PUBLICYSTYKA
Coś wisi w powietrzu
Jakie jest powietrze w Kielcach, każdy widzi. Tak byłoby najłatwiej napisać, ale... Niestety – tego nie zobaczymy. Możemy jednak korzystać z odczytów, a te w listopadzie mówiły, że nasze miasto atakuje niebezpieczny smog. Czy mamy się czego obawiać?
Wszystko co złe, zaczęło się 18 listopada. Wtedy średni, dzienny poziom pyłu zawieszonego PM10 w Kielcach wzrósł aż do 65 mikrogramów,choć dopuszczalna norma wynosi 50. Dzień później było to już 84, kolejnego dnia 72. To poziom bardzo wysoki. Gdybyśmy jednak spojrzeli na rozkład danych w poszczególnych godzinach, sytuacja byłaby jeszcze bardziej dramatyczna. W pewnych momentach wskaźniki pokazywały nawet blisko 180 mikrogramów pyłu w atmosferze. Na szczęście po trzech dniach poziom zaczął spadać. Obecnie sytuacja jest stabilna, a wyniki ze stacji pomiarów przy ulicy Jagiellońskiej wahają się między 30 a 40 mikrogramami. Skąd więc taki skok w listopadzie?
Nie padało i nie wiało
Odpowiedź jest stosunkowo prosta. – Najprawdopodobniej przyczyną podwyższonych stężeń pyłów była niekorzystna sytuacja meteorologiczna, czyli niskie temperatury powietrza, brak opadów oraz małe prędkości wiatrów. Do tego doszło rozpoczęcie sezonu grzewczego, któremu towarzyszy emisja spalin z pieców.W ostatnich dniach listopada temperatura powietrza wprawdzie się obniżyła, ale jednocześnie wzrosła prędkość wiatru oraz wystąpiły opady. Dzięki temu chmury pyłów rozproszyły się – tłumaczy Joanna Jędras z Wydziału Monitoringu Środowiska Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Kielcach.
Warto dodać, że kielczanie i tak są w dużo lepszej sytuacji niż mieszkańcy innych miast. Najgorzej jest oczywiście na Śląsku. W połowie listopada wystąpiły tam przekroczenia dopuszczalnych wartości w skali trudnej do wyobrażenia. Na przykład w Rybniku, bagatela, aż o 668 proc! W innych miastach sytuacja też była nie do pozazdroszczenia – w Wodzisławiu odnotowano wzrost o 276 proc., w Sosnowcu i Zabrzu o 244 proc., w Gliwicach i Tychach o 238 proc.,w Żywcu o 166 proc., a w Katowicach o 138 proc.
– Na obszarze Polski południowej występowanie bardzo wysokich stężeń pyłów związane jest z kumulowaniem się tak zwanej emisji komunalnej – chodzi tu o spalanie dostępnego w tym rejonie niskogatunkowego węgla i innych paliw. Nasz region ma wyższy indeks przewietrzania i lepszą dostępność do paliw gazowych, a na znacznym obszarze również większerozproszenie zabudowy i mniejszą koncentrację przemysłu. Dlatego przekroczenia dobowych norm pyłu w naszym województwie dotyczą wyłącznie okresu zimowego, a ich poziom nigdy nie sięgnął ponad 300 mikrogramów na metr sześcienny. Taki poziom alarmowy obowiązuje od 3 października, a wcześniej wynosił 200 mikrogramów – tłumaczy Joanna Jędras.
Człowiek groźniejszy od elektrociepłowni
Smog ma znaczenie dla naszego zdrowia, a najgorzej znoszą go osoby wrażliwe, zwłaszcza alergicy. I nic dziwnego, bo wśród substancji zawartych w pyle dominują związki węgla, metale ciężkie oraz wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne. Normami objęte są też metale: arsen, kadm, cynk, ołów, a także benzo(a)-piren.
Kto jest najbardziej winnym tworzenia się smogu? Okazuje się, że wbrew powszechnemu mniemaniu kominy elektrociepłowni nie przyczyniają się do tego. – Kominy wynoszą zanieczyszczenia na dalekie odległości. Dodatkowo są one wyposażone w odpowiednie urządzenia odpylające, które pozwalają zachowywać obowiązujące standardy jakości powietrza – przekonuje Joanna Jędras.
I rzeczywiście, Elektrociepłownia Kielce dba o to, by środowisko nie było zanieczyszczane, a ochrona powietrza atmosferycznego jest jednym z jej priorytetowych działań. W elektrociepłowni przy kotłach założono specjalne elektrofiltry, odpylacze oraz cyklony, których skuteczność odpylania wynosi ponad 90 proc.
Może to zaskakujące, ale najbardziej winni tworzenia się smogu jesteśmy my, kielczanie. – To prawda. Znacznie bardziej narażeni jesteśmy na oddychanie tym, co trafia do powietrza z palenisk domowych. Na warunki meteorologiczne nie mamy wpływu, ale mamy na to, czym ogrzewamy mieszkania. Niedopuszczalne jest palenie śmieci, zwłaszcza plastików, szmat i gum – podkreśla Joanna Jędras.
Przesiadamy się do autobusów
Za to zresztą grożą poważne kary. – Za spalenie w piecu śmieci można otrzymać grzywnę do 500 złotych – tłumaczy Władysław Kozieł, komendant Straży Miejskiej w Kielcach. – Ale jeżeli strażnik zauważy, że do spalenia przygotowany został materiał w większej ilości, może wystąpić do sądu o ukaranie mieszkańca. Sąd nie jest związany taryfikatorem i może nałożyć znacznie wyższą grzywnę. Plagą są też dzikie wysypiska. Tu winowajcami są głównie właściciele domków, którzy wyrzucają odpady, gdzie popadnie. W blokach tego kłopotu nie ma, bo opłaty za wywóz ponosi wspólnota mieszkaniowa.
I dlatego gdy pytamy, co sami możemy zrobić, by dbać o środowisko, słyszymy odpowiedź: przede wszystkim nie palić śmieci, bo dzięki temu ograniczamy tzw. emisję niską. – Ważne jest też przejście z ogrzewania węglowego na gazowe lub olejowe, termoizolacja budynków, by straty energii oraz ciepła były jak najmniejsze, a także korzystanie z komunikacji miejskiej – przekonuje Joanna Jędras. Bo im mniejszy ruch drogowy, tym mniejszy tzw. wtórny unos pyłu z dróg.
Do porzucenia własnego transportu samochodowego trudno jednak kogokolwiek namawiać. Ale do tego, by dbać o środowisko w inny sposób, już chyba warto. Kielce, jak na miasto tej wielkości, są czyste. I dobrze byłoby, gdyby tak pozostało.
Tomasz Porębski