MIASTO
Porozumienia nie ma, dworzec czeka…
Nadal daleka droga do rozwiązania sprawy dworca PKS. Właściciele spółki PKS2 żądają za obiekt 25 milionów złotych od władz miasta. – Tyle za niego nie zapłacę, bo on nie jest tyle wart – stanowczo odpowiada prezydent Kielc, Wojciech Lubawski.
Na wtorkowej komisji budżetu i finansów prezes spółki Marek Wołoch oraz zawodowy negocjator Krzysztof Wojsa, który pośredniczy w negocjacjach, przedstawili radnym szczegóły oferty jaką złożyli prezydentowi. – Nasza obecna cena do negocjacji to 25 mln zł. Za tę kwotę miasto może kupić nieruchomość bez dodatkowych zobowiązań, które zostały spłacone – mówił Wołoch.
Jednak radni nie do końca byli przekonani nie tylko co do oferty, ale również do samego spotkania. – Po co państwo przyszli na posiedzenie komisji? Przecież negocjacje odbywają się z na poziomie władzy wykonawczej – pytał Robert Siejka, radny PO. – Najpierw mówiliście o 40 mln, potem o 28, teraz 25. Próbujecie tutaj uprawiać lobbing. Wysłaliście pismo, w którym grozicie, że przestaniecie grzać, a teraz oferujecie 25 milionów. Musicie się bardziej postarać – stwierdził Tomasz Bogucki z Porozumienia Samorządowego.
Przedstawiciele spółki podkreślali również, że jeżeli władze Kielc nie mają funduszy na odkupienie dworca, to są zainteresowani gruntami, które miasto planuje sprzedaż. Miałyby one pokryć część kwoty. Z takim rozwiązaniem stanowczo nie zgadza się Wojciech Lubawski. – Zamiany robiono kiedyś w Afryce. Jeżeli ktoś myśli, że jesteśmy nieświadomi swojego majątku to się myli. Nie ma takiej możliwości – mówił włodarz miasta.