SPORT
Po Mieszkowie: było widać, że naprawdę jesteśmy drużyną
- Mieliśmy szczęście, że bardzo dobrze zaczęliśmy pierwszą połowę, dzięki czemu Brześć cały czas nas gonił. To kosztowało ich wiele sił. Gdy w drugiej części spotkania odskoczyliśmy ponownie, nie dali rady już nas złapać - mówił po wygranym 36:25 meczu z Mieszkowem Brześć Tałant Dujszebajew, trener PGE VIVE.
Kielczanie do sobotniego spotkania podeszli osłabieni brakiem Michała Jureckiego oraz Krzysztofa Lijewskiego. Dodatkowo po 5. minutach parkiet musiał opuścić Luka Cindrić, który doznał urazu pachwiny.
- Mieliśmy braki kadrowe, ale udało się tak ustawić, by grać w najbardziej optymalnym składzie. Cieszę się, że udało nam się zrealizować założenia meczowe. I bramkarze pomogli, i mieliśmy dużo przechwytów, i obrona dobrze funkcjonowała w drugiej połowie, w pierwszej zresztą też. Trzeba natomiast przyznać, że zawodnikom z Brześcia przytrafił się słabszy mecz. Na zmęczeniu rywale oddawali nam piłki, z czego ciągnęliśmy kontry. To na pewno jeden z czynników, dzięki któremu udało nam się odskoczyć. Patrzmy jednak na siebie, mamy dwa punkty i jesteśmy bardzo zadowoleni z wyniku - wyjaśniał po spotkaniu lewoskrzydłowy kieleckiego klubu, Mateusz Jachlewski.
Liderami kieleckiej drużyny byli: autor ośmiu bramek Blaż Janc i Alex Dujszebajew, który zaliczył jedno trafienie mniej.
- Brześć grał u siebie, więc wcale nie było łatwo odskoczyć od razu na większą ilość bramek, nie spodziewaliśmy się tego. Było widać, że naprawdę jesteśmy drużyną, ale trzeba podkreślić świetny występ Blaża Janca i Alexa Dujszebajewa. W ciężkim momencie, gdy nie mieliśmy kim grać, to oni pociągnęli grę i dali radę - przekonywał prawoskrzydłowy mistrzów Polski, Arkadiusz Moryto.
wypowiedzi: kielcehandball.pl