Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Szczęście bywa przewrotne

piątek, 17 czerwca 2016 09:52 / Autor: Tygodnik eM Kielce
Szczęście bywa przewrotne
fot. K. Pęczalski
Szczęście bywa przewrotne
fot. K. Pęczalski
Tygodnik eM Kielce
Tygodnik eM Kielce

Te wspomnienia z Syberii noszą tytuł „Dziecko szczęścia”. Przewrotny, bo jak można być szczęśliwym na zesłaniu? Można. Bo się przeżyło.

Syberyjska historia Macieja Lisa zaczęła się wiosną 1940 r. wraz z drugą deportacją Polaków. Wywiezieni trafili do obozu Tajga Kasztaki. – To był typowy obóz, baraki i tajga, ale było też życie: ludzie kochali się, brali śluby, rodzili się i umierali. Byłem tam z mamą, siostrą Zosią, bratem Jurkiem, ciocią Stanisławą i jej przyjaciółką Anną Łoskiewicz – wylicza pan Maciej. Miał wtedy cztery lata.

Rodzina Lisów pochodzi z Kielc. Mieszkali na ulicy Złotej. W 1934 r. ojciec, Franciszek Lis, dostał nominację prokuratorską do Sądu Apelacyjnego w Lublinie i tam się przeprowadzili. Na rok przed wojną pan Franciszek awansował, został prezesem Sądu Okręgowego w Łucku. – Już 22 września 1939 roku aresztowało go NKWD za to, że „w roku 1920 targnął się z bronią w ręku na młodą republikę rad oraz wysługiwał się polskim panom i obcym kapitalistom, gnębiąc lud pracujący zachodniej Ukrainy”. Z wyrokiem dziesięciu lat obozu przymusowej pracy odbywał karę gdzieś na terenie ZSRR – opowiada pan Maciej.

Po aresztowaniu męża ktoś poradził pani Wandzie, by nie przyznawała się, że jest żoną sędziego. Wróciła do panieńskiego nazwiska Tomaszewska. Opuściła z dziećmi Łuck i zamieszkała u polskiej rodziny w Wełniance Rożyszcze.

– Formalnie mieliśmy status bieżeńców, czyli uchodźców z części Polski zagarniętej przez hitlerowców, w owym czasie sojuszników i przyjaciół ZSRR – dodaje pan Maciej. – Matka i ciotka Stanisława kończyły szkoły i zdawały maturę w Kielcach, pod zaborem rosyjskim. Przyszywana ciotka Anka pochodziła z Humania. Dzieciństwo i wczesną młodość spędziła na Kresach. Matka była absolwentką Wyższej Szkoły Handlowej w Warszawie, ciotka Stacha absolwentką wydziału prawa Uniwersytetu Warszawskiego, ciotka Anka historykiem po tej samej uczelni. Tymczasem znalazły się w tajdze, na Syberii, i musiały sobie jakoś radzić. Mama była twardą kobietą… – pan Maciej milknie na chwilę, jakby chciał przywołać obraz kobiety, którą tylko raz widział załamaną. I nie było to na zesłaniu, ale już po powrocie, kiedy wydawało się, że będą szczęśliwi.

23 marca 1946 r. wreszcie dojechali do Kielc, rodzinnego miasta Wandy. Rzucili tobołki i poszli na Złotą, do domu. Zatrzymał ich żołnierz: „Obywatelko, wróćcie! Tędy nie ma przejścia!”. Wanda powiedziała, że to ich dom rodzinny, i że wrócili z Syberii. Ale żołnierz kazał im czekać.

– Wszedł do środka i usłyszeliśmy: „Panie poruczniku, przyszła jakaś żebraczka i mówi, że to jej dom, wróciła z ZSRR i nie ma gdzie mieszkać”. Padła odpowiedź: „Powiedz jej, żeby się tu nie kręciła, bo wróci tam, skąd przyjechała” – opowiada pan Maciej.

Ale życie musiało toczyć się dalej. – Na początku dużo wspominaliśmy, lecz rozmowy o „leśnych”, łagrach i NKWD stawały się niebezpieczne, bycie sybirakiem również, bo skoro nasz potężny przyjaciel wywiózł polskiego obywatela na Sybir, to niechybnie obywatel ten musiał na to zasłużyć – mówi pan Maciej.

Z ojcem spotkał się dopiero w listopadzie 1965 r. w Penhros, w północnej Walii. Franciszek Lis został zwolniony z łagru w 1942 r. i wyjechał z ZSRR z II Korpusem Armii gen. Andersa, po wejściu w życie porozumienia Sikorski – Majski. Pozostało mu do odsiedzenia dziewięć lat, i gdyby nie to porozumienie, nie wiadomo, czy by przeżył.

***

Książka opatrzona jest rysunkami Wandy i Zosi Lis. Nie ma zdjęć z zesłania, ale te rysunki stanowią dokumentację ich życia i przeżyć. Promocja „Dziecka szczęścia ” odbędzie się w piątek, 24 czerwca, o godz. 17 w Ośrodku Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej w Kielcach.

Dorota Kosierkiewicz

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO