REGION
Szlachetna Paczka rozpoczęła wielkie odliczanie do finału!
We wtorek (27 września) na kieleckim rynku wolontariusze Szlachetnej Paczki z województwa świętokrzyskiego oficjalnie rozpoczęli odliczanie do tegorocznego finału, czyli tak zwanego Weekendu Cudów. Paczkową studniówkę zainaugurował wspólny polonez, a zwieńczyła belgijka!
Przed nimi sto dni wypełnionych intensywną pracą. Wszystko po to, by w grudniu paczki dotarły do tych najbardziej potrzebujących i stale dążących do poprawy swojej sytuacji życiowej.
- Zostało nam sto dni do Weekendu Cudów, więc odliczamy! Tak naprawdę z działaniem ruszyliśmy już wcześniej, ale teraz zaczynamy odwiedzać rodziny i mocno przygotowywać się do otwarcia ich bazy. Cały czas szukamy wolontariuszy, którzy chcieliby nieść pomoc osobom w potrzebie. Formularz rejestracyjny jest dostępny pod linkiem www.superw.pl. Wciąż można też zgłaszać rodziny, które miałyby wziąć udział w tegorocznej edycji Szlachetnej Paczki. Zasada jest jedna – nie można się zgłosić samodzielnie, robi to ktoś kto widzi, że potrzebujemy pomocy – mówi Konrad Jóźwik, specjalista ds. promocji Szlachetnej Paczki w województwie świętokrzyskim.
O tym, że warto pomagać przekonują państwo Jasztalowie. Wszystko zaczęło się od Eweliny, która najpierw zaraziła swoją pasją męża, a później dzieci.
- Wolontariat od zawsze towarzyszył mojemu życiu. Żeby nie tracić rodzinnego czasu wszyscy zaangażowaliśmy się w ten projekt. Nasze dzieci są podobne do nas, mają takie same wartości i z chęcią spędzają czas na magazynie i w ten sposób zarażają się pasją pomagania. Myślę, że wrażliwość jest u nich wrodzona, ale dzieci też czerpią z dorosłych. Pokazujemy więc na swoim przykładzie, że trzeba pomagać słabszym i że może to sprawiać wiele radości – mówi związana od siedmiu lat ze Szlachetną Paczką, Ewelina Jasztal.
Podobnego zdania jest jej mąż Przemysław, który do dzisiaj pamięta swoje pierwsze spotkanie z potrzebującą rodziną.
- Pamiętam jak siedem lat temu pojechaliśmy z żoną do rodziny, w której matka samotnie wychowywała piątkę dzieci i jeden z chłopców kiedy zobaczył dziesięć kiśli cieszył się z nich tak jakby nagle stał się bardzo bogaty. Oczywiście na przestrzeni lat sytuacja polskich rodzin bardzo się zmieniła i dzisiaj wiele z nich jest w lepszej sytuacji. Naszą grupą docelową stali się teraz w większości seniorzy, którym emerytura nie wystarcza nawet na ogrzanie domu zimą – mówi Przemysław Jasztal.
W wydarzeniu brał również udział dziesięcioletni syn państwa Jasztalów. - Jeszcze nie jestem wolontariuszem, ale w przyszłości będę, bo rodzice są to i ja też. Pomaganie jest fajne. Cieszę się jak mogę komuś pomóc i zobaczyć uśmiech na jego twarzy – stwierdził Kacper.
Warto pomagać…? To mało powiedziane! Można się tym po prostu zarazić, czego wszystkim życzymy.