Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Za honor wszystkich

środa, 11 listopada 2015 05:58 / Autor: Tygodnik eM
Za honor wszystkich
Za honor wszystkich
Tygodnik eM
Tygodnik eM

Rozmowa ze Stefanem Duninem-Wąsowiczem, właścicielem Domu i Biblioteki Sichowskiej imienia Krzysztofa i Zofii Radziwiłłów.

- Należy pan do jednego z najstarszych polskich rodów.

- Historia wszystkich rodzin jest bardzo odległa, ale nie u wszystkich da się ją udokumentować. Jeśli chodzi o moją familię, jej źródła opisane sięgają 1080 roku, kiedy urodził się protoplasta rodu Piotr Włostowic zwany Duninem, palatyn na dworze Bolesława Krzywoustego. Od XV wieku rodzina Duninów ma kilka gałęzi. Na przykład Dunin – Borkowscy z Borkowa, Dunin – Koziccy z Kozic, Dunin – Karwiccy z Karwic i inni. Mój przodek prawdopodobnie nosił wąsy stąd Wąsowicz. Jest to gałąź ze Smogorzewa koło Przysuchy.

- Członkowie każdej z nich zapisali się jakimś czynem.

- Najczęściej brali udział w bitwach i kampaniach wojennych lub sprawowali funkcje urzędowe, na przykład starostów w samorządach szlacheckich. Od XV do XVIII wieku pojawiają się w historii najczęściej w randze pułkowników. W „Trylogii” też jest Dunin – Wąsowicz walczący po stronie króla Jana Kazimierza. Znaczącą postacią w naszej rodzinie był Stanisław Dunin - Wąsowicz, kawalerzysta i adiutant Napoleona, z którym uczestniczył w kampanii 1812 roku i dostał tytuł hrabiego Cesarstwa Francuskiego.

- Dunin – Wąsowiczowie związani są z naszym regionem.

- Mieli majątki na granicy ziemi kieleckiej i radomskiej oraz w okolicach Sandomierza. W XIX wieku odłam rodziny przeniósł się do Galicji, gdzie zaczęła się ich historia jako intelektualistów.

- Pana rodzina od strony mamy to Radziwiłłowie.

- Radziwiłłów ludzie kojarzą z tym, co się najchętniej w Polsce czyta, czyli „Trylogią” Sienkiewicza.

- Sienkiewicz skrzywdził Radziwiłłów?

- Napisał fabulację o ambicjach osobistych. W XVII wieku wiele rodzin arystokratycznych znało pojęcie racji stanu i odpowiedzialności za ludzi, majątek, posiadłości. Radziwiłłowie kierowali się w swych wyborach politycznych szeroko pojętym interesem. Na działanie Janusza Radziwiłła trzeba patrzeć w kontekście ówczesnej sytuacji politycznej. Król był słaby, istniało zagrożenie z Moskwy, więc wydawało się, że opcja szwedzka będzie stanowiła zabezpieczenie racji stanu. Szwedzi, jak wiadomo, zachowali się zupełnie inaczej.

- Pana dziadek, Krzysztof Radziwiłł, sprzedawał ziemię chłopom.

- Parcelacja majątku Radziwiłłów na ziemi staszowskiej w większości dokonała się przed wojną. Oczywiście była ona odpłatna i wymuszona przez prawo. Kielecczyzna przed wojną stanowiła obszar olbrzymiej nędzy. Istniała ogromna różnica między poziomem życia rodzin posiadających, a ludności wiejskiej. Dlatego musiało się coś zmienić. Dziadek miał dużą wyobraźnię polityczną i wyczucie społeczne. U niego racja stanu i odpowiedzialność za Polskę były elementem nadrzędnym. Są tacy ludzie, którzy bardziej troszczą się o zbiorowość niż inni. Znajdziemy ich w rodzinie Radziwiłłów, Dunin – Wąsowiczów i w wielu innych.

- Jak wyglądało wychowanie dzieci w rodzinie szlacheckiej?

- Opowiem to na przykładzie. W Sichowie mieszkał Krzysztof Radziwiłł z żoną Zofią z Popieli z Kurozwęk. Wychowanie ich pięciorga dzieci polegało na dawaniu ciągłego świadectwa zaangażowania w sprawy publiczne. Krzysztof był aktywny, tu i w Warszawie. Zofia wspierała działalność katolicką i filantropijną: sprowadziła siostry zakonne, pomagała budować kaplicę. Wychowaniem dzieci zajmowały się trzy guwernantki: Polka, Niemka i Francuzka. Dzieci od razu uczyły się trzech języków i kultury tych krajów. Z rodzicami spędzały stosunkowo mało czasu, jak na dzisiejsze zwyczaje, ale jeśli już, to był on naprawdę poświęcony sobie. Spotkania odbywały się przy stole i w bibliotece. Rodzice i dzieci mieli ten czas tylko dla siebie, bo nie było telewizorów, komputerów, telefonów. Takie momenty kształtowały młode osobowości i pobudzały w nich ciekawość świata. W wychowaniu ważny był także kontakt z naturą, która ma w sobie coś, czego nie da miasto, ani smartfon. Organizmy żywe reagują, bo jak się podleje roślinę, to urośnie, a jak nie, to uschnie. Jak się będzie miłym dla pieska, to pomerda ogonem, a jak będzie się go drażnić, to ugryzie. Wychowanie z naturą uczy estetyki i tego, na czym polega życie.

- Jakie były postawy arystokratów wobec innych ludzi?

- Najważniejsze są czyny, a nie tylko słowa. Postawa osób, z którymi miałem szczęście się spotkać, wypływała z wartości, którymi żyli. Mój ojciec, Krzysztof Dunin – Wąsowicz, jako młody człowiek podczas wojny wiedział, że trzeba stanąć po stronie słabszego. Wtedy w najtrudniejszej sytuacji byli Żydzi. Razem z Władysławem Bartoszewskim działał w organizacji „Żegota”, włączając się w pomoc ludności żydowskiej. Za tę działalność został aresztowany przez gestapo, był torturowany i wysłany do obozu Stutthof. Na szczęście przeżył. Podobnie było w życiu Krzysztofa Radziwiłła. W 1940 roku przyjął w Sichowie profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, zwolnionych z obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. To i działania w zakresie szkolnictwa nie podobały się hitlerowcom i cztery lata spędził w obozach koncentracyjnych: Buchenwald, Majdanek, Gross-Rosen, Mauthausen. Udało mu się przetrwać. Postawa pomocy słabszemu w każdych warunkach wypływa z etosu rycerskiego i nabiera właściwego wymiaru, kiedy podejmuje się ryzyko, jeśli jest się w stanie coś poświecić w imię wyższego dobra. Rycerstwo bez ryzyka jest tylko dobrym wychowaniem, ale też jest wartościowe.

- Jak zachowywano się wobec Ojczyzny?

- Wspólnoty tworzą się wokół podstawowych potrzeb: bezpieczeństwa, przynależności, wzajemnych relacji. Nie idealizowałbym altruistycznej postawy arystokracji i jej poczucia odpowiedzialności za cały naród. Natomiast wewnątrz samej szlachty istniała solidarność i współdziałanie na rzecz dobra wspólnego jakim była I Rzeczpospolita. Patriotyzm rozumiany w dzisiejszych kategoriach ukształtował się w XIX wieku. Początkiem tego, kim jesteśmy dzisiaj, tego jak definiujemy państwo, było moim zdaniem Powstanie Styczniowe. To co nas łączy, mimo podziałów politycznych i innych, pochodzi z tego, co się wydarzyło w 1863 roku. W zrywie powstańczym i kształtowaniu podziemnego państwa uczestniczyły dzieci magnackie, szlacheckie, inteligentów miejskich, mieszczan i chłopów. Konspiracyjną wspólnotę, bez względu na pochodzenie społeczne, połączyła walka o niepodległość Polski. Na skutek represji, po upadku Powstania, duża część szlachty straciła majątki i przeprowadziła się do miast, tworząc inteligencję. Taka zmiana społeczna była fenomenem na skalę europejską. Szlachta nie miała już majątków, ale niosąc w sobie wartości ducha i intelektu, była właścicielem równie cennego dobra niematerialnego. Dziś odczuwamy brak tak silnej elity, która mogłaby wypracować nową wizję i perspektywę dla Polski.

- Arystokracja dbała o biblioteki, dzieła sztuki, sprawowała mecenat.

- Owszem. W każdym domu szlacheckim gromadzono książki, zastawy, obrusy, dzieła sztuki. Nie produkowano masowo chińszczyzny jak dziś, więc ci bogatsi chcieli i mogli, tworzyć przedmioty unikalne, tylko dla nich. Każda rodzina, w zależności od posiadanych środków, fundowała też kościoły, kaplice, klasztory. Robili to na chwałę Bogu, ale objawiało się w tym również myślenie pomnikowe, bo człowiek ma potrzebę zostawienia po sobie czegoś trwałego. Nasza kultura, ukształtowana przez chrześcijaństwo, może być nadal atrakcyjna, bo potrafi dać siłę tożsamości.

- Czy tradycje szlacheckie są dziś przez kogoś podtrzymywane?

- Wszyscy możemy je kontynuować, bo to nie jest przywilej poszczególnych ludzi. Do szlachectwa dochodzi się przez pracę wewnętrzną. Za każdym razem kiedy stajemy w obronie słabszego, chorego, pomagamy młodzieży w rozwoju intelektualnym, nawiązujemy do szlachectwa. Męstwo, uczciwość, szczerość, gotowość do poświęcenia siebie - taki fajny zestaw cech, którego w supermarkecie nie ma - powoduje, że człowiek staje się szlachetny. Dobro jest pokorne, skromne, mniej dostrzegalne, ale bez niego nie moglibyśmy żyć.

- Czy herby i tytuły dziś coś znaczą? Tytuły zniósł sejm już przed wojną. Po 1945 roku odebrano majątki. Dziś część arystokracji, przynajmniej w jakimś stopniu, odbudowała pewien poziom komfortu materialnego. Rodzina Dunin-Wąsowiczów nosi herb łabędzia na czerwonym polu, można go znaleźć na sklepieniu w niektórych kościołach. Herb jest ładny, ale najciekawsza jest dewiza: „Za honor wszystkich”. I to cenię sobie najbardziej.

Dziękuję za rozmowę.

Katarzyna Bernat

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO