PUBLICYSTYKA
Tajemnice podziemnych Kielc
W trakcie rewitalizacji śródmieścia wzbogaciliśmy swą wiedzę o starych Kielcach. Ale nie na wszystkie pytania uzyskaliśmy odpowiedź. Nie wiemy na przykład, czy to możliwe, że przed wiekami kształt kieleckiego Rynku był inny niż dziś? Wygląda jednak na to, że tak mogło być.
Waldemar Gliński, znakomity kielecki archeolog, ubolewa nad faktem, że pracy jest tak dużo, a czasu tak mało. Bo Kielce - w wielu swoich zakątkach - to wciąż miasto nieodkryte. Na szczęście dzięki modernizacji centrum, w ostatnich latach sporo udało się dowiedzieć. Dlatego wizyta w gabinecie archeologa to prawdziwa lekcja historii. Historii, która sięga nawet przełomu XI-XII wieku i osady skupionej w pobliżu kościoła św. Wojciecha.
Duża mądrość
Wskazuje na to odkrycie drewnianej chałupy, usytuowanej wzdłuż obecnego muru. Była to półziemianka. Udało się ustalić m.in. umiejscowienie paleniska, ale też odnaleźć ceramikę, a nawet prymitywny pierścionek. Zadanie niełatwe, bo najpierw należało przedrzeć się przez sporą liczbę ludzkich szczątków. – Od XVI wieku zmarłych chowano przy kościołach. Przy okazji modernizacji terenu w 2007 roku wydobyliśmy kości z blisko czterdziestu grobów – opowiada Gliński.
Gdzie grzebano ludzi wcześniej? Już w 1928 roku, podczas robót ziemnych przeprowadzanych w związku z zakładaniem sieci wodociągowej, na odcinku obecnej ulicy Bodzentyńskiej natrafiano na szczątki. – To pozwala wysnuć hipotezę, że istniało tam cmentarzysko rzędowe. Zmarłych nie chowano przy kościele, bo na samym początku był to teren mieszkalny – zauważa archeolog. Groby znajdowały się po drugiej stronie rzeki Silniczki, która płynęła do głównego nurtu Silnicy w miejscu obecnej ulicy.
Glińskiego zadziwia technika budowy chaty. Została zbudowana na bazie trójwarstwowej gliny – lekko przypalonej, mocniejszej i tej najtwardszej – która pełniła funkcję izolacji. – Tym samym można stwierdzić, że Kielce pod względem technicznej mądrości w niczym nie różniły się od innych ośrodków osadniczych z okresu piastowskiego – podkreśla.
Co ciekawe, w tamtych czasach praktykowano składanie tak zwanej ofiary zakładzinowej przed progiem albo pod podłogą obiektu. I w trakcie badań przy kościele odnaleziono małe naczynie zakopane w ziemi. Nie znamy jego zawartość (mógł to być na przykład płyn), ale jasne jest, że ten rytuał miał na celu zapewnienie domownikom przychylności bóstwa.
Architekt z okna
Ciekawe fakty przyniósł także remont Rynku. Przede wszystkim mowa tu o historycznym ratuszu, którego budowa rozpoczęła się w pierwszej połowie XVI wieku. W 1800 roku budynek ucierpiał w ogromnym pożarze. W 1943 roku gruzy gmachu odsłonili Niemcy, a w jego miejscu pojawił się basen, później przerobiony na fontannę.
Ten proces z okna jednej z kamienic obserwował inżynier Kinastowski. – Nie mógł wejść do środka i zrobić pomiarów, więc wszystko oceniał na oko. Jednak na tej podstawie przygotował bardzo trafny rysunek, pokazujący ukształtowanie murów – opowiada Gliński. Kolejne hipotezy można wysnuć na podstawie domysłów. Według archeologa, nasz ratusz był niezwykle podobny do tego w Iłży (ufundowanego przez biskupów krakowskich) oraz funkcjonującego do dziś w Szydłowcu.
Był to prostokątny, dwupiętrowy, murowany gmach z kamienia z dostawioną od południa wieżą. Na piętrze znajdowały się dwie sale sądownicze, a na parterze umieszczono postrzygalnię sukna i wagę miejską. Przed ratuszem zainstalowano pręgierz.
Niezwykle ciekawe jest to, że do dziś blisko Rynku można prawdopodobnie zobaczyć ważny detal tego budynku. W bramie obok delikatesów zostały wbudowane, wtórnie obramowane drzwi. – Śmiem twierdzić, że były to drzwi wejściowe do ratusza. Wskazuje na to ich profilowany, wczesnorenesansowy styl – mówi Gliński.
Cesarz talizmanem
Na placu św. Tekli odkryto dwa obiekty. – Znaleźliśmy tam zniszczone, przepalone ziarno. Było go dużo, bo około 150 litrów. To oznacza, że budynek musiał pełnić funkcję szpichlerza. Obok niego znajdowała się waga szalkowa, która jednak nie mogła służyć do ważenia zboża. Była za mała, więc musiano na niej ważyć niewielkie rzeczy, na przykład srebro. Co więcej, znaleźliśmy też piękną płytę posadzkową, wzorowaną na posadzce wawelskiej. Musiała ona pochodzić z czasów, gdy budowano posadzkę w katedrze. Była nieużywana, bez śladów zaprawy, w idealnym stanie – opowiada archeolog.
Skoro mowa o katedrze: na placu Najświętszej Maryi Panny odnaleziono sporo średniowiecznych materiałów. Wśród nich dwie monety rzymskie wykonane z brązu. Nie można się było za ich sprawą wzbogacić, ówcześni mieszkańcy nie mogli bowiem nic wiedzieć ani o Rzymie, ani o cesarzu. Widząc postać z falującymi włosami, byli przekonani, że to przedstawienie świętego. Traktowali to zatem nie jako pieniądz, lecz talizman.
***
A co z Rynkiem? Jego kształt długo nie dawał spokoju kieleckiemu archeologowi. Po wieloletnich przemyśleniach doszedł do wniosku, że musiał być kiedyś zupełnie inny. - Pamiętając, że w miejscu obecnej ulicy Leśnej stały zabudowania, zaś budynek obecnego Urzędu Miasta nie istniał, stawiam tezę, że ulica Mała wchodziła w obecną Piotrkowską w kształcie łuku. Tym samym wyglądało to analogicznie, jak obecne połączenie ul. Bodzentyńskiej i Dużej – mówi Gliński. To rzuca na pierwotne ukształtowanie kieleckiego Rynku zupełnie inne światło. I patrząc na mapę, taka hipoteza wydaje się ogromnie prawdopodobna.
Tomasz Porębski