PUBLICYSTYKA
Operacji na razie nie będzie
No niestety, nie wzięłam urlopu. Zaufałam. Tym razem służbie zdrowia. Okazało się, że po raz kolejny niepotrzebnie.
Dwa lata czekania na operacje. Wyznaczony dzień i godzina. I oddział. Będą poprawiać wzrok. Udoskonalą to i owo, żeby z życia można było wziąć trochę więcej, nie tylko ciągle mgła na horyzoncie, że o kwestiach nie związanych z okulistyką nie wspomnę.
Całość dokumentacji, ciężko zdobywana w ciemnym tunelu zszarzałej poczekalni przychodni zdrowia. Okulistycznej. Bo najpierw rejestracja. Potem przyjęcie. Potem rejestracja i skierowanie. Potem badanie. I czekasz na wynik. Potem rejestracja i… niech się mama zarejestruje w środę. Dzisiaj nie da rady. Ale ja już od dwóch godzin… To proszę skargę napisać. Bardzo dobrze. Skargę. Może to coś wreszcie zmieni! My tu też już nie możemy wytrzymać. Pięćdziesięciu pacjentów już zarejestrowałam. Tylko dzisiaj! Doktor nie może więcej przyjąć! To dlaczego nie można się do was dodzwonić, ani żadnym innym sposobem czegoś się dowiedzieć, tylko musiałam tu stać?
I co? I nic. A ja muszę mieć to zaświadczenie, że nadaje się do zabiegu. Muszę!
Szarpanie. Załatwianie. Przeniesienie. Wypluwane w emocjach słowa i złe spojrzenia i że opóźniam kolejkę. Ale jest dokumentacja. Znów szary tunel przychodni i ostatecznie skierowanie. Wyznaczona godzina i miejsce. Chyba się powtarzam. Ale to ważne. Wyznaczone wszystko. I wszystko dopełnione, dotrzymane. Logistycznie dopięte.
Ty pojedziesz rano. Potem ja dojadę. Dopilnuję. Wieczorem omówimy jutrzejszy dzień. Bo to są sprawy najważniejsze. Ale mniej ważne też się dzieją. Dobrze jak można je połączyć.
Wszystko zgrać i zorganizować.
Seniorka nie śpi. Czeka na ranek. Ważny dzień. Podenerwowana. Przeżywa. Nie martw się. Głaszczę ja po twarzy. Wszystko dopięte. W końcu czekałaś dwa lata. Przyjeżdżamy. Seniorka czeka dalej. Czeka i czeka. No co tak czeka? Nie wie. Nie wie, że to nie na ogólnej izbie tylko okulistycznej? Co z tego, że nie pisze? No prawda, nie jest napisane, że na okulistycznej. To dalej, na górę. Windą. Znowu czeka. Bałagan. Boi się. Brat dopytuje. Nie wiadomo. Dużo ludzi. Któż to może wiedzieć, kiedy operacja? Zależy. Od czego? Od tego, kiedy lekarz przyjmie.
Jakie ma wyniki? Dobre? Ale może niedobre? Wyjdzie przy badaniu. Wtedy nie będzie zabiegu. No to czeka. Udaje, że spokojnie. Byleby już coś wiedzieć. Byleby lekarz był przyjemny. Byleby nie trzeba było już nigdzie się przenosić. Byleby było dobrze.
I żeby stąd wyjść.
Oczywiście, brakuje pieniędzy w służbie zdrowia i specjalistów brakuje, bo nasze państwo nie radzi sobie także ze skutecznym lobby lekarskim. Ale to nawet nie kolejki do specjalistów i na zabiegi dołują nas najbardziej. Nie to, ale właśnie ta zła organizacja służby zdrowia, której padamy ofiarą każdego dnia. My, gorsi pacjenci publicznych szpitali i przychodni.
P.S. Lekarze byli mili. I uważni. Na razie operacji nie będzie.
Marzena Sobala