KOŚCIÓŁ
Uchodźcy przyjeżdżają do Piekoszowa. Trwa zbiórka na rzecz Ukraińców
Dom dla Niepełnosprawnych w Piekoszowie gości kolejnych uchodźców uciekających przed koszmarem wojny. – Musiałyśmy być ciągle w gotowości do ewakuacji. Nawet nie miałyśmy czasu na zmianę ubrań przez trzy dni. Gdy słyszałyśmy alarm, to zbiegałyśmy do piwnicy – mówi pani Swietłana. W placówce prowadzona jest również zbiórka niezbędnych produktów.
Pani Swietłana mieszka niedaleko polskiej granicy. Do Polski przyjechała razem z córką i wnuczką. Choć działania wojenne jeszcze tam nie dotarły, mieszkańcy doświadczyli wielu niedogodności.
– Wnuczka bardzo się bała i myślę, że gdybyśmy tam zostały, to byłoby z nią źle. Cała się trzęsła, płakała i wpadała w panikę. Kiedy słyszałyśmy alarm, to było coś strasznego. Postanowiłyśmy uciec do Polski. To bardzo ciężkie zadanie – opowiada nasza rozmówczyni.
– Nie mogłyśmy przyjechać tam samochodem, ponieważ u nas jedynie zięć ma prawo jazdy, a mężczyzn teraz na granicę nie puszczają. Kolejki są ogromne, kilkukilometrowe i teraz trzeba czekać nawet dwie doby na wjazd do Polski. Poszłyśmy na piechotę. Całą noc stałyśmy z torbami. Nie mogłyśmy nic postawić na ziemi, bo od razu zostałoby to zdeptane. Nie można tego opowiedzieć, to trzeba zobaczyć. Rano Polacy otworzyli szlaban i wpuścili wszystkich. Sprawdzono nam tylko paszporty. Znajomy odwiózł nas do Lublina. Nie miałyśmy na nic siły. Umyłyśmy się i mogłyśmy się wreszcie wyspać po całonocnej tułaczce. Później trafiłyśmy do Kielc, i do Piekoszowa. Pomoc jest ogromna, bardzo dziękuję wszystkim Polakom – dodaje.
Część jej rodziny pozostała jednak za naszą wschodnią granicą.
– Mamy kontakt z bliskimi, którzy zostali na Ukrainie. Co chwilę słychać tam syreny alarmowe. Same przeżyłyśmy takie chwile. Musiałyśmy być ciągle w gotowości do ewakuacji. Nawet nie miałyśmy czasu na zmianę ubrań przez trzy dni. Wnuczka bardzo to przeżywała. Teraz tęskni za tatą, bo bardzo go kocha. Kiedy tylko usłyszy głos ojca w słuchawce, to zaczyna płakać. Nie może spać w nocy – dodaje.
Z kolei pani Julia od dwóch lat żyje i pracuje w Piekoszowie. Po wybuchu wojny przekroczyła granicę, aby zabrać z ogarniętego wojną kraju swoją córkę.
– Kiedy zaczęła się rosyjska agresja postanowiłam szybko zabrać z Ukrainy swoje dziecko. Na granicę przywiózł mnie ksiądz Łukasz, a stamtąd odebrała koleżanka. Staliśmy tam siedem godzin. Zajęło nam to sporo czasu. W ojczyźnie zostali jednak moi rodzice, bo nie chcieli przyjechać do Polski. Codziennie do siebie dzwonimy. Zorganizowali sobie specjalne miejsce, do którego schodzą, gdy słyszą syreny alarmowe. Niedaleko naszej miejscowości miała miejsce strzelanina, w której zginął młody sierżant. Choć trzeba przyznać, że w porównaniu z resztą kraju jest w miarę spokojnie. Cieszę się, że Polacy bardzo chętnie pomagają uchodźcom. Ja tu mieszkam, mam pracę, ale są ludzie, którzy przyjechali bez niczego. Serdecznie dziękuję w imieniu swoim i moich rodaków – podkreśla pani Julia.
Dom dla Niepełnosprawnych w Piekoszowie – oprócz zapewnienia zakwaterowania uciekającym przed wojną Ukraińcom – prowadzi także zbiórkę darów dla uchodźców. Jak tłumaczy ks. Łukasz Zygmunt, dyrektor placówki wsparcie jakie okazują darczyńcy jest ogromne.
– W niedzielę przyjechały do nas dwie rodziny. W nocy miała dotrzeć do Piekoszowa kolejna, ale na granicy został postrzelony dziewięcioletni chłopiec, który niestety zmarł. Zgłaszają się kolejne osoby. Świadczymy pomoc nieustannie. Liczymy też na wsparcie wszystkich ludzi dobrej woli. Do naszego ośrodka można przywozić dary rzeczowe – suchy prowiant, długoterminową żywność, środki czystości. Pomoc przerosła nasze oczekiwania, więc część zebranych produktów zawieziemy na Ukrainę. Za naszą wschodnią granicą planujemy przekazać również hełmy i kamizelki kuloodporne, by wspomóc partyzantów broniących kraju – wyjaśnia kapłan.
Do punktu w Domu dla Niepełnosprawnych co chwilę zgłaszają się chętni pomocy ofiarodawcy. Przyjechała tutaj także pani Justyna, która przywiozła żywność i środki czystości.
– Patrzyłam na to, co się dzieje. Wzruszyły mnie matki z małymi dziećmi w wieku moich pociech i postanowiłam, że muszę pomóc. Chcę też pokazać dzieciom, że warto wspierać potrzebujących. To najlepsza nauka dobroci – mówi w rozmowie z Radiem eM Kielce.
Nad wszystkim czuwają wolontariusze, którzy pracują przy segregacji i pakowaniu produktów.
– Ja tutaj mieszkam w lokalach aktywizacyjnych. Wiem co to znaczy nie mieć nic. Lubię pomagać i dlatego się zaangażowałam. Wierzę w to, że dobro wraca. Mamy dużo pracy, co chwilę ktoś przychodzi, ale to bardzo dobrze – przyznaje pani Agata.
Magazyn rzeczy, które możemy ofiarować mieści się w Piekoszowie przy ul. Czarnowskiej 2a. W sprawie pomocy możemy kontaktować się telefonicznie 502 429 800.