SPORT
Papadopulos: Druga bramka dla nas wydawała się kwestią czasu. Piłka bywa niesprawiedliwa
Korona Kielce oddała dwadzieścia osiem strzałów na bramkę Lechii Gdańsk. To wystarczyło tylko na zdobycie jednego gola. – Z takiej liczby powinny być trzy, może cztery bramki – powiedział po końcowym gwizdku Michal Papadopulos, strzelec honorowego trafienia.
W niedzielne wczesne popołudnie "żółto-czerwoni" rozegrali dwie różne połowy. W pierwszej zaprezentowali się fatalnie, a goście w pełni zasłużenie prowadzili 1:0 po golu Flavio Paixao. Po zmianie stron podopieczni Mirosława Smyły wyglądali o niebo lepiej. W 62. minucie do remisu doprowadził Michal Papadopulos, ale ostatnie słowo należało do drużyny z Trójmiasta. Dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu bramkę zdobył Maciej Gajos.
– Początek to wyrównana gra, po kilka stałych fragmentów z obu stron. Właśnie po rzucie rożnym straciliśmy gola. Po tym przez kilka minut nie mogliśmy się otrząsnąć. W drugiej połowie widzieliśmy zupełnie inny obraz drużyny. Dążyliśmy do wyrównania. Ono przyszło dosyć szybko. Wierzyliśmy, że uda się przechylić wynik na naszą korzyść. Niestety, tak się nie stało. Rywal nas ukarał – wyjaśniał Mateusz Spychała, prawy defensor "żółto-czerwonych".
– Możemy wyciągnąć tylko pozytyw, że w końcu strzeliliśmy bramkę. Mamy jednak zero punktów, więc ona nie cieszy. Ten mecz nie musiał się skończyć porażką. Był podobny do tego grudniowego z Arką, gdzie też zmarnowaliśmy wiele sytuacji. Po co taka fajna gra, jeśli jesteśmy nieskuteczni. W drugiej połowie atakowaliśmy, byliśmy pod polem karnym rywala. Pachniało golem dla nas. Druga bramka wydawała się kwestią czasu. Niestety, piłka bywa niesprawiedliwa – tłumaczył Michal Papadopulos.
Korona nadal zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Jej strata do bezpiecznej lokaty wzrosła do czterech punktów. W najbliższą środę "żółto-czerwoni" zagrają na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław.
– Taka porażka nie wpływa korzystnie na morale w szatni. Na szczęście szybko nadchodzi okazja na rehabilitację. Cieszymy się, że nie musimy czekać całego tygodnia, tylko za kilka chwil możemy odgryźć się za to spotkanie – przekonywał Mateusz Spychała.
Środowy mecz we Wrocławiu rozpocznie się o godz. 18 i będzie w całości transmitowany na naszej antenie.