REGION
Metr od wzbierającej wody…
Młodszy brygadier Piotr Dziedzic, oficer prasowy Komendy Powiatowej PSP w Busku-Zdroju, wraz innymi świętokrzyskimi strażakami udał się na Opolszczyznę, by pomagać mieszkańcom zalanych terenów. Nasz strażak dowodził czterdziestoosobową kompanią.
- Był Pan na Opolszczyźnie przez trzy dni. Jak przez ten czas wyglądały Wasze działania?
- Pierwszego dnia zjawiliśmy się w Komendzie Miejskiej PSP w Prudniku. Dostaliśmy dyspozycję, by przemieścić się na teren oczyszczalni ścieków, ponieważ było duże ryzyko, że rzeka Prudnik wyleje, a woda zaleje oczyszczalnię. Miałoby to ogromne konsekwencje dla całego miasta, wykonywaliśmy więc obwałowania wzdłuż całego ogrodzenia. Pracowaliśmy w ten sposób cały dzień, anocą organizowaliśmy patrole. Sprawdzaliśmy, czy woda nie podchodzi, czy nie ma przecieków. Na szczęście wszystko było pod kontrolą. Kolejnego dnia, pojechaliśmy do dwóch miejscowości Łąka Prudnicka i Moszczanka, przez które płynie rzeka Złoty Potok. Po wylewie wody, rozmyte zostało obwałowanie, potrzebna była jego odbudowa. Informowaliśmy także mieszkańców Prudnika o konieczności ewakuacji; podstawiono dwa autobusy. Ostatniego dnia pojechaliśmy do Nysy. Działaliśmy przy uzupełnianiu podmytego wału. Wieczorem zostaliśmy podmienieni przez kolejnych strażaków z naszego regionu.
- Jak odbywał się proces ewakuacji? Czy mieszkańcy, w sytuacji zagrożenia, bez oporu porzucali swoje domy?
- Sama ewakuacja przebiegła sprawnie, natomiast osoby, które mieszkały tam od dawna, nie chciały opuszczać domów. Często mieszkańcy skłaniali się jednak do tego, żeby zostać na miejscu – w takich przypadkach nie mogliśmy ich ewakuować na siłę. Informowaliśmy, by zostawili samochody przy głównych drogach, kierunkiem do jak najszybszego wyjazdu z miejscowości, i obserwowali koryto rzeki. Z ewakuacji jednego tylko dnia skorzystało około 140 osób; przewieźliśmy je do szkoły w Prudniku.
- Czuł się Pan przygotowany do takiej akcji?
- W 2010 roku brałem udział w dużych działaniach przeciwpowodziowych w powiecie buskim. Tam, pod długotrwałych deszczach, wezbrała woda w Nidzie i Wiśle i również zmagaliśmy się z powodzią. Wtedy także umacnialiśmy obwałowania, a moim zadaniem była miedzy innymi obrona ujęcia wody w Nowym Korczynie. Taka akcja tak obecna nie była więc dla mnie nowością. Warto podkreślić, że strażacy są przygotowywani na podobne zdarzenia, jesteśmy wcześniej szkoleni. Najbardziej zaowocowało jednak wcześniejsze doświadczenie, sprzed 14 lat.
Całą rozmowę przeczytacie w najnowszym numerze Tygodnika eM.