SPORT
Po kompromitacji w PP: niektórzy zawodnicy chyba myśleli, że to będzie spacer
- Sensacja, kompromitacja...zwał jak zwał. Przyjeżdżamy tu po zwycięstwo, a skończyło się, jak się skończyło. Ciężko coś powiedzieć po tym spotkaniu - powiedział po porażce 2:3 z Wisłą Sandomierz, Jakub Żubrowski, pomocnik Korony Kielce.
W środowe popołudnie na stadionie w Sandomierzu działo się bardzo dużo. Prowadzenie gospodarzom w 22. minucie dał Kacper Piechniak. Kielczanie przed przerwą zdołali odrobić straty i wyjść na prowadzenie za sprawą goli Wato Arweładze i samobója Jakuba Konefała. W 40. minucie czerwoną kartką ukarany został obrońca "żółto-czerwonych", Łukasz Kosakiewicz.
Kilka chwil po przerwie na stadionie rozpoczęły się kibicowskie burdy, a pseudofani obu zespołów wbiegli na murawę. Opanowanie sytuacji policji zajęło około pół godziny. Po tej przerwie mecz został wznowiony. Pozostały czas lepiej wykorzystali grający w przewadze zawodnicy Wisły, którzy wygrali po dwóch trafieniach Wiktora Putina.
- Niektórzy zawodnicy chyba myśleli, że to będzie spacer. Tak jednak nie było. Gratuluję przeciwnikowi, bo zagrał naprawdę dobry mecz. Swoją walką zasłużyli na zwycięstwo. Co do ewentualnych konsekwencji dla zawodników, to chcemy na razie przespać tę noc i zastanowić się nad następnymi krokami - mówił trener kieleckiej drużyny, Gino Lettieri.
- Nie tłumaczy nas to, że od 40. minuty graliśmy w dziesięciu, bo dysponujemy większą jakością piłkarską i z tą sytuacją powinniśmy sobie poradzić. Cofnęliśmy się, chcieliśmy czekać na drużynę z Sandomierza. Bramki straciliśmy po indywidualnych błędach, rzut karny został podyktowany po moim. Potem zabrakło tego jednego zawodnika. W takich sytuacjach, kiedy goni się wynik to robi różnicę, bo jeżeli przeciwnik stanie z tyłu, bez względu, z której jest ligi, to drużynie jest ciężko. Musimy pogratulować gospodarzom, że tak dobrze rozegrali końcówkę - tłumaczył Żubrowski.
- Na pewno to duża sensacja. Nie dawno mecz Huraganu Morąg z Zagłębiem Lubin pokazał, że piłka pisze swoje scenariusze. Nam też udało się pokonać faworyzowanego rywala. W ekstraklasie pograłem parę minut i wiem, że puchary rządzą się swoimi prawami. W podświadomości niektórych z tych zawodników na pewno się tliło, że Wisła jest słabsza, że to trzecia liga. To mogło wywołać rozluźnienie. My skorzystaliśmy z tego i możemy się cieszyć. Myślę, że u nas wygrał zespół. Wiktor Putin strzelał gole, ale na to pracowali wszyscy - wyjaśniał pomocnik Wisły Sandomierz, Jarosław Piątkowski.
Czy na postawę zespołów miała wpływ długa przerwa spowodowana burdami na trybunach?
- To nie jest nic normalnego. Taka przerwa jest w stanie rozstroić, ale to jedną i drugą drużynę. Nie ma co się tym tłumaczyć. Można sobie gdybać, co by było, gdyby nie doszło do tej przerwy. Teraz na to jest już za późno - przekonywał Żubrowski. - To co wydarzyło się na trybunach miało wpływ na obie ekipy, więc nie to było powodem naszej porażki. Nie chcemy zmniejszać zasług Wisły. Nawet grając w dziesięciu powinniśmy ten mecz kontrolować - zakończył Lettieri.