Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

SPORT

Zając: Siłą Burdenskiego są kontakty na całym świecie i to przyniesie korzyści Koronie

środa, 19 kwietnia 2017 17:19 / Autor: Radio eM
Zając: Siłą Burdenskiego są kontakty na całym świecie i to przyniesie korzyści Koronie
Zając: Siłą Burdenskiego są kontakty na całym świecie i to przyniesie korzyści Koronie
Radio eM
Radio eM

Kilka dni temu siedemdziesiąt dwa procent akcji Korony Kielce trafiło w ręce Dietera Burdenskiego. O planach legendy Werderu Brema wobec kieleckiego klubu porozmawialiśmy z Krzysztofem Zającem - nowym prezesem "Żółto-czerwonych". Zapraszamy do lektury.

Damian Wysocki i Piotr Natkaniec: Zacznijmy od bieżącej sprawy. Udało się zrobić pierwszy krok i spotkać z kibicami. Co najważniejsze „Młyn” wraca na Kolporter Arenę.

- Udało się wypracować wstępny kompromis. Na razie musimy skoncentrować się na sobotnim meczu, gdzie kibice z „Młyna” obiecali, że w ramach naszej dżentelmeńskiej umowy będą zachowywać się poprawnie i nie przekroczą pewnej linii, którą sobie wspólnie wyznaczyliśmy. Dla nas to będzie swego rodzaju test. Po tym spotkaniu usiądziemy ponownie do rozmów i ustalimy szczegóły dotyczące dalszej współpracy na kolejne miesiące.

- Obie strony dały sobie spory kredyt zaufania.

- Zgadza się. Kibice z „Młyna” przedstawili swoje postulaty, my zaprezentowaliśmy swoje. Z jednej strony to dobra sytuacja, z drugiej - gdyby w sobotę coś wymknęło się spod kontroli ciężko byłoby wrócić do rozmów. We wtorek wypracowaliśmy coś czego nie można jeszcze nazwać sukcesem, ale można określić małym krokiem do przodu. Podpisałem już uchwałę, która znosi zakazy klubowe, niebawem fani, na których były one nałożone otrzymają pisemne potwierdzenie tej decyzji.

- Na konferencji prasowej powiedział pan, że może w Kielcach uda się wypracować model współpracy z kibicami zbliżony do tego obowiązującego w Niemczech.

- W każdym miejscu na świecie istnieją problemy na linii klub-kibice. Od tego się nie ucieknie. W Niemczech również. Tam udało się w większości osiągnąć takie porozumienia, w których kibice znaczą dużo i potrafią dobrze dogadywać się między sobą i zarządem. Nie możemy powiedzieć, że polscy fani z tak zwanego „ultras” są najciężsi do prowadzenia rozmów, bo podobnie sytuacja wygląda w Anglii czy Włoszech. Co jakiś czas wynikają te, czy inne problemy, ale najważniejsze, aby umieć wspólnie na nie reagować. Kwestią sporną  jest pirotechnika. Race nie są akceptowane przez policję i ekstraklasę, takie są przepisy. Kibice podchodzą jednak do nich bardzo poważnie, uważają je za coś fantastycznego. Wstępnie na spotkaniu ustaliliśmy jednak, że klub zamiast płacić kary za ich używanie lepiej, aby w kwestiach finansowych wsparł  fanów w np. organizowaniu wyjazdów czy opraw. Myślę, że to dobre wyjście. Musimy też pamiętać, że na nasz stadion może wejść piętnaście tysięcy i chcemy, aby na nim było miejsce dla każdego. I dla kibiców z „Młyna”, ale też dla rodzin czy innych. Musimy wpracować taki model, na którym Korona będzie zyskiwać a nie tracić. Na pewno dalsze rozmowy to nie sprawa na miesiąc czy dwa, ale ona ma dłuży wymiar. 

- Przed Koroną najważniejsze spotkanie od lat z Bruk-Betem Termaliką. Teraz chyba można się cieszyć, że po takim czasie piłkarze będą mogli liczyć na zorganizowany doping?

- Ten mecz jest ważny, ale nie najważniejszy. W życiu zawsze jest coś ważniejszego niż sport. Jest to spotkanie, które decyduje o tym czy resztę sezonu spędzimy spokojnie i będziemy mogli rywalizować z największymi. Mamy bardzo duże szanse, co pokazał pojedynek z Legią Warszawa. Jako zarząd wiemy, że zawodnicy dają z siebie wszystko, a z pomocą dwunastego zawodnika w postaci kibiców uda im się wywalczyć trzy punkty.

DSC_7802.JPG

Na pierwszym spotkaniu z dziennikarzami powiedział pan, że początkowo nie był przekonany do pomysłu Dietera Burdenskiego w sprawie przejęcia Korony. Jakich musiał użyć on argumentów, aby zmienić pana zdanie?

- Sam się nad tym do dzisiaj zastanawiam. Będę jeszcze potrzebował czasu, aby zrozumieć argumenty, których użył Dieter. Zawsze unikałem tego, żeby być osobą publiczną. Starałem się ustawić swoje życie z boku i nie być na świeczniku. Dieter z pomysłem przejęcia klubu wyszedł nie pierwszy raz. Ich było więcej, ale za każdym razem dostawał ode mnie odmowę. Niewątpliwie punktem zwrotnym była rozmowa z prezydentem Wojciechem Lubawskim, który przedstawił Koronę jako produkt, który w najbliższym czasie może zrobić wynik. Jestem gotowy na wyzwanie. Moje życie zmieniło się diametralnie, ale podjąłem decyzję i nie ma już miejsca na odwrót.

- Dlaczego pan Burdeński zdecydował się przejąć Koronę? Na piłce w Polsce przecież bardzo ciężko zarobić.

- Mało w Polsce było klubów z tak przejrzystą sytuacją właścicielską, gdzie można było prowadzić swobodne rozmowy w sprawie przejęcia akcji spółki. Korona ma długi, ale one są na takim poziomie, z którym spokojnie można sobie poradzić. Dodatkowo czynnikiem sprzyjającym jest drużyna z dobrym trenerem i cała atmosfera wokół zespołu. Bardzo ważnym aspektem jest znakomita infrastruktura w Kielcach. Jest ładny stadion, do tego kilka boisk treningowych.

- Można powiedzieć, że klub przejmują ludzie biznesu. Zarówno pan jak i Dieter Burdeński po odwieszeniu piłkarskich korków na kołku szybko zaczęliście prowadzić własne firmy. Takie doświadczenie może zaprocentować w zarządzaniu drużyną?

- Dla mnie to coś nowego. Kolejne wyzwanie. Od mniej więcej trzydziestu lat jestem przedsiębiorcą, więc wiem jak to wszystko wygląda. Piłka nożna jest specyficzna. Nie można w niej rzucać zbyt dużą ilością obietnic i górnolotnych planów. Kluby, które w przeszłości myślały, że co roku będą grały w pucharach inwestowały zbyt dużo, wydawały więcej niż zarabiały i często stawiały swój byt na skraju. W Koronie chcemy tego uniknąć. Naszym celem jest wyprostowanie wszystkich spraw w ciągu około dwóch lat, abyśmy mogli w księgowości pisać czarne zero, a dopiero później liczby dodatnie. To nie jest kwestia tygodni czy miesięcy, ale wielu lat.

- Jaki będzie budżet Korony w kolejnych sezonach?

- Aby zadomowić się w ósemce potrzeba około 20 milionów. To jest liczba magiczna. W tym momencie układamy nasze finansowe i zobaczymy jak wszystko będzie wyglądało. Przed, nie ma co mówić. Najważniejsze, aby zwiększyć przychód klubu i to da dodatkowe pole manewru.

DSC_7434.JPG

- Jaki będzie model funkcjonowania Korony? Bardziej zbliżony do tego np. z Jagiellonii Białystok, gdzie stawia się na młodych, a później zarabia się na ich transferach, czy tak jak chociażby w Lechii Gdańsk, która wzmacnia się już ogranymi zawodnikami.

- Na pewno bardzo ważna jest praca z młodymi zawodnikami i rozwijanie ich talentów. Doświadczenie mówi nam, że nawet wielkie kluby tak robią. Przykładowo Borussia Dortmund piętnaście lat temu stała się bankrutem, bo sprowadzała graczy ponad stan. Były to gwiazdy, które jednak nie potrafiły awansować do Ligi Mistrzów. To gdzie jest teraz zapewnia zmianie strategii. Chcemy pójść właśnie w takim kierunku, aby wyszukiwać zdolnych piłkarzy, a do tego wzmacniać ich tymi ogranymi, którzy tą „młodzież” mogliby poprowadzić na boisku i w szatni.

Chcecie panowie wzorować się na modelu szkolenia młodzieży z niemieckich klubów? Tam wygląda to bardzo dobrze i co roku w wielu drużynach wypływa jakiś talent.

- Na pewno nie da się tego przenieść w skali jeden do jednego, ale w iluś tam procentach jest to wykonalne i do tego chcemy dążyć. W klubie na stałe jestem od wtorku. Podjąłem pewne decyzje, a kolejne pojawią się niebawem. Przeprowadzę też rozmowy z trenerami grup młodzieżowych, żebyśmy wypracowali taki model, który powinien przynosić Koronie wymierne korzyści. Oczywiście w perspektywie kilku lat.

Sytuacja wyjściowa jest dobra. Korona w tym sezonie prezentuje się przyzwoicie i do ostatniej kolejki sezonu zasadniczego liczy się w walce o górną ósemkę. Wydaje się, że w przypadku dwóch-trzech wzmocnień klub w kolejnym sezonie może już być murowanym kandydatem do grupy mistrzowskiej.

- Takie podejście mi się podoba. Nie możemy mówić kto wie o jakich transferach. Nie można obiecywać gruszek na wierzbie i szybkiej gry w pucharach, bo na razie nie jesteśmy w stanie tego osiągnąć. Spokojna gra w pierwszej ósemce w tym momencie satysfakcjonowałaby nas i dawałaby sporo radości. Po iluś naszych obserwacjach mogę powiedzieć, że obecny zespół to dobra drużyna, z olbrzymim sercem do walki. To w ostatnich spotkaniach z Ruchem czy Legią można było zobaczyć. Najważniejszym jest uzupełnienie składu tylko zawodnikami o bardzo wysokim poziomie. Celem na przyszły sezon dalej będzie pierwsza ósemka.

- Powiedział pan, że decyzje personalne zostaną podjęte dopiero po sezonie, ale niektóre rozmowy trzeba zacząć prowadzić chyba wcześniej. 30 czerwca wygasają kontrakty m.in. Bartosza Rymaniaka, Rafała Grzelaka czy Serhii Pyłypczuka.

- Myślę, że pod koniec tego miesiąca, albo na początku maja zaczniemy prowadzić rozmowy. Wtedy obierzemy kierunek na przyszły sezon oraz podejmiemy decyzję w sprawie zawodników.

- Dieter Burdenski to osoba znana w Niemczech. Będzie to uławiało sprowadzanie nowych zawodników? Niektórzy mówią, że Korona może stać się teraz przystanią dla piłkarzy, których menażerowie nie mają gdzie ich wetknąć. 

- Możemy o tym zupełnie zapomnieć. Dieter nie jest idiotą. Na pewno nie będzie sprowadzał tutaj zawodników, którzy są słabsi o tych z obecnej kadry. Jeśli z kimś będziemy podpisywać kontrakt to musi on gwarantować odpowiednią jakość. Nie ma obawy o to, że ktoś zrobi sobie tu swoją stajnie. Działalność Burdenskiego nie polega na pośrednictwie w transferach piłkarzy. Jego siłą są kontakty na całym świecie i na pewno Korona będzie z tego korzystać. Są to drużyny z Niemiec, Hiszpanii czy nawet Chin gdzie trenerem jest jego dobry przyjaciel Felix Magath. Pierwsze rozmowy już trwają. Być może będziemy starali się sprowadzać zawodników, którzy są w pierwszej drużynie Bundesligi, ale nie grają regularnie i jeśli zgodzą się przyjechać do Kielc to osiągniemy sukces. Nie będzie tak, że drużyna zostanie nagle wymieniona, bo przyjadą legioniści z zachodu i będą grali. Na takie coś nie ma zgody.

- Wspomniał pan o kontaktach sportowych Dietera Burdenskiego. Przejdźmy, więc do tych biznesowych. Rozpoczęły się już rozmowy z ewentualnymi sponsorami?

- Działamy w tym kierunku i jesteśmy już po kilku rozmowach. Nie jest to łatwe. Musimy sobie zdawać sprawę, że Korona to nie Legia Warszawa, która ma już teraz silny finansowo klub sponsorski. My jednak postaramy się zrobić wszystko, aby nasza drużyna był również atrakcyjnym marketingowo produktem, aby docierać do nowych sponsorów.

- Bardziej koncentrujecie się na polskich czy zagranicznych przedsiębiorstwach?

- Tutaj trzeba zadać pytanie, czy zagraniczne firmy mają interes w inwestowaniu w Koronę. Z drugiej strony powiem, że po przejęciu udziałów przez Dietera to nigdy nie widziałem w niemieckich mediach takiej prezentacji miasta Kielce jaka miała miejsce w ostatnich dniach. O tym donosiły radio, prasa i telewizja. W związku z tym, że wszystko związane jest z nazwiskiem Burdenski będziemy w stanie zainteresować kogoś, kto będzie chciał dodatkowo zainwestować w klub.

170417JAN066_ec29c6b7ccfbf66c6bd12eb9319a9dc5.jpg

fot. Paweł Jańczyk 

- Jak rozpoczęła się pańska znajomość z Dieterem Burdenskim?

- Poznaliśmy się w latach dziewięćdziesiątych. Szybko to przeszło w kontakty prywatne, można powiedzieć rodzinne. Odległość między nami jest mała, bo Dieter mieszka w Bremie, ja w Oldenburgu. Miejscem stałych spotkań był stadion Werderu, gdzie wspólnie oglądaliśmy mecze Bundesligi.

- Werder to pana ulubiony niemiecki klub?

- Nie, jest nim Borussia Dortmund. Ona przypomina mi Śląsk, z którego pochodzę. Zawsze to była drużyna, która wyrywała się spoza wszystkich schematów. Dla wielu Bayern Monachium gra najlepszą piłkę. Zgoda, ale pod względem atrakcyjności wolę oglądać drużynę z Dortmundu, bo jest nieprzewidywalna i zapewnia niezwykłe emocje.

- Pozostając przy ulubionych klubach. W przyszłym sezonie prezes może mieć rozdarte serce, bo do ekstraklasy coraz mocniej dobija się GKS Katowice, w którym przeżył pan najlepsze lata jako piłkarz.

- Zawsze mówię: „Moja Gieksa”. To z tym klubem odniosłem największe sukcesy i życzę im, aby jak najszybciej dopięli swego i wywalczyli awans. Stolica Śląska zasługuję na ekstraklasę i porządny stadion, który będzie spełniał wszystkie wymogi. Działacze i piłkarze już zasłużyli na awans.

- Jak ocenia pan naszą ligę. W ostatnich latach poszła do przodu?

- Mogę odpowiedzieć opierając się na liczbach. Ekstraklasa poszła w górę. Kiedyś wyprzedzały nas o wiele ligi austriacka i duńska teraz pod względem przychodu i liczby kibiców to niemal jeden poziom. W latach osiemdziesiątych nawet Bundesliga miała problem braku atrakcyjności. Były stadiony, które zostały po mistrzostwach świata w 1974 roku. Nie spełniały one tych wymogów, które mają nowoczesne areny wybudowane na mundial kilka lat temu. Od tego czasu rozpoczął się wielki bum, który dotyczy przede wszystkim zainteresowania fanów. Wszystko zmieniło się na lepsze. Trochę przekłada się na ekstraklasę. Ciekawość wzrosła po EURO 2012. Wiadomo, że wiele rzeczy pozostawia do życzenia, ale krok do przodu został wykonany i można się spodziewać, że w następnych latach będzie tylko lepiej.

DSC_7362.JPG

- Trudno było pojąć decyzję o przeprowadzce do Kielc i przejęciu obowiązków prezesa klubu?

- W dzisiejszych czasach wszystko się zmieniło. Jest lepsza komunikacja. Polska jest częścią Europy, która staje się coraz mniejsza. Kiedyś wyjazd samochodem to była wyprawa, teraz przez lepsze drogi zajmuje kilka godzin. Jest to mała zmiana, ale w biznesie jestem od kilku lat i praktycznie od zawsze prowadzę życie na walizkach.

- Gdzie obecna Korona grałaby w Niemczech?

- Szczerze, w drugiej Bundeslidze. Po meczu z Legią grałaby w górnej części tabeli, ale po spotkaniu ze Śląskiem to już bardziej biłaby się o utrzymanie. To jest oczywiście relatywna opinia, która uwarunkowana jest formą w danym dniu.

- Gdzie Korona może być za pięć lat?

- Cieszylibyśmy się gdybyśmy walczyli o najważniejsze trofea w Polsce, ale będziemy zadowoleni kiedy osiągniemy stabilność sportową i finansową. Taki jest cel. Z reguły nigdy nie stawiam sobie ich zbyt wysoko, bo wiem, że ze szczytu bardzo można szybko spaść w dół. Zawsze powtarzam, że róbmy trzeci krok przed drugim, a pierwszy przed drugim. Jeśli pójdziemy w tym kierunku to uda nam się osiągnąć sukces.

- Jakie są marzenia Dietera Burdenskiego związane z Koroną?

- Dieter w rozmowach mówi, że fajnie gdybyśmy za kilka lat grali o mistrzostwo. Można powiedzieć on jest takim pozytywnym wariatem w tym kierunku, a ja jestem takim hamulcowym, który jego marzenia stara się trochę stopować. To dobra mieszanka. Dieter jest odpowiedzialny za całość, ja jestem jego przedłużoną ręką. Dalej będę prowadził swoje firmy. Wiadomo w mniejszym stopniu niż wcześniej, bo teraz mam do pomocy syna, więc mamy dobry układ, który będzie w stanie przynieść korzyści Koronie.

Dziękujemy za rozmowę.

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO