SPORT
Dani Dujszebajew: Z powrotem do zdrowia zejdzie mi dłużej, niż za pierwszym razem
– Myślałem o najbliższych igrzyskach od pierwszego dnia, w którym zacząłem trenować w reprezentacji Hiszpanii. Wszyscy w kadrze mówimy o nich od dawna, mamy duże nadzieje. Miałem w nich grać, ale nie zagram. Takie jest życie – mówi Daniel Dujszebajew, rozgrywający Łomży Vive Kielce, który leczy poważny uraz kolana.
W marcu, podczas spotkania półfinału Pucharu Polski z Orlen Wisłą Płock, 24-letni rozgrywający po raz drugi w karierze zerwał więzadło krzyżowe przednie w prawej nodze. Dodatkowo uszkodził obie łękotki. Obecnie przechodzi rehabilitacje w Barcelonie.
– Codziennie wykonuję wiele ćwiczeń na kolano i jak na razie całość idzie zgodnie z planem. Rano pracuję na basenie, spędzam tam najwięcej czasu. Potem wracam do hotelu, śpię, jem, odpoczywam. Wieczorem zwykle chodzę na siłownię – odwiedzam ją cztery razy w tygodniu. Na razie oczywiście nie mogę wykonywać ćwiczeń na nogi, więc trenuję tylko „górę” – opowiada Daniel Dujszebajew, cytowany przez stronę internetową kieleckiego klubu.
Reprezentant Hiszpanii wie doskonale, że proces dochodzenia do siebie po takim urazie jest niezwykle czasochłonny i wymaga wiele cierpliwości.
– Wszystko przebiega tak samo, tylko trochę wolniej. Lekarze z Barcelony są w stałym kontakcie z lekarzami z Kielc, od samego początku wszystko dobrze się układa. Oba zespoły medyków uznały, że mamy czas i nie chcemy ryzykować. Mam wchodzić na kolejny szczebel pracy tylko wtedy, gdy będę naprawdę pewny, że mogę. Z tego względu dłużej mi zejdzie z powrotem do zdrowia, niż za pierwszym razem. Naprawdę nie chcę doznać tutaj choćby najmniejszego urazu, który wszystko jeszcze bardziej by opóźnił. Nie chcę być kolejny raz operowany – tłumaczy Daniel Dujszebajew.
Rozgrywający opowiedział jeszcze raz o sytuacji, w której doszło do kontuzji. W 19. minucie wspomnianego meczu został odepchnięty przez Leona Susnję, źle obciążył nogę, a jego kolano wygięło się w nienaturalny sposób.
– Nie byłem pewny, co dokładnie się stało, ale od razu wiedziałem, że jest źle. Ciężko mi powiedzieć, jak to się stało. Moim zdaniem, był kontakt i uraz powstał na jego skutek. Wydaje mi się, że gdyby go nie było, to może nie doszłoby do tego wszystkiego. Ale ja przecież wiem, że żaden z płockich zawodników nie zrobił tego specjalnie. Oni też są sportowcami, wiedzą, co to znaczy doznać kontuzji. To była jedna akcja, która równie dobrze może zdarzyć się codziennie na treningu. Akurat ta zdarzyła się na meczu. Cóż mogę zrobić? Nie mam żalu. Taki jest sport, a urazy są w niego wliczone.