SPORT
Zając: Nie musimy się kochać. Teraz w naszych głowach jest jedna myśl: jak pomóc temu zespołowi
– Chciałbym uciąć wszystkie spekulacje. Namnożyło się dużo historii, że Zając nie lubi się z Bartoszkiem. Podchodzimy do tego jak dwóch profesjonalistów. Nie musimy się kochać, może nigdy nie będziemy się kochać, ale będziemy się szanować. Teraz w naszych głowach jest jedna myśl: jak pomóc temu zespołowi – powiedział Krzysztof Zając, prezes Korony Kielce, podczas prezentacji Macieja Bartoszka.
Obaj panowie spotkali się w 2017 roku. 43-letni szkoleniowiec mimo osiągnięcia bardzo dobrego wyniku, jakim było 5. miejsce na koniec sezonu, przestał pełnić swoją funkcję. Jego miejsce w nowych rozgrywkach zajął Gino Lettieri.
– To normalne, że trenerzy przychodzą i odchodzą. Nikt nie miał dożywotniego kontraktu. W 2017 roku nastąpiła zmiana właścicielska i nowy projekt, który od początku zakładał szkoleniowca z zagranicy. Przyszło iluś nowych zawodników. Wszystko funkcjonowało do lutego 2019 roku. Potem zaczęło się sypać. Zmiana trenera Bartoszka była następstwem zmiany właścicielskiej – tłumaczył Krzysztof Zając.
Za wyniki nowego projektu odpowiedzialny był Gino Lettieri. Na początku trwającego sezonu współpraca z nim dobiegła końca. Od połowy września jego miejsca zajął Mirosław Smyła, który nie zdołał poprawić pozycji drużyny w tabeli. Kiedy zapadła decyzja o rozstaniu z 50-letnim szkoleniowcem?
– Jestem urodzonym optymistą. Cały czas wydawało mi się, że ta drużyna przełamie się, zacznie strzelać bramki i zbierać potrzebne punkty. Moje przemyślenia nad zmianą trenera zaczęły się w Krakowie. Następnie spotkanie z Lechią potwierdziło wątpliwości, a starcie we Wrocławiu przelało czarę goryczy. Uważałem, że przeciwnicy w tych meczach nie byli w najlepszej dyspozycji. Jednak przegraliśmy, a w wielu momentach nie prezentowaliśmy tego, co oczekiwaliśmy i co było nam obiecywane ze strony sztabu – wyjaśniał prezes kieleckiego klubu.
A jak wyglądały kulisy zatrudnienia Macieja Bartoszka?
– W czwartek rano siedzieliśmy parę godzin z prezesem Paprockim. Dyskutowaliśmy jak można pomóc tej drużynie, aby dostała jakiś impuls. Nie mamy wielkiego wyboru. Chwała trenerowi, że podjął tę decyzję. W obecnej sytuacji mało kto zdecydowałby się na taki krok. Był jeszcze jeden wariant, ale doszliśmy do konkluzji, że trener zna klub, ma doświadczenie. Będzie w stanie być nie tylko trenerem na boisku, ale władcą w szatni. Do tego mieliśmy duże zastrzeżenia. Brakuje nam agresywnego podejścia, gryzienia przeciwnika, a może czasami na treningu nawet samych siebie – tłumaczył Krzysztof Zając.