PUBLICYSTYKA
Frajer Europy
Na pewno zauważyli Państwo, że w festiwalu bezprzykładnej bezczelności i arogancji wobec polskiego obozu rządzącego przodują media i politycy Niemiec – hegemona Unii. Cóż, nic dziwnego: Niemcy mają u nas najwięcej do stracenia i to w kilku wymiarach. Na przykład ekonomicznym.
Według Global Financial Integrity, organizacji badającej nielegalne przepływy finansowe, Polska jako j e d y n y kraj UE jest w niechlubnej dwudziestce państw najbardziej drenowanych finansowo. Za granicę trafia aż 5 proc. naszego PKB, czyli około 90 mld zł rocznie. Najwięcej pieniędzy transferują z Polski firmy niemieckie – ok. 30 mld zł. (Dla porównania: koszt programu 500+ to 22 mld zł).
Spółki te to u nas 50 proc. wszystkich zagranicznych podmiotów. Wymieńmy tylko sieci handlowe: Lidl, Kaufland, Obi, Rossmann, Deichmann, Metro, Real, Saturn, Media Markt, MAKRO Cash&Carry, KIK. Powie ktoś: fajnie, dają miejsca pracy, napędzają naszą gospodarkę.
Naszą?
Gdyby niemieccy pracodawcy musieli zapłacić Polakowi tyle, co Niemcowi, sprzedawca w Lidlu zarabiałby 13-14 tys. zł miesięcznie, a szeregowy pracownik mBanku – 18,5 tys. zł. Ale nie muszą. Więc nie odprowadzimy podatków od tych wysokich sum i to nie nasz budżet się wzbogaci. Jesteśmy też dla nich znakomitym rynkiem zbytu, no i mają nasze media – aż 90 proc. wszystkich tytułów prasowych. Ich pełna lista zajęłaby trzy takie felietony. Mają też portale internetowe (Onet) i stacje radiowe (RMF FM).
Więc gdy pan komisarz Günther Oettinger i inni zatroskani niemieccy politycy załamują ręce nad zagrożeniami naszej demokracji i chcą objąć Warszawę nadzorem KE, to śmiem twierdzić, że akurat demokrację w Polsce to oni mają w nosie. Chodzi wyłącznie o to, by zachować status quo. By do tej pory potulne wobec Niemiec i Unii rządy takimi pozostały. By potulne media publiczne i inne nie zamieniły się w takie, które głośno będą trąbić o tym, co napisałem powyżej. By Polska została tym, kim jest.
Frajerem Europy.
Tomasz Natkaniec
PS. Ciekawe, czy Bruksela zajmie się domniemanymi naciskami niemieckiego rządu na tamtejsze media, które dopiero po czterech dniach poinformowały o atakach na kobiety w Kolonii?