REGION
Śledztwo w sprawie Arki Nadziei. Nieprawidłowości finansowe w związku z opieką nad zwierzętami?
Prokuratura Rejonowa Kielce Wschód prowadzi śledztwo w sprawie Stowarzyszenia Arki Nadziei. Chodzi o nieścisłości w kwestii rozliczenia dotacji otrzymanej od Urzędu Miasta Kielce, w ramach umowy dotyczącej opieki nad zwierzętami bezdomnymi w schronisku w Dyminach.
Stowarzyszenie od kilku lat zarządza Schroniskiem dla Bezdomnych Zwierząt w Dyminach i w związku z tym otrzymuje pieniądze, w ramach dotacji, od miasta. O możliwych nieprawidłowościach, w kwestii wydawania miejskich środków przez Arkę Nadziei jest głośno od jakiegoś czasu. Radny Maciej Bursztein około półtora miesiąca temu złożył do prokuratury zawiadomienie w tej sprawie.
- W mojej opinii istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa, to znaczy wykorzystania pieniędzy niezgodnie z przeznaczeniem. Mamy dowody na to, że pracownicy Arki Nadziei mieli podpisane umowy na wykonywanie pracy w schronisku w Dyminach, a byli kierowani do pracy w komercyjnym gabinecie pana Wojciecha Moskwy (prezes Zarządu Stowarzyszenia Arka Nadziei) – mówi Maciej Bursztein, radny miasta Kielce.
W prywatnym gabinecie Wojciecha Moskwy miał być także wykorzystany do komercyjnej działalności sprzęt, zakupiony w ramach miejskiej dotacji.
- Wykorzystywanie pieniędzy z budżetu miasta do prywatnej działalności jest niezgodne z prawem i niedopuszczalne – alarmuje Maciej Bursztain.
Jak dodaje, zawiadomienie w prokuraturze poparte jest wieloma dowodami, między innymi rozmowami z pracownikami stowarzyszenia.
Wojciech Moskwa, prezes Zarządu Stowarzyszenia Arka Nadziei odpowiada, że nie widzi żadnych przeszkód w kwestii kontroli miasta nad finansami stowarzyszenia.
- Najbardziej boli to, że jestem posądzany o „przytulenie” miliona dwustu tysięcy złotych. Jeśli ktoś oskarża mnie o taką kradzież, powinien mieć porządne podstawy. Urząd Miasta skontrolował stowarzyszenie i okazało się, ze wszystko jest w porządku, udzielaliśmy wyjaśnień w kwestii wydatków. Jesteśmy otwarci i zapraszamy Urząd Miasta Kielce, nasze dokumenty są do wglądu – zaznacza Wojciech Moskwa.
Jednocześnie przyznaje, że pracownicy Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Dyminach pracowali w gabinecie zewnętrznym.
- Koszty takiej działalności były pokrywane z prowadzonej działalności gospodarczej, a nie z dotacji miejskiej. To prawda, że w zewnętrznym gabinecie korzystano ze aparatu USG ze schroniska, odbywało się to tylko w godzinach popołudniowych i dotyczyło psów po wypadkach – tłumaczy Moskwa.