REGION
Boże Narodzenie jak dawniej
Zamiast choinki – podłaźniczka udekorowana światami, a zamiast karpia na wigilijnym stole - sztokfisz, potrawy z kaszą i makiem. Tak kiedyś wyglądały Święta Bożego Narodzenia na dawnej wsi kieleckiej.
Choć Boże Narodzenie i wigilijną wieczerzę kojarzymy z suto zastawionym stołem, to w przeszłości, zwłaszcza w wiejskich chatach, przygotowanie dwunastu potraw nie było oczywistością.
Stół pełen symboli
Wigilia była najważniejszą wieczerzą w roku. Na stole pojawiały się potrawy przygotowane z produktów pochodzących z gospodarstwa, lasu i wody. Wielu potrawom i produktom przypisywano wręcz magiczne znaczenie. — Symbolika dwunastu potraw nawiązuje do dwunastu apostołów oraz miesięcy, jednak taką liczbą potraw mogły poszczycić się jedynie bogate dwory szlacheckie. Zazwyczaj w wiejskich chatach serwowano mniej potraw — pięć lub siedem — ważne jednak, by ich liczba była nieparzysta. Wigilia musiała być postna, dlatego dominowały ryby. Co ciekawe, karp został spopularyzowany i rozpowszechniony dopiero w okresie PRL-u. Na wsiach w przeszłości dominował suszony sztokfisz, czyli dorsz. Nie mogło też zabraknąć śledzi. Spożywano potrawy z kapusty i grochu, owoce leśne oraz kaszę, która miała zapewnić dostatek. Był też mak, podawany m.in. w formie łamańców i klusek z makiem. Symbolizował on sen i ukojenie bólu, ponieważ mak wykorzystywano w medycynie ludowej — wyjaśnia Aleksandra Imosa z Muzeum Wsi Kieleckiej. Pod obrusem na wigilijnym stole znajdowało się siano, nawiązujące do stajenki betlejemskiej, w której narodził się Chrystus. Wyciągnięte spod obrusa źdźbło, w zależności od kształtu, koloru i wielkości, miało wróżyć, jaki będzie nadchodzący rok.
„Anielski chleb”, czyli opłatek
Na stole podczas wieczerzy centralne miejsce zajmował chleb. Na nim układano opłatek, a pomiędzy chlebem a opłatkiem umieszczano nóż, który wykorzystywano do wróżb. Na podstawie miejsca, w którym pojawiła się rdza na nożu, wróżono, jaki będzie nadchodzący rok. — Opłatek miał, i chyba w dalszym ciągu ma, magiczną moc. Dzielimy się nim również ze zwierzętami, używając w tym celu opłatka różowego, barwionego sokiem z buraka lub czarnego bzu. Przed laty wierzono, że w Wigilię zwierzęta potrafią mówić ludzkim głosem — dodaje ekspert.
Bogata obrzędowość i zwyczaje bożonarodzeniowe kultywowane na dawnej wsi miały przede wszystkim zapewnić pomyślność w gospodarstwie i urodzaj w przyszłorocznych zbiorach. W okresie Bożego Narodzenia na Kielecczyźnie, w regionach obfitujących w sady, m.in. w okolicach Sandomierza, Buska-Zdroju czy Szydłowa, gospodarze udawali się do sadów z siekierą, aby „postraszyć” drzewa owocowe. — Nie chodziło o ścinanie drzew, lecz o symboliczne zagrożenie, mające na celu pobudzenie drzew do obfitego owocowania w przyszłym sezonie. Wierzono, że drzewa, przestraszone w ten sposób, wydadzą więcej owoców — opisuje Aleksandra Imosa.
Po wieczerzy wigilijnej nie sprzątano stołu, pozostawiając resztki pokarmów, aby dusze zmarłych mogły się posilić. — Do naszych czasów zachowała się tradycja pustego nakrycia przy stole dla zbłąkanego wędrowca, który być może przyniesie szczęście, pukając w Wigilię do naszego domu. Miejsce to symbolizuje również pamięć o osobach, które odeszły. Zanim usiadło się na krześle przy stole wigilijnym, należało dmuchnąć, aby przypadkiem nie zaszkodzić duszy z zaświatów — tłumaczy.
Snopek w rogu chałupy
Na dawnej wsi kieleckiej i w wiejskich chałupach w okresie Bożego Narodzenia próżno było szukać choinek. Powszechna była natomiast podłaźniczka, czyli czubek drzewa iglastego (sosny, jodły lub świerku), uwieszony u powały „do góry nogami”.
— Podłaźniczka była bogato zdobiona. Wśród orzechów, symbolizujących witalność, oraz jabłek, które oznaczały zdrowie i płodność, znajdowały się również bardzo specyficzne ozdoby — światy, czyli kuliste ozdoby wycinane z opłatka. Te wyjątkowe dekoracje miały symbolizować ziemski glob. Na podłaźniczce obowiązkowo zawieszano także łańcuchy ze słomy lub kolorowego papieru. Na święta do domów wnoszono snopek zboża, który ustawiano w rogach chałupy, aby zapewnić dostatek i pomyślność żniw — opisuje Aleksandra Imosa.
Na ziemi świętokrzyskiej choinki stały się powszechne na wsiach dopiero... po II wojnie światowej.