PUBLICYSTYKA
dr Tomasz Domański (IPN): Ustaliłem sprawców pacyfikacji Michniowa
Rozmowa z doktorem Tomaszem Domańskim, historykiem z Delegatury IPN w Kielcach.
Mimo, że od pacyfikacji Michniowa minęło 81 lat, odnalazł pan nowe dokumenty. Co udało się ustalić?
Przebieg pacyfikacji znamy od strony ofiar. Natomiast mieliśmy mało wiedzy o sprawcach tej zbrodni. Historycy posługiwali się sformułowaniami: jednostka niemiecka, żandarmi z posterunku. Brakowało ustalenia sprawstwa instytucjonalnego i indywidualnego.
Jeśli chodzi o sprawców instytucjonalnych. Do tej pory uważano, że w akcji brały udział dwa bataliony policyjne: 1. i 2. Batalion 22 Pułku Policji SS, 3. Batalion 17 Pułku Policji SS oraz zbieranina żandarmów z różnych posterunków. Natomiast ze śledztwa prowadzonego w Hamburgu, do którego dotarłem, wynika, że podstawową rolę odegrała 3. Kompania 1. Zmotoryzowanego Batalionu Żandarmerii. Tamte jednostki, ustalone przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich, pełniły rolę pomocniczą.
Jeśli chodzi o imiennych sprawców zbrodni to, w materiałach wskazano na kapitana Wolfganga O. (pełne nazwisko jest mi znane, ale prowadzę jeszcze kwerendy, więc na tym etapie nie będę go ujawniać). Był to dowódca jednego z plutonów, który przeprowadził akcję spalenia żywcem kilkudziesięciu mężczyzn 12 lipca. Drugim z nich jest porucznik Rudolf N., który po przybyciu do Michniowa drugiego dnia pacyfikacji - 13 lipca, powiedział do podwładnych, "że mają wszystkich wykończyć". Te słowa odebrali, jako zgodę na wymordowanie mieszkańców wsi.
Do jakich dokumentów pan dotarł?
Dotarłem do obszernych akt prokuratury w Hamburgu oraz do materiałów innych prokuratur, które po wojnie prowadziły śledztwa landowe w RFN i w Austrii. Śledztwa były wszczynane na podstawie pism przesyłanych przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Warszawie. Wśród nich była też mowa o zbrodniach popełnionych na Kielecczyźnie.
W tych dokumentach odnalazłem zeznania Heinza Fritza urodzonego w 1908 roku w Berlinie, który przerwał zmowę milczenia. Był on policjantem 3. Kompanii 1. Zmotoryzowanego Batalionu Żandarmerii. Była to najbardziej zbrodnicza i okrutna jednostka odpowiedzialna za wiele morderstw w dystrykcie lubelskim, a potem radomsko - kieleckim. Stacjonowali m.in. w Kielcach, Końskich, Ciepielowie, Radomiu, Nowej Słupi.
Fritz złożył dobrowolne zeznania dwukrotnie w 1967 i 1969 roku, w których opowiedział o pacyfikacji Michniowa. Świadek ten, działał w przemyśle kauczukowym, doszedł do wielu wysokich stanowisk. Jak to się stało, że znalazł się w takiej jednostce? Z zeznań wynika, że była to forma kary za to, że nie chciał wstąpić do NSDAP.
Co on zeznaje?
Opowiada, że skierowano go do Lublina, gdzie przydzielono do wspomnianego batalionu, a potem przyjechali do Kielc. Czytamy: "wkrótce po przybyciu do Kielc zorientowałem się, że w jednostce tej znajdowały się elementy, które można było określić, jako przestępcze".
Jak wyglądała pacyfikacja Michniowa w świetle jego zeznań?
Według niego, pacyfikację poprzedziła odprawa motywacyjna przeprowadzona 11 lipca 1943 roku, skierowana do szeregowych policjantów. Mowę wygłosił dowódca, wspomniany Wolfgang O., który obarczył wszystkich mężczyzn w Michniowie działaniami antyniemieckimi. Mówił, że "Michniów jest uznawany za centralę partyzantów przeprowadzających zamachy na główną linię kolejową Kraków - Radom - Warszawa". Mówił, że napotkani we wsi mężczyźni winni być "zakatrupieni". Mówił do podwładnych, że będą "mieli honor przeprowadzić atak na bunkry". W dalszej części zeznań, Fritz wspomina o tym, co wiemy z relacji polskich świadków: o segregacji mężczyzn, imiennych listach, o tym, że nie było żadnej walki we wsi, o uprowadzeniu 10 osób z Michniowa i wywiezieniu ich ciężarówką do Kielc. Świadek opisuje szczegóły, które mógł znać tylko uczestnicząc w tych wydarzeniach.
Co jeszcze jest w jego zeznaniach?
Fritz mówi dalej, że idąc przez lasy do wsi Michniów nie natknęli się na bunkry, które mieli zniszczyć: "Znaleźliśmy tylko kilka dołów, przykrytych chrustem, w których schronienia mogli szukać przypuszczalnie Żydzi". Jest to więc kolejny wątek, czy mieszkańcy Michniowa wspierali ukrywających się Żydów? Czytamy dalej: "Idąc przez wieś widziałem tylko kobiety i dzieci. Mężczyzn zobaczyłem w przydrożnym rowie z rękami skrzyżowanymi za głową". Opowiadał, że zatrzymali się kilometr za wsią, aż przyszedł rozkaz: "15 nowych wystąp. Wśród nich byłem ja". Chodziło o tych, którzy niedawno przybyli z Lublina, aby nabrali wprawy w tym krwawym rzemiośle. Czytamy: "Rozkazano nam, abyśmy pojechali do przebywających w rowie Polaków (pamiętam, że było ich 86), załadowali na ciężarówkę, zawieźli do wsi, pojedynczo wprowadzali do domów, kazali uklęknąć, zabijali strzałem w potylicę i podpalili domy". Fritz zeznaje, że zameldował się u dowódcy kapitana O., aby pozwolił mu nie uczestniczyć w tej akcji. Dowódca się zgodził i świadek nie widział tej zbrodni. Nie wiedział więc, że mężczyźni nie zostali zastrzeleni, ale żywcem spaleni.
Fritz opisuje też to, co wiedzieliśmy od polskich świadków, że mężczyzn przewożono z jednego końca wsi do środka, kilkoma nawrotami ciężarówek. Podaje precyzyjną liczbę 86, czyli Niemcy mieli ich policzonych. Do tej pory nie wiedzieliśmy ilu dokładnie mężczyzn zamordowano pierwszego dnia. Podawaliśmy liczbę około 90. Te szczegóły wskazują na wiarygodność świadka.
Jak wyglądał drugi dzień pacyfikacji - 13 lipca w jego zeznaniach?
Jego batalion, jako jedyny otrzymał rozkaz przeprowadzenia nowej akcji, bez podania o co chodzi. Kiedy dojechali na miejsce, zorientował się, że ponownie jest w Michniowie. Porucznik N. utworzył dwie grupy i wydał rozkaz zamordowania znajdujące się we wsi kobiety i dzieci. Z zeznań Fritza wynika, że on odmówił wykonania rozkazu powołując się na wcześniejszą zgodę kapitana O. Zeznania Fritza i polskich świadków, co do przeprowadzenia pacyfikacji, są zbieżne.
Czy sprawcy byli pociągnięci do odpowiedzialności karnej?
W aktach śledztwa w Hamburgu nie znalazłem, żadnego zeznania kapitana Wolfganga O. Prawdopodobnie wtedy już nie żył. Natomiast jeśli chodzi o Rudolfa N., to znalazłem trzy protokoły jego przesłuchania, w których wypierał się przeszłości. Mówił, że nie zna Michniowa i nigdy nie był w Kielcach. Natomiast inni świadkowie - zbrodniarze zeznawali, że nie rozmawiali o tej pacyfikacji w oddziale.
Co warto podkreślić, kiedy Fritz w 1967 roku złożył swoje zeznania, potraktowano je poważnie. Sporządzono notatkę, w której wskazano, że są poważne zarzuty wobec dwóch oficerów. Później sprawa jakoś się rozmyła.
Dla mnie, jako historyka ciekawe są wywody oskarżonych, którzy deprecjonują polskich świadków oraz wypierają jakiekolwiek swoje winy. Oficerowie żandarmerii średniego stopnia, którzy w czasie wojny, w regionie kieleckim decydowali o życiu i śmierci kilkudziesięciu tysięcy ludzi, po wojnie przedstawiali się, jako marionetki, trybiki, którzy nic nie wiedzieli i na nic nie mieli wpływu.
Jakie znaczenie mają pana ustalenia?
Warto z mozołem prowadzić kwerendę, aby budować wiedzę i pamięć o Michniowie i innych miejscach. Myślę, że dla czci ofiar jest to kluczowe, aby wiedzieć, kto konkretnie stał za poszczególnymi zbrodniami.
Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat
Szczegółowe ustalenia historyka IPN przedstawimy w audycji: "Historia na fali" w czwartek 7 listopada, godz. 20 w Radiu eM .