MIASTO
Włamanie na lekcje online. Jakie konsekwencje niesie za sobą taki wybryk?
Od ponad sześciu tygodni szkoły świecą pustkami, jednak edukacja młodzieży nie powinna stać w miejscu. Wychodząc naprzeciw potrzebom najmłodszych, oczekiwaniom rodziców i społecznej misji nauczycieli, dyrektorzy większości szkół podjęli decyzję o systematycznym nauczaniu zdalnym. To, jak się okazuje, nie zawsze wygląda tak, jak powinno.
Nauczyciel jednej z kieleckich szkół, podczas prowadzonej lekcji online, zauważył, że na platformie zalogowało się więcej osób niż przewiduje lista uczniów. Jak to możliwe?
- Wysyłamy do rodziców informację z linkiem do lekcji przez dziennik elektroniczny. Następnie rodzice przekazują link swoim dzieciom i w ten sposób pociechy mogą uczestniczyć w nauczaniu - informuje dyrektor jednej z kieleckich szkół.
- Zarówno dzieci, jak i ich opiekunowie wiedzą, że link jest poufny i nie mogą go nikomu przekazywać. Mimo to nasi uczniowie postanowili udostępnić dane swoim znajomym, którzy z łatwością zalogowali się na platformę. Może nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie fakt, że pod adresem nauczycielki padały okropne wulgaryzmy. Bardzo szybko doszliśmy do tego, kto udostępnił link i komu. Zachowanie to uznaliśmy za cyberprzemoc. Uczeń został ukarany karą statutową, a sprawa została zgłoszona na policję - tłumaczy nasz rozmówca.
Jak informuje Karol Macek, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Kielcach, jednostka nie prowadzi statystyk dotyczących cyberprzemocy na terenie powiatu, a o włamaniach na lekcje online niewiele się słyszy. Jak się jednak okazuje, takie zdarzenia mają miejsce, ale z uwagi na ich wymiar nie są nigdzie zgłaszane.
- Na nasze lekcje, szczególnie na początku pandemii, często się włamywali - mówi Wiktor, uczeń kieleckiego liceum. - Jednak nigdy nikt nie wyzywał nauczyciela, a jedynie przeszkadzał w prowadzeniu lekcji, na przykład puszczając muzykę. Nauczyciele byli zdenerwowani, ale nie na tyle, żeby zgłaszać sprawę na policję. To tylko niegroźne żarty - dodaje.