SPORT
Zorman: w każdym z tych dwóch meczów mieliśmy swoje szanse
Szczypiorniści PGE VIVE nie odwrócili losów ćwierćfinałowej rywalizacji z Paris Saint Germain. Kielczanie w rewanżu we Francji przegrali 32:35 i to podopieczni Zvonimira Serdarusicia trzeci raz z rzędu zagrają w Final Four. - Myślę, że w każdym z tych dwóch meczów mieliśmy swoje szanse, których ostatecznie nie wykorzystaliśmy - powiedział rozgrywający kieleckiej drużyny, Uros Zorman.
Kielczanie w Paryżu stanęli przed arcytrudnym zadaniem. Musieli odrobić sześciobramkową stratę z pierwszego meczu w Hali Legionów, który przegrali 28:34. Początek rewanżu był bardzo obiecujący. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa szczelnie bronili i udało im się wyprowadzać kontry. Po kwadransie zaczęła szwankować jednak skuteczność i PSG wyszło na prowadzenie, którego nie oddało niemal do samego końca.
- Pokazaliśmy jednak charakter, na rewanż byliśmy bojowo nastawieni i świetnie przygotowani. Bardzo chcieliśmy, ale niestety nie udało się. Gdybyśmy pierwsze spotkanie przegrali dwiema, trzema bramkami, to może inaczej by się to wszystko ułożyło, ale teraz łatwo jest gadać. Wynik mówi swoje - przekonywał Zorman.
- Wydaje mi się, że dobrze było widać, jak byliśmy nastawieni do tego meczu. Każdy chciał dać z siebie sto procent. W pierwszych dziesięciu minutach wyszliśmy na trzybramkową przewagę i obudziła się pewna możliwość, bo zbliżyliśmy się do rywali na trzy bramki. Niestety to było za mało, my nie trafialiśmy, a oni to robili. Mieli twardą obronę, bramkarz odbił swoje - tłumaczył golkiper kieleckiej drużyny, Sławomir Szmal.
W Paryżu kolejny bardzo przeciętny mecz rozegrali bramkarze kieleckiego klubu. Sławomir Szmal odbił siedem piłek, a jego zmiennik - Filip Ivić tylko jedną. Po drugiej stronie w kluczowych momentach świetnie spisywał się były gracz Orlenu Wisły Płock - Rodrigo Corrales. Hiszpan obronił dziewięć rzutów.
- Chciałbym wyłapać tych piłek zdecydowanie więcej, to na pewno by nam pomogło, ale ponownie to nie był mój dzień. PSG to drużyna, która bardzo dobrze zaczyna, gra praktycznie jedną siódemką i z biegiem spotkania to zwykle oni tracą siłę, dlatego później znów udało nam się do nich zbliżyć, ale i tak pokazali swoją moc. To jeden z faworytów to zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Zrobiliśmy wszystko, by z nimi powalczyć. Dziękuję chłopakom, bo było widać, że każdy dał z siebie maksa, nie tylko dzisiaj. Po prostu to było za mało na tę drużynę - tłumaczył Szmal, dla którego mecz w Paryżu w karierze w Lidze Mistrzów.
Kluczowa dla losów rywalizacji do Final Four okazała się pierwsza połowa meczu w Hali Legionów, którą kielczanie przegrali różnicą dwunastu bramek. Chociaż nie tylko.
- Gdybyśmy zajęli wyższe miejsce w grupie, teraz gralibyśmy u siebie ze słabszym przeciwnikiem i pewnie świętowalibyśmy awans. Ale jest inaczej. Wierzę, że za rok Kielce wrócą do Final Four. Atmosfera w szatni po meczu była smutna. Zakładaliśmy, że jest szansa, chcieliśmy ją wykorzystać, ale przegrana u siebie ustawiła drugi mecz. To spotkanie pokazało, że naprawdę moglibyśmy walczyć z PSG przy lepszym wyniku w domu, ale cóż, sześciobramkowa przewaga dawała im pewność i spokój. My goniliśmy, a wiadomo, że wtedy łatwiej o błędy. Graliśmy lepiej niż w Kielcach, robiliśmy, co mogliśmy. Nie udało się i żegnamy się z Ligą Mistrzów - mówił Karol Bielecki.