PUBLICYSTYKA
Wiara, która czyni cuda
Pani Stanisława ma 69 lat. Jeszcze rok temu zmagała się z chorobą – chłoniakiem dwunastnicy. Dziś pozostało po nim tylko wspomnienie. Czy to cud? Kobieta twierdzi, że tak.
Stanisława Sideł jest mieszkanką Kielc. O chorobie dowiedziała się w lutym ubiegłego roku. – Pamiętam to bardzo dokładnie. Byłam na wizycie kontrolnej, ponieważ rok wcześniej gastrolog stwierdził, że widzi jakieś zgrubienie, które należy obserwować. Wtedy kazał mi zgłosić się po roku. No i właśnie w lutym przyszedł ten moment. Okazało się, że to chłoniak. Początkowo myślałam, że to pomyłka, tym bardziej, że nie miałam żadnych objawów. Czułam się dobrze. Powtórzono mi badania i niestety wyniki potwierdziły diagnozę lekarzy – opowiada. Widać, że dziś podchodzi do tego bardzo spokojnie, nawet się uśmiecha. Zastanawiam się, czy wtedy też tak to przyjęła. – Były momenty, kiedy się bałam. Myślałam o tym, jak to wszystko będzie wyglądało, ale nie buntowałam się. Chwile załamania trwały bardzo krótko, powiedziałam sobie, że skoro Bóg tak chce to niech tak będzie. Modliłam się tylko o to, by tak tym wszystkim pokierował, żebym przez chorobę nie była ciężarem dla rodziny – wyjaśnia.
Pani Stanisława ma dwóch synów i córkę. Jej mąż zmarł 7 lat temu na raka pęcherza. Kobieta przyznaje, że zawsze mogła i nadal może liczyć na wsparcie dzieci. – Myślę, że to dzięki nim jestem taka silna. One były przy mnie w tych trudnych momentach. Bez nich nie byłoby mi tak łatwo przez to przejść. Wiedziałam, że nie mogę się załamywać, bo mam dla kogo żyć – dopowiada. Wsparcia szukała także u Boga. Wiedziałam, że w maju będzie w Kielcach ojciec James Manjackal. Dużo czytałam, poznawałam świadectwa ludzi, którzy dzięki swej wierze zostali uleczeni. Ja wierzyłam, że w moim przypadku będzie tak samo, ufałam, że Bóg wysłucha moich modlitw. Poszłam na te rekolekcje. To, co wtedy czułam nie da się opisać. Wiedziałam, że coś się zmieniło… nie umiem tego wyjaśnić - wyznaje. W lipcu pani Stanisława miała kolejne badania. Okazało się, że chłoniaka nie ma. – Pozostał tylko maluteńki ślad, a przecież kiedy mi go wykryto był już duży. Czy to nie cud? Ja wiem, że tak… wiem, że kiedy człowiek głęboko wierzy i całkowicie powierza się Bogu, to Ten zawsze jest przy nim – zapewnia.
Pani Stanisława wyróżnia się nie tylko głęboką wiarą, ale także wielkim sercem. Na co dzień pomaga swoim dzieciom opiekując się wnukami. W każdej wolnej chwili odwiedza chorych w hospicjum. Kiedy mówię jej, że niewielu jest takich ludzi jak ona, ta spogląda na mnie ze zdziwieniem. – To nie jest nic wielkiego. Chyba każda matka chce być blisko swoich dzieci, a babcia przy wnukach. Dzięki temu, że mogę się opiekować wnukami, wiem, że jestem komuś potrzebna. A przy chorych staram się być, bo wiem jak bardzo ważna jest obecność drugiego człowieka. Ci ludzie nie chcą czegoś wielkiego, oni potrzebują jedynie dobrego słowa i świadomości, że ktoś o nich myśli. Ja to właśnie staram się im dać – opowiada.
Pytam ją o dalsze plany, tu również nie mówi o sobie, ale o innych. – Chciałabym jak najdłużej być sprawna, żeby być przy tych, którzy mnie potrzebują.
Pani Stanisława czuje się dobrze, ale cały czas musi być pod opieką lekarzy. Co jakiś czas musi robić badania kontrolne. Najbliższe czekają ją w czerwcu tego roku. – Wierzę, że będzie dobrze- wyznaje. I z tą jej głęboką wiarą się rozstajemy.
Iwona Gajewska