SPORT
Cabrera: „W Koronie jestem dzięki mojej dziewczynie”
Osiem bramek w sześciu spotkaniach w 2016 roku – takimi statystykami po zimowej przerwie może pochwalić się tylko jeden zawodnik w piłkarskiej Ekstraklasie. Jest nim hiszpański napastnik Korony - Airam Lopez Cabrera. Z kieleckim superstrzelcem porozmawialiśmy o jego fenomenalnej formie, o tym jak się czuje w Kielcach, jak radzi sobie z niskimi temperaturami, nie zabrakło też pytań o przeszłość w Hiszpanii i najbliższą przyszłość w Koronie. Zapraszamy do lektury!
- Dzień dobry Airam!
- (śmiech) Dzień dobry! [po polsku]
- W Polsce jesteś już kilka miesięcy, jak wygląda twoja znajomość języka?
- Codziennie uczę się czegoś nowego. Nigdy nie brałem żadnych specjalnych lekcji, wszystko wyłapuje z otoczenia. Jestem z siebie bardzo zadowolony, bo już lepiej dogaduje się z kolegami z drużyny. Oni są zdziwieni, bo nie tylko ich coraz bardziej rozumiem, ale jestem też w stanie powiedzieć coraz więcej słów po Polsku np. kiedy coś słyszę to staram się to szybko powtórzyć.
- Pierwsze kolejki po zimowej przerwie w Ekstraklasie należą do ciebie. W sześciu spotkaniach strzeliłeś osiem bramek. Do Korony przychodziłeś bez przepracowanego okresu przygotowawczego, co było widać w jesiennych meczach. Teraz jest zdecydowanie lepiej, o czym świadczą liczby.
- Początek był trudny. Pierwszy raz wyjechałem z Hiszpanii i musiałem oswoić się z nową kulturą, językiem i co najważniejsze - nowym sposobem grania w piłkę. Kiedy już się zaaklimatyzowałem, lepiej zacząłem dogadywać się z resztą drużyny, poznałem styl Ekstraklasy to wszystko zaczęło się układać. Dlatego teraz mam takie statystyki.
- Trener Marcin Brosz często mówi, że ty teraz jeszcze nie pokazujesz pełni swojego potencjału.
- Zawsze jest przyjemnie, kiedy trener o zawodniku dobrze mówi. (śmiech) Jeśli on tak o mnie myśli, to znaczy, że coś we mnie na treningach i meczach dostrzega. Teraz mam jeszcze większą motywację, żeby pokazać jeszcze lepszą grę.
- Zamiast gry dla Korony mogłeś wybrać „zarabianie pieniędzy” w Tajlandii, jak z perspektywy czasu oceniasz swoją decyzję?
- Jestem bardzo zadowolony, bo w założeniu pomysł był taki, żeby przyjechać do Polski i pokazać wszystkim na nieco wyższym poziomie kim jest Airam Lopez Cabrera. Z perspektywy czasu widać, że moja decyzja była słuszna, teraz strzelając gole dla Korony nie jestem już anonimowy. Można powiedzieć, że to jest moment, w którym moja kariera nabiera nowego rozpędu, bo do tej pory nie grałem w pierwszej lidze.
- W Hiszpanii poziom najwyższej klasy rozgrywkowej jest bardzo wysoki i przebić się do Primera Division jest trudno. W Polsce grając w Ekstraklasie możesz zwrócić na siebie uwagę lepszych klubów?
- Nigdzie nie jest łatwo na najwyższym poziomie. W Hiszpanii gra się bardziej technicznie, jest więcej taktyki. Za to w Polsce zdecydowanie dominuje styl fizyczny, futbol jest mocno kontaktowy. Wszystko się miesza, przystosowanie do takich realiów jest bardzo ciężkie. Tu i tu trzeba się dostosować do wymagań boiskowych, ale prawda w Hiszpanii konkurencja jest ogromna.
- Właśnie, długo zajęło ci przestawienie się do tego fizycznego stylu gry?
- Na początku kiedy zobaczyłem jak się gra w Polsce przeżyłem szok. Styl był zupełnie inny od tego, którego uczyłem się w Hiszpanii. W każdym kolejnym meczu czymś byłem zaskoczony. Jestem przyzwyczajony do taktycznej, technicznej gry. Mocno dziwiła mnie sytuacji kiedy widziałem zawodnika, który biegnie 30-40 metrów z piłką i próbuje przebić się siłą. Ten okres był mi potrzebny, żeby zobaczyć czego wymaga Ekstraklasa. Teraz mogę zbierać plon z tych obserwacji.
- Jak oceniasz poziom Ekstraklasy? Nie tylko piłkarski, ale również pod względem organizacji czy kibicowania.
- Jestem pod ogromnym wrażeniem. W Hiszpanii nigdy nie grałem w pierwszej lidze i dopiero tutaj zobaczyłem jak wygląda cała otoczka organizacji meczów na wysokim poziomie. Będąc w Kielcach dostrzegam ile osób jest zaangażowanych w życie klubu i w to, żeby wszystko podczas spotkań wyglądało bardzo fajnie.
- Grając w Hiszpanii najbliżej wielkiej piłki byłeś w Villareallu. Tam miałeś okazje trenować m.in. z Mistrzami Europy: Santim Cazorlą oraz Joanem Capdevilą?
- Po tym okresie zostały mi wspaniałe wspomnienia. W zasadzie to był mój pierwszy kontakt z piłką na tak wysokim poziomie. Rzeczywiście miałem okazję poznać takich zawodników jak Cazorla czy Capdevila, czyli piłkarzy z absolutnego światowego topu. Mogłem podpatrzeć jak grają, jak poruszają się po boisku i dzięki temu wiele się nauczyć. Najważniejsze jest jednak to, że teraz będę miał coś ciekawego do opowiadania dzieciom, teraz jeszcze ich nie mam, ale za kilka lat fajnie będzie usiąść i powiedzieć, że grałem w jednym klubie z Mistrzami Europy. (śmiech)
- Na Teneryfie z której pochodzisz temperatura nie spada poniżej 20 stopni, w Polsce po raz pierwszy zetknąłeś się z niskimi temperaturami, jak je znosisz?
- Bycie piłkarzem to zawód – jeden z lepszych, bo pozwala robić to co się uwielbia. Jestem wdzięczny za to, że mogę grać i sprawy klimatu schodzą na dalszy plan. Tutaj zetknąłem się z zimą, dzięki czemu mogłem zebrać cenne doświadczenia, zobaczyłem jak wyglądają inne przygotowania fizyczne. Poza tym cieszę się, że mogłem zobaczyć śnieg, bo u siebie tego nie miałem. (śmiech)
- Zdążyłeś już poznać Kielce?
- Kielce to bardzo spokojne miasto. Nie jest za duże, ale mi to odpowiada, bo mogę skupić się tylko i wyłącznie na grze w piłkę. Mam taki charakter, że lubię spędzać czas w domu. Staram się poznawać okolice. Chyba nie jest źle, bo już się całkiem nieźle orientuje. W moim odczuciu tutaj jest bardzo sympatycznie.
- W Kielcach nie jesteś sam, jest z tobą twoja narzeczona.
- Dla mnie obecność kogoś bliskiego szczególnie na początku, kiedy jeszcze wszystko w Polsce było nowe była kluczowa. Gdy nie wszystko układało się po mojej myśli dobrze było wiedzieć, że w mieszkaniu czeka ktoś komu będzie można się wygadać. To moja narzeczona ma największy wkład w moją obecną formę. Gdyby ona ciągle mnie nie wspierała, to nie miał bym teraz na koncie tylu bramek.
- Twoja dziewczyna z trybun ogląda każdy mecz.
- To wsparcie jest dla mnie bardzo pomocne. Muszę się tutaj przyznać, że bez mojej narzeczonej nie byłoby mnie w Koronie. Pamiętam, że kiedy w okresie transferowym rozważałem różne oferty wybraliśmy się razem na plażę i wtedy Flavia powiedziała: „Do Hiszpanii zawsze będziesz mógł wrócić. Próba doświadczenia czegoś nowego w pierwszej lidze już może się nie nadarzyć.” To ona wtedy przekonała mnie do wyboru Korony.
- W Kielcach możesz liczyć również na wsparcie hiszpańskiego kolegi z Vive – Julena Aginagladne i trenera naszych szczypiornistów – Tałanta Dujszebajewa.
- Z Tałantem widzieliśmy się tylko parę razy, za to z Julenem mam bardzo dobry kontakt. Może teraz trudniej jest o spotkania, bo urodziło mu się dziecko i jemu poświęca czas, ale mimo wszystko staramy się spędzać razem czas. Wspólnie Idziemy na kolację czy oglądamy hiszpańską telewizje. Bardzo cieszę się, że w Kielcach mogłem poznać takiego zawodnika, bo w Hiszpanii nie było okazji.
- Gdzie spędzisz Wielkanoc.
- Święta spędzę w Polsce. Nie widzę sensu teraz wracać do Hiszpanii, bo i tak za dwa miesiące kończy się liga i wtedy będę miał wakacje. Skoro jestem już w Europie Środkowej to dobrze tu zostać i zobaczyć jak wygląda Wielkanoc w Polsce. Ostatnio przyleciała do nas rodzina mojej dziewczyny i od kilku dni zwiedzają kraj. Na pewno gdzieś razem się wybierzemy w miarę tego jak pozwoli czas.
- Jak Święta wyglądają w Hiszpanii.
- W zasadzie przebieg Wielkiego Tygodnia jest podobny jak tutaj. Jedynie co różni to pochody. W każdym największym mieście, szczególnie na południu organizowane są ogromne procesje religijne, co robi ogromne wrażenie. Większych, radykalnych różnic chyba nie ma, ale o tym przekonam się niedługo.
- Ostatnio zanotowaliście cztery remisy. Niby nie przegrywaliście, ale raczej nie macie już szans na awans do grupy mistrzowskiej.
- Atmosfera w drużynie jest bardzo dobra, pomimo tego, że sytuacja w tabeli nie jest najlepsza. Bezpośrednio po takich meczach jak ostatnio naturalną rzeczą są się trudniejsze chwile, ale przy normalnej pracy na treningach wygląda to fantastycznie. Wszyscy skupiają się na piłce i do zajęć podchodzą z ogromną pokorą.
- Trwa przerwa reprezentacyjna. Do końca ligi jeszcze kilka kolejek. Koronę czeka najprawdopodobniej bój o utrzymanie. Jakie cele stawiasz sobie na najbliższe mecze?
- Jestem rozczarowany, bo moim zdaniem spokojnie moglibyśmy grać w pierwszej ósemce i nie martwić się o utrzymanie. Jednak czegoś zabrakło. Teraz koncentruje się na każdym kolejnym meczu i chcę dawać jak najwięcej dla drużyny. Nie można myśleć w kategoriach „co by było gdyby”, bo to jest niezdrowe i źle wpływa na zespół.
- Mówi ci coś nazwisko Piechna?
- Oczywiście. Jest to piłkarz, który zapisał wspaniałą kartę w historii Korony. Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego ile tutaj zdobył bramek. Żeby tego dokonać trzeba być naprawdę dobrym zawodnikiem.
- W historii Korony w jednym sezonie więcej bramek od ciebie ma właśnie Piechna, chciałbyś go doścignąć, a może nawet przegonić?
- Byłoby to bardzo piękne, ale taki cel nie może stać się obsesją. Osiem goli to nie jest jednak mało, ale jeśli weźmiemy pod uwagę dyspozycję z ostatnich starć to wciąż teoretycznie jest możliwe. Wolałbym jednak nie strzelić już żadnego gola do końca sezonu byle tylko drużynie udało się osiągnąć cel. Gram nie dla siebie, ale dla całego zespołu.
- Kontrakt z Koroną masz ważny do końca sezonu. Planujesz swoją przyszłość?
- Myślę tylko o przyszłym meczu.
- Dziękuję za rozmowę.
Tłumaczył Marco Fontana.