PUBLICYSTYKA
Humor po niemiecku


Dobry żart tynfa wart – mówili nasi antenaci i wiedzieli, co mówią. Jako naród nie możemy, jak się zdaje, narzekać na brak poczucia humoru, które pomagało nam przetrwać najtrudniejsze dziejowe chwile. Ale nie wszystkie nacje są w tym do nas podobne. Na przykład Niemcy zupełnie nie znają się na żartach, co w sumie nie dziwi u narodu, który sprowokował dwie wojny światowe. Bądźmy szczerzy: ich dowcipy są czasem tak zabawne jak krzesło elektryczne.
Jest okazja, żeby się temu bliżej przyjrzeć, bo w niemieckich mediach, od momentu, gdy do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość, obserwujemy ciekawe wzmożenie żartów z naszego kraju, a zwłaszcza z Jarosława Kaczyńskiego. To zresztą swoista powtórka z historii – pamiętamy przecież, jak za pierwszych rządów PiS niemiecki dziennik (i nie on jeden) kpił z braci Kaczyńskich, nazywając ich kartoflami. Tym razem ostrzał jest jednak bardziej intensywny.
Oto nie tak dawno na paradzie karnawałowej w Dusseldorfie artysta Jacques Tilly uraczył publikę instalacją przedstawiającą Polskę jako grubą paskudną babę, płaszczącą się pod butem Jarosława Kaczyńskiego w mundurze i czarnych okularach. Autor wytłumaczył swój zamysł tak: "Postanowiliśmy, że przedstawimy Jarosława Kaczyńskiego jako dyktatora, wpiszemy go w kontekst podobny do Pinocheta. Mam nadzieję, że jest to odbierane z humorem. Nie miałem na myśli nic złego, obraźliwego (...). To jest karnawał i tak to powinno być odbierane”.
Prawda, że śmieszne? Kaczyński jak Pinochet, ubaw po pachy.
Berliński dziennik "Tageszeitung" także zajął się prezesem PiS. "Aby spotkać się z nim na poziomie oczu, trzeba zejść na kolana. Dzięki pionowo mierzonym 157 centymetrom Jarosław Kaczyński jest mały, ale jednocześnie tak potężny, że partia i państwo, rząd i sądownictwo są jak guma w jego rękach" – pisze autor Peter Kohler, po czym stawia diagnozę, że Kaczyński "zmartwychwstał" po śmierci brata i zamienia teraz Polskę w ultrakatolicki kraj, w którym sprzeciw wobec myślących inaczej w żadnym wypadku nie będzie tolerowany.
Na początku lutego w publicznej telewizji znany niemiecki kabareciarz Lars Reichow wspiął się na szczyty dowcipu: "Kaczyński, jednojajowy bliźniak. Drugie jajo kilka lat temu spadło i rozbiło się".
To tylko trzy z wielu przykładów poczucia humoru Niemców.
Wygląda na to, że mają z nim większy problem niż z uchodźcami.
Tomasz Natkaniec