PUBLICYSTYKA
Uciekinier z Auschwitz cz. 2
Kazimierz Piechowski. Człowiek, który dokonał jednej z najbardziej spektakularnych ucieczek z KL Auschwitz–Birkenau. W obozie spotkał świętego Maksymiliana Kolbe oraz rotmistrza Witolda Pileckiego. Po ucieczce ukrywał się w naszym regionie. Oto druga część jego historii.
Przypomnijmy: Piechowski został przewieziony do KL Auschwitz na początku wojny. Tam spędził dwa lata. – Nie da się zapomnieć tego, co tam się działo. To było przeklęte piekło, które wypaliło ślad w mojej głowie. Zdarzenia, które miały tam miejsce, wciąż we mnie siedzą. Dopiero po pół wieku byłem w stanie przyjechać do Oświęcimia – mówi pan Kazimierz.
Wróćmy jeszcze do najbardziej spektakularnej ucieczki z Auschwitz i opowiedzmy o niej dokładniej, bo naprawdę jest o czym. Jak wspominaliśmy w ubiegłym tygodniu, po dwóch latach pobytu w obozie śmierci Piechowski postanowi uciec wraz ze swoim przyjacielem Gienkiem Benderą.
– Gienek był mechanikiem i pracował w warsztacie. Gdy naprawił auto, esesmani pozwalali mu nawet pojeździć po obozie. Pomyśleliśmy, że możemy jakieś ukraść – opowiada pan Piechowski. Nie mogli jednak uciec w obozowych ubraniach, ale na to też znaleźli sposób. Pan Kazimierz pracował w magazynie, w którym na drugim piętrze znajdował się skład mundurów. Do ucieczki zwerbowali także Staszka Jastera oraz księdza Józefa Lemparta. Obmyślili, że dostaną się do magazynu, ukradną mundury, potem samochód i wyjadą z obozu przez główną bramę z osławionym napisem „Arbeit macht frei”.
20 czerwca 1942
Jedynym dniem, w którym istniała jakakolwiek szansa na zrealizowanie tego niesłychanie niebezpiecznego planu, była sobota, bowiem esesmani wracali wtedy do swoich domów. – Powiedzieliśmy sobie, że jeżeli się nie uda, to likwidujemy sami siebie. Przed ucieczką odmówiliśmy jeszcze modlitwę i ruszyliśmy – wspomina Piechowski.
Pierwszym zadaniem było minięcie bramy głównej. Czwórka przyjaciół zameldowała wyjście. Gdyby esesman zajrzał do księgi i zobaczył, że meldunek jest fałszywy, wszyscy zostaliby rozstrzelani. Ale nie zajrzał. Potem uciekinierzy rozdzielili się. Lempart z Benderą dostali się do garażu, w którym stał samochód, a Piechowski i Jaster wśliznęli się do magazynu mundurów i broni. Gdy byli już w pełnym umundurowaniu i chcieli wyjść z magazynu, przed drzwiami pojawił się samochód z esesmanami. Na szczęście po kilku minutach auto odjechało. Przed magazyn, jeszcze w obozowych ubraniach, podjechali Bendera i Lempart. Piechowski, obserwowany przez Niemców z wieżyczki strażniczej, nakazał im wejść do magazynu. Po kilku minutach cała czwórka, już przebrana za esesmanów, wsiadła do samochodu.
Ostatnią przeszkodą do wolności był szlaban otwierany przez niemieckiego strażnika. Gdy do niego dojeżdżali, nadal był zamknięty. Wtedy Piechowski po mistrzostwu opanował nerwy i wykrzyknął po niemiecku: „Do jasnej cholery, śpisz, dupku?! Otwieraj ten szlaban, bo ja ciebie obudzę!”. Esesman podskoczył, szlaban poszedł w górę i w końcu byli wolni! – Wykorzystaliśmy głupotę Niemców. Myśleli, że są ponad wszystko, a nas uważali za zwykłych półgłowków, którzy nic nie znaczą – opowiada pan Kazimierz. To była najbardziej spektakularna ucieczka w historii obozu.
Związany z naszym regionem
Po wydostaniu się z KL Auschwitz Józef Lempart zachorował i musiał zostać na jednej z pobliskich plebanii. Staszek Jaster wrócił do Warszawy i w Komendzie Głównej AK złożył meldunek rotmistrza Witolda Pileckiego o ruchu oporu w Auschwitz. – To był czysty geniusz – tak wspomina pan Kazimierz Witolda Pileckiego z czasów obozu.
Piechowski i Bendera pojechali na Ukrainę. – Nie mogłem tam przebywać, bo nie znałem języka ukraińskiego, a Ukraińcy nie byli przyjaźnie nastawieni do Polaków. Musieliśmy wracać do Polski. Trafiłem na ludzi, którzy mieli młyn we wsi Lasek na Kielecczyźnie. Tam Gienek otrzymał fałszywe dokumenty i wrócił do Czerwkowa. Natomiast ja pod nazwiskiem Władysław Sikora zacząłem pracować w gospodarstwie Nikodema Nowakowskiego we wsi Mnin, 12 kilometrów od Lasku – opowiada pan Kazimierz.
W czasie wojny pan Piechowski wstąpił do partyzantki Armii Krajowej, w której walczył do 1944 roku. W czasach komuny, jako były żołnierz AK, trafił na 7 lat do więzienia. Dopiero w latach 50. wrócił na Pomorze, gdzie pracował w Stoczni Gdańskiej. Po 1989 roku Piechowski zaczął z żoną podróżować. Oboje byli m.in. w Indiach, Nepalu, Chinach, Kenii oraz na Kubie. Dziś ma 97 lat, mieszka w Gdańsku.
Opowiedział nam swą historię dzięki życzliwemu pośrednictwu dr Tomasza Łączka z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, któremu serdecznie dziękuję za pomoc przy pisaniu tego materiału.
Piotr Natkaniec