PUBLICYSTYKA
Immam, mufti i prawda obiektywna
Kilkanaście dni temu doszło w Warszawie do ataku na Ośrodek Kultury Muzułmańskiej. Powybijano szyby, co zaalarmowało pracownika tej instytucji około pierwszej w nocy. Policja dostała jednak od niego zgłoszenie po kilku godzinach, więc gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, mogli co najwyżej zabezpieczyć ślady. Minister Mariusz Błaszczak zapowiedział śledztwo. O sprawie poinformowały media.
Niestety, niedostatecznie poinformowały o tym, jak na ten akt wandalizmu zareagowali imam Youssef Chadid, przewodniczący Ligi Muzumańskiej w Polsce, oraz Nedal Abu Tabaq, jej mufti. Policjanci jeszcze nie zaczęli badać sprawy, gdy ten pierwszy już przesądził, że był to atak na tle rasistowskim i ksenofobicznym. Drugi posunął się znacznie dalej. Porównał sytuację żyjących w Polsce muzułmanów do sytuacji… Żydów mieszkających w Rzeczypospolitej przed II wojną światową i pod hitlerowską okupacją! Bez cienia wstydu wypalił: „Nie wykluczam, że za kilka, maksimum za kilkanaście lat (…) będę musiał mieć numer. Żydzi mieli w obozach numery, ja będę miał kod kreskowy. Jeśli pan mi powie choć jedną różnicę, którą pan widzi między rokiem 1938 a 2017 (…). Nam przeszkadza to (...), że wracamy do tych czasów przedwojennych, gdzie dosłownie tak byli traktowani (…) Żydzi”.
Prawda, że sympatyczne słowa w ustach człowieka, którego bracia w wierze właśnie demolują koszerne sklepy w miastach zachodniej Europy? Nie szkodzi, że obaj dżentelmeni nie mają nawet cienia dowodu na to, kto dopuścił się tego aktu wandalizmu. Nie szkodzi, że był to zupełnie jednostkowy przypadek, na podstawie którego nie wolno wyciągać ogólnych wniosków. Nie szkodzi, że na naszych ziemiach od wieków żyją polscy Tatarzy, którym nawet przez myśl by nie przeszły podobne oszczerstwa, bo ich odmienność religijna i kulturowa jest powszechnie szanowana. To wszystko betka. Przywódców Ligi Muzułmańskiej fakty nie interesują, a jeśli przeczą ich tezom, to tym gorzej dla faktów. Obydwaj nie wydają się też być szczególnie wrażliwi na to, co mówią o obywatelach kraju, który ich – bądź co bądź – gości. Taki szczególny rodzaj przyzwoitości.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo tak jak nie tolerujemy wyzywania nas od rasistów i ksenofobów przez opasłych unijnych dygnitarzy, tak samo nie powinniśmy tolerować zachowania obydwu panów. A zdaje się, że z czymś takim mieliśmy do czynienia. Nie słyszałem głosów oburzenia publicystów, nie widziałem materiałów na ten temat w głównych wydaniach wiadomości. Zupełnie jakby nastąpiła zmowa milczenia, jakby nie chciano dodatkowo rozdrażniać imama i muftiego, by nie wyszło na to, iż rzeczywiście jesteśmy en masse islamofobami i ksenofobami.
Nie, nie jesteśmy i dla każdego trzeźwo myślącego człowieka jest to oczywiste. Ale też nie powinniśmy się dać bezkarnie obrażać. Pozwy dla obu panów może ostudziłyby ich gorące muzułmańskie głowy. By zrozumieli, że w Polsce, w odróżnieniu od Europy Zachodniej, nie wszystko im wolno.
Tomasz Natkaniec