MIASTO
Maleńkie życie na wagę złota
Jak płynie czas na oddziale neonatologii? Jak wygląda walka o życie dziecka urodzonego w 24 tygodniu ciąży? Co jest najtrudniejsze w tej pracy i czy w zaciszu domowym da się o niej zapomnieć? Zapraszamy do przeczytania wywiadu z dr Grażyną Pazerą, kierownikiem klinicznego oddziału neonatologii w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach.
– Kielecki oddział neonatologii ma dopiero dziesięć lat. To bardzo młody, ale bardzo ważny oddział.
– Osiągnięcia neonatologii w województwie świętokrzyskim, w tym również naszego oddziału, są bardzo duże. Dorównaliśmy już państwom europejskim. Ratujemy życie dzieci ze skrajnym wcześniactwem, z bardzo małą masą ciała. Wykonujemy wszystkie badania, leczymy zgodnie ze standardami, stosując te same urządzenia co na całym świecie. Lekarze, pielęgniarki i położne są doskonale wyszkoleni. Zespół jest doskonały. Bardzo się z tego cieszę.
– Oddział neonatologii to taki oddział, o którym każdy słyszał, ale nie każdy widział.
– Zazwyczaj te oddziały są zamknięte, niedostępne dla osób z zewnątrz. Przez wiele lat na oddział neonatologiczny nie mógł wejść nawet tata dziecka, ani rodzina. Obecnie to się zmieniło i rodziny już mogą przebywać na oddziale wspólnie.
– Jak mały jest człowiek, który rodzi się w 24 tygodniu?
– To maleństwo, które waży około 500 gramów, i które mieści się na dłoni dorosłego człowieka. To jest naprawdę maciupeńkie ciało. Ale to człowiek, który chce żyć, który się porusza i czeka na pomocną dłoń drugiej osoby.
– Jakie emocje towarzyszą narodzinom wcześniaka?
– Narodziny przed terminem to zawsze dramat. To bezradność, strach, niepokój, zderzenie z widokiem dziecka, które nie umie się kontaktować, nie potrafi płakać, unieść rączki, nie wiadomo, czy przeżyje. To dla rodziców bardzo trudne doświadczenie. Jako lekarze, staramy się pomóc temu człowiekowi najlepiej jak potrafimy. Leczenie dziecka, które jest w stanie zagrożenia życia to praca w stresie, walka z czasem. Nie wszystko kończy się sukcesem, są działania niepożądane leków, nieoczekiwane sytuacje. Pomijając wszystkie urządzenia medyczne, nasz rozum, nasze umiejętności, uważam, że takie leczenie może się powieść wyłącznie wtedy, kiedy wokół jest miłość. Miłość personelu do pacjenta, rodziców do swojego dziecka, szacunek do rodziców, wzajemne zaufanie.
– Czyli miłość przezwycięża wszystko? Jak należy to rozumieć?
– Święty Paweł pisze, że miłość jest cierpliwa – bez cierpliwości do tych dzieci nie jesteśmy w stanie uratować ich życia. Miłość jest pokorna – bez pokory nie jesteśmy w stanie być lekarzami, pielęgniarkami, położnymi. Miłość nie unosi się gniewem – jako personel medyczny nie możemy się gniewać na rodziców, którzy są dla nas czasem nieuprzejmi, którzy zadają nam bardzo trudne pytania i wyrażają różne emocje – od pięknych poprzez gniew, lęk, złość. Miłość jest łaskawa – mamy przyjmować dziecko i rodziców takimi jakimi są, być dla nich dobrzy. Rodzice muszą otoczyć swoje dziecko miłością, która zawsze trwa, przezwycięży wszystko, nigdy nie ginie. Jeżeli mówimy o płaszczyźnie leczenia dzieci urodzonych przed terminem, musimy być dokładnie tacy, jak pisze święty Paweł.
– Co dla Pani Doktor jest najtrudniejsze w tej pracy?
– Moment, gdy zaczyna brakować nadziei. Są chwile, w których wiem, że zostały wyczerpane wszystkie możliwości medyczne mogące uratować życie dziecku. To czas, w którym muszę w swojej duszy przyznać, że ja mu już nie pomogę. Że ono odchodzi. Kolejny trudny moment to ten, w którym muszę to powiedzieć rodzicom.
– Da się wrócić do domu po takim dyżurze i nie myśleć?
– Neonatologia jest taką dziedziną medycyny, o której nie da się zapomnieć w domu. Lekarz po dyżurze powinien odpoczywać, a mój zespół często dzwoni do mnie po godzinach i pyta, jak się czuje dany pacjent, co się z nim dzieje, czy jest poprawa. Doświadczenie mówi, że nie jesteśmy w stanie zapomnieć o pacjentach, bo nasze decyzje są na miarę życia.
– Czy rodzice potrafią zapomnieć o wcześniactwie, nawet jeśli ich dzieci poradziły z nim sobie bardzo dobrze?
– Z rozmów z nimi wiem, że nie da się o tym zapomnieć. To bardzo stresujące sytuacje i obrazy, które zostają z człowiekiem na zawsze. Można powoli ujarzmiać wspomnienia, lęk i cieszyć się widokiem pięknie rozwijającego się dziecka. Ale stres w różnych okolicznościach może powracać. Na szczęście, większość wcześniaków rozwija się dobrze. Jednak jest też grupa dzieci, które tego szczęścia nie mają.
– Dla osób, którym trudno sobie wyobrazić ten oddział powstała wyjątkowa wystawa zdjęć.
– Tak, to prawda. W Galerii Echo na trzecim piętrze można oglądać niezwykłą ekspozycję zdjęć autorstwa Anny Trawki. Fotografie ukazują codzienną pracę naszego oddziału, nasze wcześniaki. To niesamowite, bo na co dzień mamy tyle obowiązków, że nie jesteśmy w stanie się temu przyjrzeć, nie mamy czasu się zatrzymać. Zdjęcia są piękne i naprawdę warto je zobaczyć.
– Jak Pani Doktor odpoczywa?
– Zawsze chciałam być chirurgiem, ale pewnego dnia los sprawił, że rozpoczęłam pracę na oddziale intensywnej terapii. I oto pojawia się neonatologia, którą zaczynam się interesować. Zaczynam też rozumieć, że to jest dla mnie ciekawe i to moja droga. Mimo ogromu wiedzy ciągle znajduję obszary, które mnie zaskakują. Ta dziedzina mnie nie męczy. Fizycznie jest to praca ciężka i trudna. Po przyjściu do domu cieszę się, że mogę w nim pomieszkać, że mogę poczuć zapach domu, zapach tego co się w nim dzieje, przyrody. To mnie uspokaja. Pomaga odpocząć. Relaksuje mnie czytanie książek, słuchanie muzyki, spacery i oczywiście czas spędzony z wnukami.
– Czy z uwagi na Pani zawód, narodziny wnuków były stresujące?
– Narodziny dzieci w rodzinie są niezwykłe. Wtedy przestaje się być lekarzem. Jest się tylko człowiekiem. Tylko zestresowaną babcią, która ma nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Oczywiście, że stres jest zdecydowanie większy, jeśli posiada się wiedzę medyczną. Tym bardziej, że na pewne rzeczy nie mamy wpływu.
– Co Pani ma zawsze przy sobie?
– Niematerialnie to z pewnością dobre myśli. Z rzeczy materialnych – medalik, który otrzymałam od męża na urodziny. On daje mi siłę i poczucie bezpieczeństwa.
– Dziękuję za rozmowę.