kurator. Zaczęli tą młodzież straszyć, ale w większości ona nie uległa.
Jak przebiegał strajk okupacyjny? To były dwa tygodnie.
Młodzież nie była przygotowana do tego typu akcji. Po pierwsze musiała być bardzo zdeterminowana, po drugie potrafiła wyłonić ze swego grona liderów, którym się podporządkowała. Brakowało wszystkiego: żywności, odzieży, butów. Zorganizowanie posiłków, czasu dla strajkujących uczniów wymagało talentów samoogranizacyjnych i młodzież temu podołała. Oczywiście była pomoc z zewnątrz. Zaangażowali się mieszkańcy Włoszczowy i rodzice uczniów. Przez cały czas była opieka duchowa księży z parafii. Były msze święte, modlitwy, śpiewy. To robiło duże wrażenie.
Posłuchaj całej audycji: